Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
867
BLOG

Panie, nazistami straszą!

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Subkultury Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Na wstępie chciałbym wszystkich przeprosić, za kolejny mój przydługi wpis, z którym każe się Wam zmierzyć. Temat jednak jest na tyle istotny, że nie byłem w stanie napisać tego wszystkiego w przyjaznym dla przeciętnego czytelnika skrócie. Uważam bowiem, że odpalona w piątek przez Wiertniczą bomba, nie jest tym, czym dla przeciętnego widza się wydaje. Dlatego chciałem skrupulatnie przeprowadzić was przez mój pogląd na temat jej wybuchu. Mam nadzieję, że jeśli ktokolwiek da radę przebrnąć przez cały tekst, to będzie to na tyle dla niego wygodne, że nie dozna potrzeby zmieszania mnie z błotem w komentarzach. Ale do rzeczy.

Piątkowy reportaż tefauenowskiego „Superwizjera” na pewno nie jedną osobę wprowadził w zdumienie. Wszystkie materiały przedstawione w reportażu są w ich ogromnej części zatrważające. Grupa bezlitośnie tępych półgłówków, zorganizowała sobie obchody rocznicy urodzin Adolfa Hitlera w górnośląskim lesie i przy sztandarach nazistowskich Niemiec odśpiewywała pieśni na jego cześć. Widok hołdujących niemieckiemu zbrodniarzowi Polaków u każdego zdrowego na umyśle obywatela naszego kraju musi gotować krew w żyłach. Przekaz jaki jawi się z reportażu „Superwizjera” jest naprawdę mocny. Niestety oprócz słusznej i stanowczo koniecznej rozprawy z tym nieprzystającym do jakichkolwiek form inteligencji marginesem środowisk narodowych, pojawia się w nim także kilka mniejszego kalibru zabiegów propagandowych uderzających także w ogromną tego środowiska większość, która z przytoczonymi w reportażu postawami, ideologią i ekscesami nie ma nic wspólnego. Zresztą nie jest to przypadek, taki był po prostu cel. 

Co typowe dla demoliberalnych mediów, reportażyści „Superwizjera” żerują na ignorancji przeciętnego widza bezczelnie nazywając bohaterów swojego materiału mianem „prawicowych ekstremistów”. Gdy tymczasem tylko pobieżna rozprawa nad znanymi z historii myślami społeczno-politycznymi jasno wykaże, że gloryfikowany przez wspomnianych w reportażu idiotów narodowy socjalizm, nie ma nic wspólnego z tzw. prawicą. Mało tego, jest zupełnym przeciwieństwem tzw. myśli prawicowej. Jednak środowiska demoliberalne, tj. lewicowe, nie potrafią sobie z tym oczywistym faktem psychicznie poradzić, a to skłania te środowiska do nagminnego manipulowania i zakłamywania rzeczywistości. Zarówno lewica jak i prawica dzielą się na dwa istotne nurty. Nurt internacjonalistyczny oraz nurt nacjonalistyczny. Wszystkie te odłamy na długiej osi podziału ideologicznego mają różne odcienie pod względem radykalności swoich postaw i poglądów. Skrajna internacjonalistyczna lewica, to nic innego jak komunizm. Po prawej stronie tego podziału najbardziej skrajną formą internacjonalistyczną są zdecydowanie libertarianie, którzy inaczej niż ich lewicowy odpowiednik skrajności, internacjonalizmu nie tyle postrzegają jako fundament kształtujący ich polityczno-społeczną myśl, ani też jako wroga, a po prostu uważają, że podział społeczeństwa na narody nie jest niczym, czym dla definiowanego przez nich porządku społeczno-politycznego powinniśmy sobie zaprzątać głowę. W obu tych przypadkach rzeczony internacjonalizm wyrasta po prostu na mniej lub bardziej istotną formę abstrahowania od nacjonalizmu. Skrajna lewica ma do pojęcia narodu stosunek wrogi, skrajna prawica (libertarianie) kwestie narodowości uważa za nie istotną, więc ewentualnie zbyteczną, co nie oznacza, że koniecznie zbyteczną, bo zgodnie z wolnościowym przesłaniem swojej idei, prawo jednostek do formowania się w narody tej idei nie przeszkadza w niczym.

Niestety problem się pojawia, bo po obu stronach (prawej i lewej) istnieje także nurt nacjonalistyczny, tj. ten, który za kręgosłup swojej myśli uważa odwoływanie się do narodu. Internacjonalistycznej lewicy, która opanowała niemal w pełni najbardziej istotne dla życia publicznego ośrodki kształtowania świadomości społecznej (media, uniwersytety, kulturę), a antynarodowość stawia sobie za fundament, to zaś nie odpowiada, więc skazana jest wszystko co narodowe nazywać prawicą, aby się od każdego narodowego nurtu odróżnić, bo przy tak skonstruowanym podziale, to ona jest jedyną słuszną lewicą. Inaczej pisząc, jeśli ja jestem lewicą, a najważniejszym tego aspektem jest to, że odrzucam podział na narody, to każde skojarzenie moich poglądów z czymś, co może być równocześnie narodowe, powoduje, że przestaję być lewicą. Trzeba zrozumieć, że takich ludzi nigdy nie uda się przekonać, że przymiot „narodowy” nie oddaje w żaden sposób podziału społeczeństwa na ten lewicowy czy prawicowy. Stwierdzanie, że zawiera w sobie odwołanie zarówno do tej części społeczeństwa, która jest lewicowa jak i prawicowa, w uszach takiego człowieka staje się obelgą. Nie oszukujmy się. Kiedy z ust lewicowca słyszymy twierdzenia jakoby narodowy znaczy prawicowy, nie pozostaje nic innego jak popukać się czoło. Cały ten logiczny konstrukt w umyśle tych ludzi, to jedna wielka herezja. Zresztą dla  nich logika nie odgrywa pierwszorzędnej roli, jak dla każdego postępackiego umysłu jest dla nich przeszkodą, która godzi w ich kult narracji dającej możliwość do swobodnego mieszania pojęć w zależności od tego w jaki sposób, w danej chwili, trzeba przekonać do nowo rysującej się konieczności dziejowej. Nie dalej jak przedwczoraj w daleko idącym skrócie przedstawiłem ten logiczny konstrukt  pewnemu skrajnie usposobionemu lewicowemu użytkownikowi Twittera. Nawet nie próbował z tym polemizować, od razu mnie zbanował, bo zderzenie tych ludzi z najprostszym logicznym konstruktem obalającym w proch ich absurdalne pojmowanie rzeczywistości, wywołuje u nich tak silny dysonans poznawczy, że nie pozostaje im nic, jak tylko zbanować. W głowach takiego delikwenta osoba zbanowana, to taka, która nigdy nie istniała, nigdy niczego nie napisała, a więc „logiczność” jego poglądu nigdy nie została naruszona. Ewentualna próba przekonywania kogokolwiek kto podobnym konstruktem uderzy w ich pojmowanie rzeczywistości, nosi za sobą to ryzyko, a raczej tę oczywistość, że po kilku wzajemnych kuksańcach zostaną bezlitośnie znokautowani. Ban to jedyne dla nich rozwiązanie.

Wróćmy jednak do reportażu. Ci godni pożałowania „hitlerowcy”, którzy nawet napisanych przez siebie peanów na cześć Hitlera nie potrafią porządnie przeczytać z kartki, to zmora jaka niestety jeszcze długo będzie trawić środowiska wyrastające z polskiej tradycji narodowej. Wielkim problemem narodowców odwołujących się do międzywojennej endecji czy bliższego faszyzmowi ONR, jest to, że nacjonalizm w obu tych przypadkach jak i w tym nazistowskim, odgrywa fundamentalną rolę, więc tym łatwiej przeciwnikom tych pierwszych jest przekonywać, że jedni mają coś wspólnego z tymi drugimi. Internacjonalistyczna lewica wyrosła wprost z bolszewizmu, aby w oczach opinii publicznej móc kojarzyć się z czymś lepszym, musi polskiej tradycji narodowej stale przyprawiać gębę lewicowej wersji nacjonalizmu, czyli gębę nazizmu. A przecież, to nie Ruch Narodowy przylepia się do narodowych socjalistów, a narodowi socjaliści do Ruchu Narodowego. Cóż w takiej sytuacji mogą począć ci drudzy? Trudno żeby przed przyjęciem w szeregi jakiegokolwiek członka lub środowiska odwołującego się w swym statucie do narodu jako wartości nadrzędnej, robiła test wykrywaczem kłamstw pod kątem sprawdzenia czy nie noszą w sobie kultu Adolfa Hitlera. Ci zaś nie będą się wokół chwalić, że Adolf Hitler to bohater, a Holocaust był zbawieniem świata. W tym przypadku Ruch Narodowy jest bezsilny. 

Sam reportaż jest tylko połową tego, co redaktorzy „Superwizjera” przygotowali na okoliczność jego prezentacji. Drugą połową całości był komentarz zaproszonych do studia gości. Niestety ta część w swojej treści była znacznie mocniej bezczelna w uprawianiu propagandy, niż sam reportaż. Wszystko z powodu zaproszonych rozmówców, którzy ewidentnie epatowali swoja przynależnością do drugiej strony barykady podziału lewica – prawica. Dyskusja więc nie spełniała elementarnych norm obiektywizmu, co w przypadku stacji TVN24 nie jest niczym nadzwyczajnym, bo stacja ta należy do amerykańskiego konsorcjum medialnego wywodzącego się wprost z demoliberalnego odłamu mediów amerykańskich. Najbardziej jaskrawym przykładem kompletnego braku obiektywizmu, a wręcz agresywnej stronniczości, była gadająca głowa niejakiego dr Rafała Pankowskiego, którego przedstawiano jako socjologa, założyciela stowarzyszenia „Nigdy Więcej” oraz wykładowcę Collegium Civitas. Niestety przeciętnemu widzowi tej propagandowej dyskusji, takie zaprezentowanie towarzysza Pankowskiego nic nie powie. Tak się składa, że uczelnia, na której wykłada pan doktor, to skrajnie lewicowa stajnia naukowa pośród uczelni niepublicznych. Zaangażowanie w lewicowy aktywizm Pankowskiego nie kończy się jednak na samych lewicowych uczelniach. Człowiek ten jest także członkiem zarządu organizacji skrajnie propagującej multikulturalizm o nazwie „UNITED for Intercultural Action”. Jest to organizacja nie była jaka, bo finansowana z ogromnych środków przez najistotniejsze międzynarodowe podmioty o wyraźnej skrajnie lewicowej proweniencji. Oprócz tych, które znają wszyscy, a więc Komisji Europejskiej czy Rady Europy, pośród jej fundatorów znajdują się także lewicowe ugrupowania polityczne zasiadające w Parlamencie Europejskim oraz wiele innych jednoznacznie propagujących lewicową ideologię organizacji. Ważne jest aby o tym napisać, bo dr Pankowski w odróżnieniu od dwóch pozostałych gości, którzy jedynie schematycznie i zachowawczo ćwierkali z pozycji antyprawicowych i „antyfaszystowskich”, uprawiał agresywną lewacką propagandę manipulując wszelkimi pojęciami obok dopuszczając się ordynarnej propagandy uderzającej we wszystko, co kojarzone jest z szeroko rozumianą prawicą oddalonej od neonazistowskiego debilizmu o kilometry. Każdy sam może ocenić jaką wartość merytoryczną miała rzeczona „dyskusja”.  W moich oczach nie różniła się bowiem w tej materii  niczym, od dyskusji, w której nad prawem do życia owiec dyskutowałyby wygłodzone wilki. 

Niebywała wręcz bezczelnością zebranych w studiu autorytetów od tropienia „faszyzmu” była prymitywna próba łączenia zwolenników niereglamentowanego dostępu do broni  wywodzących się z tradycyjnie polskich ruchów narodowych, dla których taki dostęp rozumiany jest jako konieczny zabieg do wzmocnienia pro-obronności kraju, z bandą odmóżdżonych nazioli chowających się ze swym debilizmem po lasach, dla których broń, to narzędzie do wyeliminowania ludzi, których nienawidzą. W poruszonej przez redaktora prowadzącego kwestii związanej z organizująca się w Polsce tzw. Obroną Terytorialną, przywołano nowelizację ustawy o broni i amunicji, jako tej, której zapisy umożliwią „tego typu organizacjom jaką pokazaliśmy” otrzymanie broni. Prowadzący w odrażający sposób, próbuje zasugerować, że żyjemy obecnie w państwie, w którym państwowe instytucje są na tyle patologiczne, że w ramach obowiązującej ustawy bez jakiejkolwiek weryfikacji będą rozdawać broń pierwszej lepszej organizacji, która w swym statucie będzie miała zapis o działalności na rzecz obrony kraju, a przecież - jak dodaje redaktor - „ci panowie przy tym leśnym spotkaniu mówią wprost o tym, że to trzeba wyczyścić, to trzeba rozliczyć”. W sukurs idzie mu wywołany do odpowiedzi autor reportażu, Bertold Kittel, który zaczyna od perfidnego przywołania  posłanki inicjującej pracę nad wspomnianą nowelizacją, cytuję, „która też wywodzi się Z TYCH środowisk,  Młodzieży Wszechpolskiej”, po czym wprost oznajmia: „domyślam się, że jeśli TEGO TYPU organizacja przyjdzie i pokaże swój dorobek jako organizacji PATRIOTYCZNEJ itd., to oczywiście Z MARSZU dostanie taką zgodę i de facto ten dostęp mogłaby otrzymać”. Oto mamy „nazistkę” z Młodzieży Wszechpolskiej, która w polskim sejmie występuje z inicjatywą nowelizacji ustawy, w ramach której potem organizacjom złożonym z nazistowskich niebezpiecznych imbecylów, z marszu przyzna się zgodę na otrzymanie od państwa broni.  Czy trzeba lepszego dowodu na moralne zbydlęcenie zebranych w studiu „geniuszy obiektywnego dziennikarstwa”?

Przez cały program oraz reportaż, notorycznie miesza się pojęcia. Faszyzm i nazizm nieustannie przedstawiany jest jako ten sam potwór. Wbrew elementarnym faktom, typowo po bolszewicku, prowadzi się retorykę, w której nie ma różnicy między obiema tymi doktrynami politycznymi. Jest to klasyczna manipulacja stosowana przez środowiska lewicowe, bo prawda na temat różnić między nimi, to koszmar, z którym niedouczone lewactwo panicznie boi się stawać w szranki. Wynika to bezpośrednio z błędnego nazywania przez lewactwo nazizmu, jako ruchu prawicowego i to jeszcze skrajnego. Kompletni wariaci! Choćby to, że w tworzenie ruchu faszystowskiego we Włoszech, fundamentalny udział mieli Żydzi, jasno pokazuje, że jakiekolwiek przedstawianie klasycznego faszyzmu, jako odpowiednika bazującego na rasizmie narodowego socjalizmu, tj. nazizmu, jest kompletnym odlotem. Konstytucja faszystowskich Włoch została opracowana przez żydowskiego prawnika Gino Avia. Klasyczny faszyzm nie ma więc nic wspólnego z rasizmem, a tym bardziej z antysemityzmem. Z upływem czasu, hitlerowski nazizm jednak musiał w ten czy inny sposób wpływać na decyzje podejmowane przez Mussoliniego. Wynikało to przede wszystkim z rosnącej dominacji Hitlera nad Duce. Wszelkie przysługi włoskiego przywódcy wobec nazistowskich Niemiec, wynikały więc nie z natury faszyzmu, a czysto pragmatycznych, choć wynikających z uległej polityki determinantów, na które skazany był Benito Mussolini. Jeśli ktoś zapyta jak to możliwe, że niby różniące się od siebie stanowczo nurty, mogły ze sobą tak ściśle współpracować, wystarczy przypomnieć, że tak samo jak nazizm mógł być w sojuszu z komunistami, chociaż potem stały się dla siebie śmiertelnymi wrogami.  Taka relacja historyczna jednak nie odpowiada niedouczonemu lewactwu, bo jego kręgosłup ideologiczny bazuje na stalinowskiej propagandzie, która w swoim czasie połączyła ze sobą te dwa nurty w jednego właśnie potwora.

Dostało się także Marszowi Niepodległości. Zwołani do studia TVN24 propagandziści nie omieszkali nie skorzystać z okazji, by przywołać incydent z listopadowych obchodów Święta  Niepodległości. Ustami dr Jacka Kucharczyka, widzowie zostali uświadomieni, że obecnie ze strony obozu władzy wyczuwa się „przyzwolenie dla takich ruchów” oraz że „ci ludzie czują się w tej chwili ośmieleni”, a „w tej chwili mamy (…) do czynienia, z pewnymi gestami ze strony władzy i instytucji publicznych, które nie tylko usprawiedliwiają takie działania albo patrzą przez palce, ale wręcz gotowi są powiedzieć, że to przecież są dobrzy patrioci”. Cała ta wiązanka niewyobrażalnych bredni wypowiadana jest w momencie, gdy przez ekran nieustannie przewijają się obrazy z reportażu, na których jego „bohaterzy” w lesie hajlują, palą sfastykę oddając hołd Hitlerowi. I tu prowadzący dyskusję redaktor, nie zapomniał zaznaczyć, że potwierdzeniem tych bredni jest fakt, że tak komentowano znane wszystkim incydenty z minionego Marszu Niepodległości, gdzie być może „pewne hasła, które się tam pojawiły były nieakceptowalne  i oburzające, ale sam marsz, sama idea była piękna”.  Oto jak w bardzo przebiegły sposób można na podstawie wyssanych z palca bredni, z Marszu Niepodległości zrobić imprezę dla nazistów, być może potem potępionych, a jednocześnie wszystko zakończyć insynuacją, że opowiadanie o „pięknej idei”, to tak naprawdę sprytny zabieg mający na celu  działanie potępionych nazistów strywializować. No a co to znaczy? A to, że ta „piękna idea”, to tylko zasłona dla swobodnego obnoszenia się ze swoją zbrodniczą ideologią przez nazioli. 

Wspomniany wcześniej Pankowski także dołożył swoje. Oto jak opisał rosnącą popularność ruchów narodowych wśród młodych ludzi: „Ludzi którzy podpisaliby się pod portretem Hitlera czy pod swastyką pewnie nie ma aż tak  wielu, to jest zapewne parę tysięcy w skali kraju, natomiast młodych ludzi, którzy są  w orbicie ideologi neofaszyzmu, czy rasizmu, czy skrajnych form nacjonalizmu jest znacznie więcej”.

Kolejna wredna propaganda insynuująca, że w naszym kraju istnieje jakaś wielotysięczna, być może nawet kilkusettysięczna, armia młodych ludzi, którzy funkcjonują w „orbicie” skrajnych form nacjonalizmu gdzie rasizm odgrywa ważną rolę. To umyślne zestawienie ze sobą kilku źle kojarzących się określeń jako ściśle ze sobą powiązanych, to typowe dla narracji stosowanej przez „autorytety” pokroju Pankowskiego. Potwierdzeniem powyższych „rewelacji” mają być badania, które ten, zaraz po zastosowaniu tej narracji przywołuje, a w których potwierdza się, że „38% respondentów w wieku 18-24 lat stwierdziło, że popiera organizacje takie jak ONR czy Młodzież Wszechpolska”. No to teraz chyba nikt już nie zaprzeczy, że MW i ONR, to organizacje skrajnie nacjonalistyczne propagujące rasizm.

Pankowski nie zatrzymywał się w retransmitowaniu swojej prymitywnej propagandy. Starał się jak tylko mógł wykorzystać czas, który dostał w studio. Kiedy redaktor prowadzący wychodząc z bloków startowych złowieszczo zapytał o ewentualne zagrożenie dla społeczeństwa ze strony osobników, którzy w reportażu odgrywają czarne charaktery, Pankowski z miejsca wyłapał o co chodzi i rozpoczął kolejną swoją propagandową paplaninę, w której bliżej nieokreślone „badania” obrazowały w jak niebezpiecznych czasach żyjemy. Rzecze towarzysz z Collegium Civitas: „W ciągu ostatnich lat mieliśmy wielokrotnie do czynienia z aktami przemocy, których sprawcami były środowiska neo-faszystowskie. (…) Mamy do czynienia z prawdziwą eskalacją nie tylko tzw. mowy nienawiści, ale również aktów przemocy, wciągu ostatnich DWÓCH LAT [a jakże! – przyp. autora] liczba tego typu zdarzeń znacznie wzrosła i właściwie mamy codziennie do czynienia z kilkoma przypadkami agresji na tle rasistowskim czy ksenofobicznym”. Jak widać według towarzysza Pankowskiego przemoc na tle rasistowskim w Polsce wzrasta, następuje jej prawdziwa eskalacja, w naturalny sposób odkąd władzę objęło Prawo i Sprawiedliwość.  A wszystko to ze strony środowisk neo-faszystowskich, w domyśle ONR-u, MW i zwolenników Ruchu Narodowego,  bo wiadomo… „badania” pokazują, a poza tym - i tu przypomnę że na okrągło przez ekran przewijają się zapętlone sceny z reportażu - popatrzcie państwo na te obrazki z lasu.  Czego chcieć więcej?

Opisany wyżej prymitywny seans nosi wszelkie znamiona starannie przygotowanej akcji propagandowej uderzającej „nazistami” nie tylko w środowiska narodowe, nie tylko politycznie w obecną władzę, ale przecież nawet dotykającą swoimi obleśnymi mackami najważniejsze działania jakie obecna władza podejmuje w celu względnego poprawienia obronności państwa. Spektrum zagadnień, które w złowieszczy sposób są przedstawienie wokół dyskusji nad prymitywami chowającymi się po lasach, jest tak szeroki, że warto sobie zadać pytanie czy aby na pewno mamy do czynienia ze zwykłą sensacyjką na potrzeby zwiększenia oglądalności stacji TVN24. Powyższy opis relacjonuje tylko drobną część całego szumu wywołanego głośnym reportażem. Cała zawierucha przecież sięga znacznie dalej niż godzinne wydanie „Superwizjera”. Od momentu publikacji opisywanego wyżej odcinka tego programu, ta propagandowa narracja zdążyła się już przetoczyć przez kolejne wydania stacji informacyjnych. Na Twitterze wśród wrogo nastawionych do obecnej władzy dziennikarzy oraz użytkowników, też nie schodzi z tajmlajna, a choćby nawoływanie przez funkcjonariuszkę „Gwiazdy Śmierci” z Czerskiej, red. Wielowieyskiej, do monitorowania przez media, co z tym „skandalem” zrobi aparat administracyjny państwa, sugeruje, że medialne ośrodki „opozycyjne” będą być może w nadchodzącym czasie tym „skandalem” w coś grały. Nie mniej jednak przedstawiciele wszystkich ruchów narodowych w Polsce muszą być czujni. Jeśli bowiem mamy do czynienia z grubszą intrygą wymierzoną w te środowiska, to muszą zdać sobie sprawę, że czeka je jeszcze nie jedna prowokacja. Wypadałoby się zastanowić nad przewertowaniem swoich szeregów w celu usunięcia z nich na dobre wszystkich tych, jak to określił głupio tłumaczący się Jacek Lanuszny, którzy na swoim plecach noszą garb „młodzieńczych czasów”. Robert Winnicki ma na swoim koncie pomoc takim ludziom, za którą teraz wrogie mu ośrodki będą mu dokuczały. Być może to sygnał do tego, by Ruch Narodowy stał się poważnym podmiotem politycznym, nie złożonym już z każdego przypadkowego patrioty, który im głośniej krzyczy „Polska!” tym bardziej nadaje się na członka narodowego ruchu.

Na koniec warto też wspomnieć o pewnej ciekawostce, która pozornie być może nie ma zbyt wiele wspólnego z tefauenowską aferą, ale obok niej nabiera ciekawych kształtów. Wszystko zbiega się w czasie kiedy niezależne, antysystemowe środowisko dziennikarzy i komentatorów z Youtube, grupowo ma blokowane konta, co spowodowało, że co najmniej kilkudziesięciotysięczna lub nawet kilkusettysięczna ich widownia, nagle odcięta od swojego jedynego źródła informacji i publicystyki, zaczyna jeszcze bardziej być przekonana, że ktoś majstruje przy wolności słowa w Polsce. A przecież w wielkim stopniu tę widownię reprezentuje właśnie młodzież, która w propagandowym przekazie jaki serwuje się nam w mainstreamowych mediach nt. górnośląskich „hitlerowców”, jest przedstawiana jako niebezpieczny dla społeczeństwa element. Czy to oni mają w ramach jakiejś podejrzanej akcji stać się tym frontem radykalizmu, z którym w najbliższej przyszłości będzie trzeba walczyć? Może ktoś kombinuje, aby dać im powód do wyjścia na ulicę w obronie wolności słowa, a wtedy nieubłagany palec strażnika porządku społecznego wskaże na nich z krzykiem „O! To oni! Radykałowie, neo-faszyści i naziści z lasu!”. Co jeśli jesteśmy u początku nieprzejednanej walki z „radykalizmem” rozłożonym w czasie, który przez najbliższe kilka miesięcy będzie co raz to bardziej rósł w siłę tak, aby w odpowiednim momencie eksplodował np. w setną rocznicę odzyskania niepodległości? Już po ostatnim marszu i po tym co się wokół niego działo w światowych mediach, zacząłem się obawiać, że na okrągłą setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, różnej proweniencji tajne służby, chętnie zorganizują nam w Warszawie nie byle jaką chryję, by potem w światowych mediach podniesiono wielki krzyk, że o to już nie sześćdziesiąt a dwieście pięćdziesiąt tysięcy „neonazistów i zwolenników supremacji białej rasy” podniosło rękę na demokrację w Polsce. Na takim scenariuszu nie jeden ośrodek by swoje ugrał. Trzeba mieć się na baczności, bo mamy oto kolejny znak, że nadchodzą bardzo ciekawe czasy.

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo