Godziemba Godziemba
352
BLOG

Aliancka misja w Polsce (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

W końcu grudnia 1944 roku wylądowała w okupowanej Polsce brytyjska misja wojskowa, o kryptonimie „Feston”


     W obliczu zbliżającej się Armii Czerwonej do przedwojennych granic Rzeczypospolitej, Mikołajczyk zwrócił się w lutym 1944 roku do  Churchilla z propozycją  wysłania do Polski misji wojskowej, która miała koordynować pomoc militarną aliantów dla Armii Krajowej oraz uczestniczyć w ujawnianiu przed Sowietami ośrodków Polskiego Państwa Podziemnego. Rząd brytyjski nie podjął jednak tematu.


     Wrogi stosunek Sowietów do żołnierzy AK oraz przedstawicieli państwa podziemnego, aresztowania, mordy i wywózki Polaków w głąb ZSRS sprawiły, iż w końcu marca 1944 roku szef Oddziału Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza płk. Michał Protasewicz w piśmie do szefa Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE – Special Operations Executive) ppłk. Perkinsa zaapelował o przysłanie komisji międzyalianckich w związku z likwidowaniem oddziałów AK na Wołyniu przez dowódców Armii Czerwonej.


    W kolejnych tygodniach Mikołajczyk poruszał ten temat w trakcie rozmów z Churchillem oraz zastępcą sekretarza stanu USA Edwardem Stettiniusem. Brytyjczycy uzależniali jednak wysłanie takiej misji od wcześniejszego porozumienia rządu RP z władzami sowieckimi. Mikołajczyk miał nadzieję, iż obecność w Polsce Brytyjczyków może spowodować zmianę postępowania Sowietów wobec Polaków.

     Dopiero w dniu kapitulacji powstania warszawskiego, 2 października 1944 roku rząd brytyjskim zgodził się wysłać ww. misję do Polski.  Trzy dni później ppłk Harold Perkins poinformował zastępcę szefa sztabu Naczelnego Wodza, gen. Stanisława Tatara, o postanowieniu natychmiastowego wysłania do Polski misji, składającej się z trzech oficerów, pod kierownictwem doświadczonego w podobnych operacjach na terenie Jugosławii płk. Ouane'a T. Hudsona.  W grupie tej miał znaleźć się też polski „cichociemny", por. Antoni Nikodem Pospieszalski.

     Ppłk Perkins podkreślał, iż „Jesteśmy przygotowani, że po przybyciu tych obserwatorów do m[iejsca] p[ostoju] Nacz[elnego] Dowództwa Armii Krajowej i rozejrzeniu się w sytuacji, będą oni musieli powołać dalszych obserwatorów dla stworzenia podośrodków obserwacyjnych w głównych ośrodkach oporu AK. To jednakże będzie zależeć od rozwoju sytuacji i informacji, które od nich otrzymamy”.

      Natychmiast potem gen. Tatar rozpoczął przygotowania do zorganizowania zrzutu z misją brytyjską. 13 października 1944 roku przerzucono drogą lotniczą uczestników misji do bazy w Brindisi na południu Włoch. W nocy z 16 na 17 października zrzucono pod Piotrkowem płk. Romana Rudkowskiego „Rudego”, który miał poczynić przygotowania do przyjęcia misji w Polsce.

     Tymczasem sytuacja nagliła. Informacje z Polski były coraz bardziej dramatyczne. Szef sztabu Okręgu Lublin pisał: „Stałe obławy milicji obywatelskiej dla oczyszczenia terenów z żołnierzy AK w powiecie lubelskim. Bez sądu rozstrzelała 38 żołnierzy AK. Propaganda PKWN nazywa nas bandytami, mordercami, faszystami, pachołkami Hitlera itp. Oficerowie i żołnierze AK internowani w Brześciu, wywiezieni do Kazania względnie Riazania. Terror NKWD taki sam jak Gestapo. Interwencja konieczna. Sowieci mówią, że wojna z Polakami i z Anglią nieunikniona. Rabują mienie państwowe i prywatne, wywożąc na wschód. Oburzenie i rozgoryczenie ludności bardzo duże, może dojść do walki”.

     W związku z przebywaniem w Częstochowie gen. Okulickiego, z którym misja aliancka miała się spotkać, zrzut planowano zrealizować w pobliżu tego miasta. Ostatecznie wybrano zrzutowisko „Ogórek” na polach wsi Bystrzanowice.

    Częstochowscy partyzanci mieli spore doświadczenie w przyjmowaniu zrzutów. Tą drogą otrzymywali często broń, amunicję, lekarstwa, radiostacje nadawczo-odbiorcze, sprzęt saperski, mundury oraz pieniądze. Zrzutowiska ochraniane były przez doświadczone oddziały leśne. Zrzucony z samolotów ładunek zabierano do ukrytych bunkrów.

     Zadaniem alianckiej misji było ustalenie, jakie stosunki panują między AK a Armią Czerwoną oraz dołożenie starań do ewentualnej ich poprawy. Brytyjczykom nie wolno było brać udziału w walkach, chyba że w obronie własnej. W skład grupy wchodzili: płk Duane T . Hudson, kpt. Tonny Currie (Antoni Pospieszalski), mjr Peter Solly-Floock, mjr Peter Kemp, mjr Alun Morgan oraz st. sierż. Donald Galbraith

     W nocy z 21 na 22 października podjęto pierwszą próbę dokonania zrzutu. Jednak ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne próba okazała się nieudana. Podobnie zakończyła się druga próba w dniu 18 listopada.

      Po dymisji Mikołajczyka rząd brytyjski czasowo (27 Xl-22XII) wstrzymali przylot ich misji do Polski. Nowy polski premier Tomasz Arciszewski nie był politykiem takim uległym wobec Brytyjczyków, jak jego poprzednik.

     W Boże Narodzenie 1944 roku podjęto kolejną próbę zrzutu misji. Samolot, który wystartował z bazy w Brindisi we Włoszech, doleciał nad Polskę. Jednak krążący blisko godzinę nad „Ogórkiem” i lotniskami zapasowymi pilot „Liberatora” Edmund Ladro i jego załoga, w której znajdował się wybitny polski lotnik gen. Ludomił Rayski, nie dostrzegli świateł placówek, musieli zawrócić.

Dopiero następnej nocy z 26 na 27 grudnia udało się zrzucić nad Bystrzanowicami wszystkie zasobniki i paczki. Wyskoczyli też skoczkowie (pięciu, gdyż mjr Alun Morgan został wycofany z misji ze względu na stan zdrowia).

     W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, w kilka minut po godzinie 21 por. Franciszek Makuch „Roman” (kierownik referatu przerzutów powietrznych AK) przyjął na zrzutowisku o kryptonimie „Ogórek” w Bystrzanowicach Brytyjską Misję Wojskową w Polsce "Freston”. Polscy partyzanci pomogli przybyszom zwinąć spadochrony, szybko zgasili rozpalone na zrzutowisku ogniska i załadowali na wozy pojemniki z bronią, zrzucone przez „Liberatora”.

      Do pierwszej osłony Brytyjczyków został przydzielony oddział por. Stanisława Wencla „Twardego”, liczący wówczas około 40 osób, w tym kilku Anglików - jeńców zbiegłych ze Stalagu 334 Lamsdorf (Łambinowice).

     „ Lądowanie nie odbyło się całkiem bez przygód. – wspominał potem Antoni Pospieszalski -  Hudson i Kemp potłukli się na zamarzniętej grudzie, ja wyskoczyłem o parę sekund za wcześnie i wylądowałem sam jeden w polu daleko poza placówką. Ale po niespełna godzinie znaleźliśmy się wszyscy nie tylko na placówce pod serdeczną opieką oddziału por. Twardego, ale i w przestronnym wiejskim domu, przy suto zastawionym stole, w towarzystwie całej masy ludzi, żołnierzy i cywilów, starych i młodych, dostojnych pań i uroczych dziewcząt. Nie wyglądało to bardzo konspiracyjnie. A jednak czuliśmy się całkiem bezpiecznie, brytyjski mundur (bo byliśmy w battledressach) zdawał się rzeczą tak samo naturalną jak w Anglii. Na samym wstępie przekonaliśmy się namacalnie, że noc w okupowanej Polsce jest polska. Moi brytyjscy towarzysze byli bardziej zdumieni niż ja. Ponieważ na okres zimowy w oddziałach pozostali tylko dobrze umundurowani i uzbrojeni żołnierze, a dowództwo przed odbiorem tak ważnych gości wyposażyło ich dodatkowo w nowe mundury, broń i amunicję, płk Hudson już na wstępie miał powiedzieć: Kiedy startowaliśmy [... ] żegnała nas polska kompania wojsk regularnych, po wylądowaniu wita nas polska kompania partyzancka. Nie widzę między nimi różnic”.


CDN.


Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura