Foto: Ursula von der Leyen / PA
Foto: Ursula von der Leyen / PA
Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
437
BLOG

Ursula von der Leyen ma rację!

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Polityka Obserwuj notkę 5
Wielki niepokój o przyszłość zatlił się w umysłach najznamienitszych przedstawicieli elit Unii Europejskiej. Otóż w Rumuńskim Pałacu Parlamentu wynajętym do politycznego spędu formacji Europejskiej Partii Ludowej (EPL), zebrała się całkiem liczna gromada reprezentantów federalistycznego oblicza Europy. Na wymienienie wszystkich pomysłów tej formacji obliczonych na uszczęśliwianie mieszkańców Europy - co miało swoje odzwierciedlenie w kolejnych przemówieniach na wspomnianym Kongresie - nie starczyłoby dnia, więc głównie zajmę się tylko drobnym choć bardzo szczególnym wątkiem jaki został spopularyzowany w mediach, a to za sprawą wybitnej liderki postępowej polityki jaką bez najmniejszych wątpliwości jest Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Podczas swojego przemówienia znalazła czas nie tylko na ekscytujące wygłoszenie całej listy wartości jakie podobnież przyświecają formacji, którą Pani przewodnicząca w UE reprezentuje, nie tylko na podziękowania tym, którym z całego serca po drodze z Jej wizją Unii Europejskiej, ale przede wszystkim wskazała wrogów "Europejskiego Raju" jakim ma się stać ta część świata, której m.in. Pani Ursula chce przewodzić.

Kolejność wyliczanki Pani przewodniczącej nie była przypadkowa. Najważniejszą część swojego przemówienia zaczęła od wygłaszania - co typowe w retoryce forsowanej przez polityków głównego nurtu europejskiego - listy pięknych haseł. Przypomniała, że ów zebrane w Bukareszcie towarzystwo polityczne reprezentuje rządy prawa z poszanowaniem praw człowieka na czele, pokój, wolność, a obok tego wszystkiego wiarę w dostęp do opieki zdrowotnej i edukacji dla wszystkich; przyszłość w zdrowiu dzięki czystemu środowisku, a ponad wszystko w godność każdej istoty ludzkiej. Ja głęboko oczywiście wierzę, że Pani Ursula von der Leyen w to wierzy. Gorzej jednak z praktyką polityczną, której jest twarzą. Gdyby przecież wziąć na poprawkę tylko najgłośniejsze programy narzucane przez Komisję Europejską, której przewodzi, tj. Europejski Zielony Ład i jego głośna inicjatywa zwana "Fit for 55", a także nie mniej kluczowy jeśli chodzi o codzienność Europejczyków Nowy Pakt Migracji i Azylu, to po przyjrzeniu się ich szczegółom, mało to wszystko ma cokolwiek wspólnego z niektórymi wymienionymi przez Nią hasłami. W realizacji wszystkich tych wizji, udział decyzyjny Europejczyków jest żaden, ich opinia i oceny brane są pod uwagę tylko wówczas, gdy konkretne postulaty pasują do wcześniej ustalonego celu lub w sposób nieszkodliwy tu i ówdzie są jego kolejnym dopełnieniem. Całość jest raczej siłą narzucaną w krajowych parlamentach Unii Europejskich agendą, wszędzie tam, gdzie do władzy dochodzą stronnicy przewodniczącej KE. Jakikolwiek sprzeciw natychmiast jest traktowany jak akt wrogości w zasadzie do całego przedsięwzięcia jakim jest Unia Europejska. Pojęcia konstruktywnej krytyki wśród elit, którym przewodzi Pani von der Leyen, nawet w najmniejszym stopniu się nie respektuje. Każdy taki akt sceptycyzmu w oczach przodowników biegu po "Europejski Raj" spod szyldu Europejska Partia Ludowa, to zakwalifikowanie siebie do roli jeśli nie "agenta Putina", to przynajmniej jego pożytecznego idioty, szerzącego hejt prawicowego "ekstremisty" lub w najmniej napastliwej wersji "populisty" i "demagoga". Używam tych określeń, bo właśnie tego typu retoryką Ursula von der Leyen w swoim przemówieniu się posłużyła.

Kiedy po wygłoszeniu wszystkiego co piękne przyszedł czas na wyliczanie zagrożeń, przed którymi stoją Europejczycy, co słuszne i oczywiste wymieniła Rosję. Ale jeśli chodzi o politykę globalną, nie tylko Putinowi się dostało. Pojawił się termin "ligi dyktatorów", wojna w Gazie i destabilizacja Bliskiego Wschodu. Wspomniała też o tym, że liderzy Europy dostrzegają agresywną konkurencję ekonomiczną ze strony Chin. I tu właśnie, w kolejnych Jej słowach, pojawił się wątek, który szczególnie upodobały sobie polskie media. Pojawili się bowiem "przyjaciele Putina", którzy próbują pisać historię Europy na nowo i chcą przejąć kontrolę nad "naszą przyszłością". Wspomniani "przyjaciele" szczególnie wyćwiczyli się w "szerzeniu nienawiści sprzed swoich klawiatur" (mam nadzieję, że to nie o mnie), zaś "pokój i zjednoczona Europa są poddawane presji jak nigdy dotąd przez populistów, nacjonalistów i demagogów" z Afd, Zjednoczenia Narodowego i naszej rodzimej Konfederacji; przez partie które "chcą podeptać nasze wartości i zniszczyć naszą Europę". Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że ci "nasi", to oczywiście lud reprezentujący oświeconą Europę z jej liderami na czele takimi jak Manfred Weber, Donald Tusk i wiadomo, Wielce Czcigodna Ursula von der Leyen.

I trzeba tutaj bez żadnego sarkazmu przyznać, że przewodnicząca Komisji Europejskiej ma rację. W tej akurat kwestii precyzyjnie wskazała sens funkcjonowania wszystkich wymienionych przez Nią stronnictw politycznych. Problem polega na tym, że Pani von der Leyen wierzy, że ów wymienione przez nią cnoty pięknie brzmiące w jej przemowie, mają od początku do końca coś wspólnego z tym, co w praktyce elity nastawione na federalizację Unii Europejskiej realizują. Niestety tak nie jest. Rzucane hasła, to jedno. Praktyka polityczna objawiająca się narzucaniem co raz to bardziej ideologicznych rozwiązań bez oglądania się na cokolwiek, to drugie. Cyniczne traktowanie wszelkich świętości, których do wyznawania ogromna większość Europejczyków jest przyuczana od najwcześniejszych lat swojej egzystencji, jako listka figowego obłędnej polityki środowiskowo-ekonomicznej niesionej w istocie przez lewoskrętną ideologię, to wzorcowa wręcz obłuda, którą każdy zdroworozsądkowy człowiek, doświadczony życiem maluczkich powinien odrzucić. I tak się akurat dzieje, że w ostatnich latach, tego typu postawa już nie tylko intelektualna, ale i objawiająca się praktycznymi działaniami - co pokazują szczególnie ostatnie protesty rolnicze w całej Unii Europejskiej - zaczyna odgrywać istotną rolę w przemianach świadomościowych Europejczyków. Federaliści unijni być może mieli nadzieję, że na chochole "Brexitu", którego będą propagandowo przedstawiać jako przykład drogi do izolacji i samounicestwienia ekonomicznego, w wystarczający sposób uda się im zbudować machinę odstraszającą wszelkie odstępstwa od unijnej prawomyślności. Europejczycy co raz głośniej jednak krzyczą "Nie!", a wspomniany "Brexit" wydaje się być tylko początkiem i inspiracją do większej odwagi ludu Europy (tego prawdziwego, a nie z tego z nazwy "Europejska Partia Ludowa"), do tego by to "Nie!" wykrzykiwać.

Tak. W Europie znajdują się partie, które "wartości" reprezentowane przez polityków próbujących stworzyć z naszego kontynentu Stany Zjednoczone Europy chcą podeptać, bo za tymi "wartościami" stoi ubrany w piękne hasła tyran mający za nic wartości tradycyjne, bliskie na swój odrębny dla każdego narodu europejskiego sposób, a które w perspektywie narzucanej przez federalistów unijnych w świadomości Europejczyków mają zostać podmienione na pozbawiony tożsamości bełkot pełen frazesów i zaklęć uczących czczenia nie tradycji, i kultury naszej cywilizacji, a bożka postępowego państwa rodem z jeśli nie orwellowskiej dystopii, to huxleyowskiego "wspaniałego świata". Taka Europa, którą elity głównego nurtu Europejskiego nazywają "naszą" prędzej czy później musi zostać poddana wielkiemu testowi na wytrzymałość, bo najgorsze konsekwencje jej tworzenia nie będą odczuwalne przez bogate elity polityczne Europy, a przez jej najważniejszy czynnik pozwalający europejski dobrobyt budować, czyli klasę średnią, co w konsekwencji największy ciężar "Europejskiego Raju" zrzuci na najuboższych.

W Polsce partią, która jako jedyna dostrzega ten problem i aktywnie przeciwdziała temu, by nie zdominował on profilu świadomościowego Polaków jako idea uznawana za ich interes, jest Konfederacja. Swoją przemową Ursula von der Leyen z całą pewnością podniosła jej znaczenie politycznej giełdzie. Dlatego pomimo tych złowieszczych epitetów Konfederacja ma raczej powód do zadowolenia, a nie obaw. Nie znaczy to jednak, że dla Polaków idee głoszone przez francuskie Zjednoczenia Narodowe i niemieckie Afd z automatu powinny być traktowane jako wyznacznik rozumienia polityki, a tym bardziej polskiego interesu narodowego. Każda z tych partii reprezentuje różną od naszej nację i to jej interesy reprezentuje. Dla każdego Polaka, który w sercu i umyśle stawia interes narodowy wysoko, a nie jest emanacją federalistycznego kosmopolityzmu, zarówno Afd jaki i Zjednoczenie Narodowe, to konkurent. Partner w walce z federalistycznym absurdem, ale konkurent w interesach dotykających sfery ekonomicznej. O tym nie należy zapominać, bo nie ma najmniejszych wątpliwości, że tego typu kalkulacja jest także istotnym czynnikiem w budowaniu tożsamości obu tych partii jeśli tematem ich rozważań jest Polska. Lecz co najważniejsze, to konieczność przypominania, że wbrew temu co otwarcie i głośno głosi się ustami najsilniejszych przedstawicieli idei federalizacji Europy, tj. ustami polityków niemieckich i francuskich reprezentujących ten nurt, a w co swoją przemową wpisała się na Kongresie w Bukareszcie Ursula von der Leyen, w najważniejszych, bo gospodarczych kwestiach, interes ich państw stawiany jest ponad interesy pozostałych członków Unii Europejskiej, a wzniosłe pokrzykiwanie o wspólnych wartościach, to tylko mgła, która żerując na kompleksach i popularyzowanej przez nich ojkofobii ma na celu czarować społeczeństwa Europy i tym samym otwierać drogę Francji i Niemiec do całkowitego zdominowania Europy pod nowym, federalistycznym wydaniem Unii Europejskiej.

Pogląd, który powyżej przedstawiam na pewno wpisuje się w rozumiany przez elity głównego nurtu UE "ekstremizm", ale jakoś nieszczególnie mnie to martwi. Martwi mnie to, że oczekuje się, by Polak był "grzeczny" w rozumieniu niemieckim lub francuskim, a najmniej w rozumieniu polskim.


---

Jeśli uważasz, że mój tekst jest tego warty, udostępnij go w internecie.

Udostępnij na: Twitter | Facebook

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka