Kolaż z kadrów filmowych
Kolaż z kadrów filmowych
Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
159
BLOG

O arcydziełach, których nic nie zastąpi, cz. II

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Tym razem wpis z tej serii będzie nieco wyjątkowy. Tak się złożyło, że kolejność oglądanych przeze mnie filmów, które spośród większej ilości okazały się arcydziełami, ułożyła się w pakiet filmów produkcji japońskiej. Dobrze się nawet stało, bo kino japońskie uważam za niedoścignione, więc tym bardziej z miłą chęcią zaproponuję jego wybitność kilkoma arcydziełami naraz. Wszystkie poniższe filmy są absolutnie wyjątkowe. Niemal każdy innego typu, ale zasługujący na tak samo najwyższe uznanie.


Ballada o Narayamie

Reżyseria:
Keisuke Kinoshitar
Produkcja:
Japonia
Gatunek:
dramat
Rok:
1958
Obsada: Kinuyo Tanaka, Teiji Takahashi, Yûko Mochizuki, Danko Ichikawa

Jeśli należysz do tych, którzy w kinie cenią sobie szczególnie braterstwo z teatrem, to „Ballada” Kinoshitara nie ma sobie w tym braterstwie równych. Jest przede wszystkim niebywałym spektaklem, prawdziwą perełką nad perełkami w tym aspekcie. Obok zdumiewa także szczególnie kreacja głównych postaci. Aktorstwo, które niesie nam ich duchowe wnętrze, mentalne uosobienie tworzy bohaterów nie do podrobienia. Od początku do końca film jest dziełem arcy-wybitnym. I wręcz martwi w finale rzecz, że nie można było obejrzeć tego na deskach teatru i za to jak obdarzyli nas swoim geniuszem aktorzy, oklaskami i po japońsku pokłonem podziękować. To niebywałe widowisko ma w sobie moc potrafiącą przenosić widza w swe plenery. W moim przypadku kilka razy zatrzymywałem film, by spróbować zrozumieć jak możliwe było stworzyć coś tak genialnego. Ma wszystkie cechy, które uprawniają każdego konesera kinematografii do dalece sceptycznej oceny wszystkiego, co proponuje nam ona od kilku dekad. Należy też przestrzec przed remakiem Shôhei Imamura z roku 1983. Jeśli pierwowzór zdecydujesz się oglądać z powodu uczuć kierowanych do teatru, to wydanie Imamury może popsuć ci doznania. Jeśli w twej decyzji, by poznać „Balladę o Narayamie” uczucia tego typu nie mają większego znaczenia, to czemu nie. Można spróbować. 

Gdy kobieta wchodzi po schodach

Reżyseria:
Mikio Naruse
Produkcja:
Japonia
Gatunek:
dramat
Rok:
1960
Obsada: Hideko Takamine, Masayuki Mori, Tatsuya Nakadai, Daisuke Katô

Film Mikio Naruse traktuje o kwestiach, które jako materiał na seans filmowy, szczególnie dla widza płci męskiej, wydają się niezbyt atrakcyjne. Jednak w tym przypadku zdecydowanie lepiej nie ulegać podobnym złudzeniom. Trzeba pamiętać, że jest to klasyka kina japońskiego. Potem, że reżyserem jest Mikio Naruse. A to przecież zupełnie wystarczy, by do tego filmu nie podchodzić przez pryzmat prymitywnych stereotypów. Spodziewałem się na pewno najlepszego warsztatu; także aktorstwa. Czy fabuła mnie zachwyci, tego akurat pewien nie byłem. Jednak ze względu na te dwa wymienione powyżej argumenty postanowiłem film skończyć za wszelką cenę. I to było naprawdę dobre podejście. Reżyser „Gdy kobieta wchodzi po schodach” opowiedział tę historię w sposób wyśmienity. Umiejętność i talent z jakim udało się twórcy tego dzieła wykreować osobowość i wdzięk emocjonalny głównej bohaterki spowodowały, że bardzo szybko jawiła mi się jako ktoś wyjątkowy. Jej kolejne losy interesowały mnie zupełnie tak jakby był to mi ktoś bliski. Może brzmi to dość patetycznie, ale każdy kto dobrze zna wyjątkowość japońskiego kina, powinien wiedzieć, że nie ma w tym nic zaskakującego. Kino japońskie potrafi sięgać wyżyn przekazu dramatycznego dalece bardziej wybitnie, niż potrafi to robić jakiekolwiek inne kino. I ten film nie jest od tego wyjątkiem. Jest tego żywą definicją. Pozwala nacieszyć się mistrzostwem warsztatowym w każdym aspekcie, a urok głównej bohaterki całe to dzieło precyzyjnie osadziło na półce filmów z grona najwybitniejszych. Po napisach końcowych nie potrafiłem swym doznaniem nie podzielić się wśród społeczności portalu filmowego. Zacytuję więc może to, co w finale swojego wpisu zostawiłem na forum spod tego tytułu. 

„Nic nie jest w stanie dorównać japońskim filmom. Potrafiliby nakręcić arcy-wybitne dzieło z historii zakupu pieczywa w sklepie spożywczym.”

Zmierzch nad Tokio

Reżyseria:
Yasujirô Ozu
Produkcja:
Japonia
Gatunek:
dramat
Rok:
1957
Obsada: Ineko Arima, Setsuko Hara, Isuzu Yamada, Chishû Ryû

Tak się składa, że wiele z mojego krótkiego opisu filmu „Gdy kobieta wchodzi po schodach” można także przypisać „Zmierzchowi nad Tokio”. Kolejna produkcja kina japońskiego, której szczególnym bogactwem jest mistrzostwo wyrażania ludzkich dramatów. Historie opowiadane w nich są w sposób nienachalny, często wydający się nawet zbyt monotonny. Ale to o czym opowiadają jest łączone metodą, która wraz z wyjątkową grą aktorską, idealnie wpasowaną do wybranej przez reżysera formy, sprawia że widzowi nie trudno jest zaangażować się w przeżycia bohaterów. Umiejętność aktorska, która do wszystkiego, co założył sobie reżyser dokłada kolejny poziom realizmu, jest w przypadku filmów japońskich nie do zastąpienia. Talent odgrywania charakterów wzbudza nieopisany podziw. Tego nie da się po prostu podrobić. Relacje między bohaterami ewidentnie działają na percepcję tak jakby były czymś fizycznym, kamieniem zrzuconym na działający w nas mechanizm rozbudzający empatię. Pomimo że relacje znane nam powszechnie, to tu przedstawione w totalnie ujmującej formie, przed której mocą czarowania nie sposób się obronić. Ostatecznie arcydzieło Yasujirô Ozu, to wydanie mrocznej atmosfery dramatu, której zamiast się lękać, chcemy doznawać jeszcze bardziej. W tej sztuczce reżyser nie tylko serwuje nam przygotowaną przez siebie opowieść, ale umiejętnie sprawia, że mamy szansę dowiedzieć się czegoś także o sobie.

Kobieta diabeł

Reżyseria:
Kaneto Shindô
Produkcja:
Japonia
Gatunek:
horror, dramat
Rok:
1964
Obsada: Jitsuko Yoshimura, Kei Satô, Nobuko Otowa

Do „Onibaby” podszedłem z ogromnym zaciekawieniem. Zdarza się, że przed obejrzeniem wybranej produkcji, rzucając raczej okiem, pobieżnie przeglądam nagłówki komentarzy lub recenzji znalezione w internecie na jej temat. Tak było w tym przypadku. To one sprawiły, że „Kobietę-diabła” chciałem koniecznie obejrzeć. Nie mając zielonego pojęcia nawet jaką historię Kaneto Shindô nam opowiada, już wówczas gdy mijały jej pierwsze kwadranse zrozumiałem, że na zachwyt nad fabułą będzie trzeba poczekać. Warto jednak było, bo jest to historia tak skonstruowana, by w wolniejszym tempie, z kwadransa na kwadrans zachwycać co raz bardziej. W pewnym momencie robi się naprawdę wyjątkowo. Fabuła zaczyna zdecydowanie epatować cechami filmów kultowych – od niezrównanego klimatu, aż po podniecenie. Sama historia, pomimo że nie jest skomplikowana i choć dość szybko rysująca się jako ekranizacja legend jakich wiele, ostatecznie wciąga widza bez reszty pozostawiając go z komiksową chmurką nad głową, a w niej pytaniem „Co do licha? Dokąd to zmierza?”. „Kobieta diabeł” jest wzorcowym wręcz przykładem fenomenalnego filmu grozy, budującego nie tylko wyjątkowe napięcie, ale i sprawiającym, że wzmożona jego wybitnością ciekawość u widza krok po kroku dąży do swojego apogeum, by przy napisach końcowych u oglądającego zakończyć wszystko zachwytem jaki w finale dziel filmowych nie pojawia się często. Zapewnia najlepsze wydanie podróży ku świadomości, że miało się do czynienia z niewątpliwym arcydziełem.


Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. [fw.chrisziyo.blog]

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura