Posłowie PIS i inni zwolennicy prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie przebierają w środkach dialektycznych, aby postawić na swoim, aby racja była po ich stronie. Do takich zwolenników Kaczyńskiego należy Łukasz Warzecha, dziennikarz z "Faktu", pisma, które nie ukrywa, że za sprawą owego dziennikarza twardo i ślepo stoi za prezesem.
W tytule nazwałem Warzechę trollem, bo tak go postrzegam, adekwatnie do znaczenia tego słowa w internecie, a przeniesionego na rynek prasowy. "Fakt" w stosunku do innych "białych" gazet - GW, Rzepa - to bulwarówka, często nazywana szmatławcem. A piszący tam to po prostu pismak. Takie ma konotacje kulturowe. Najświeższa zaś nomenklatura dotyczy nowego medium - internetu. I tutaj opatruje się takich określeniem troll. Acz raczej dotyczy avataru, czy jakkolwiek byśmy to nazwali. To pod tym zawsze jest człowiek, a tak naprawdę jego wartość mentalna - stąd troll.
Dzisiaj nawet spotkałem się ze stanowiskiem, iż dla jakiegoś internauty troll nie odpowiada, ale onomatopeicznie można byłoby z wartości mentalnej przybliżyć pewien typ zachowań, jako mendalna, medialna. Po prostu menda internetowa.
Taki zabieg mi o tyle się spodobał, że jest jakąś innowacją. Przede wszystkim dosadnością.
Warzecha dobrał się do Elvgreena na swoim blogu w podobny sposób, jak jakiś czas temu dobrał się do spisku, który zaowocował zamachem na Tu154M z prezydentem RP na pokładzie. Znalazł liczne grono zwolenników tej teorii, o podobnej jak on wartości mentalnej, o czym można się przekonać wchodząc na blog Warzechy i poddając to prostej wiwisekcji intelektualnej.
Elvgreen w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim stoi na stanowisku, że jest on nielegalny i tak naprawdę jest profanacją symbolu, zresztą w tym ostatnim spostrzeżeniu prezentując zbieżne stanowisko z oficjalnym Kościoła - Episkopatu i samego prymasa Józefa Kowalczyka.
Warzecha w charakterystyczny dla siebie sposób uderza po dialektycznych nerkach, od razu deprecjonując swojego interlokutora, zarzucając mu braki erudycyjne. Ciekawe mniemanie nie tyle o swoim przeciwniku, ile o sobie, bo to buduje przekonanie u innych i u siebie, że jest się samemu erudytą. Zarzucasz innemu,że nie jest erudytą, czyli jesteś ni sam. Takim Warzecha nie jest, ale w "miłosnym uścisku" na swoim blogu z tymi, którzy go czytają i mu wierzą, za takiego może uchodzić. To go przekonuje i przy tym trwa.
Ma za złe Elvgreenowi, że ten postrzega krzyż w aspekcie prawnym, czyli jego legalności na Krakowskim Przedmieściu. Prawi i sprawiedliwi tak mają. Jak nie pasuje im prawo, sięgają po inne środki, jak nie pasuje im instytucja, sięgają do innej, niekoniecznie podobnej - tak postąpił na przykład Migalski w stosunku do słów prymasa.
Warzecha zżyma się z Elvgreena, że jest legalistą, a w każdym razie mógłby nim być. Gdy nie pasuje nam prawo sięga się po hierarchię ważności. Nie wiem, czy to u Warzechy jest tożsame z hierarchią wartości. Znając jednak dialektykę prawych i sprawiedliwych, nie liczy się tożsamość i logika, liczy się racja, która jest po ich stronie. Dla Warzechy i tych, którzy obsiedli krzyż na Krakowskim Przedmieściu ważna jest walka o pamięć o 10 kwietnia.
Nie liczy się aksjologia, bo może w tej chwili nie pasować, nie liczy się legalność prawa, bo jest tylko literą, a duch jest po ich stronie, liczy się pamięć, którą tylko oni i Warzecha mają. Szkoda, że nie dodał, iż ma pamięć słonia, bo pozostali, którzy nie zgadzają się z tą postawą, muszą mieć ludzką pamięć.
Nawet odbiera się pamięć inaczej myślącym i oceniającym koczujących przy krzyżu. Od pamięci odpadł kościół, odpadła opinia publiczna, całe gros publicystów prawicowych, pozostała im pamięć - koczującym pod krzyżem i Warzesze - to niematerialne sukno, które wyrywają dla siebie. Tyko oni je mają - pamięć.
Nie mają ci demonstrujący przeciw obecności krzyża na Krakowskim Przedmieściu, bo wśród nich widziano szantażystę Piesiewicza. Dostaje się Elvgreenowi za inne sprawy, bo śmiał mieć inne zdanie, jak pismak z "Faktu". Dostaje mu się za biurokrację gdzieś tam (nie pomnę gdzie, ale wszędzie ona jest), dostaje mu się za zburzenie zabytku w Konstancinie przez pewien koncern mediany, a także za pewnego posła z Lublina, który najpewniej jest z rodziny Elvgreena, a jeżeli nie z rodziny, to co najmniej znajomym.
Elvgreen jest ofiarą tego stadnego niezrozumienia "elity" spod spod krzyża, której adwokatem jest Warzecha, dlatego że nie jest w stanie przyswoić sobie aparatu pojęciowego, którym operuje dziennikarz "Faktu". Równie dobrze Warzecha mógłby to skierować do innych, iż jego aparat pojęciowy jest poza ich mentalnym postrzeganiem. Dostaje się więc Elvgreenowi za prymasa także, za Wajdę, Kutza (nie będę więcej nazwisk wymieniał).
Elvgreen nie zgadzając się z Warzechą po prostu "rżnie głupa". Inaczej to nie może być. Gdyby nie rżnął, to by zrozumiał pojęcia typu; "racja stanu", "naród", "tradycja", "hierarchia wartości".
Poważnie! Pisze to Warzecha. Nie inaczej mogę stwierdzić, że on z tych pojęć niewiele rozumie, wie tylko, iż występują w języku polskim, a dokładnie w słowniku. Bo tyko doczytał tych słów. A szerokiego rozumienia Elvgreena nie jest w stanie pojąć. Warzecha rozumie tylko wąsko, bo racja musi być po jego stronie, a jak ktoś mu się podwinie pod rękę, dostaje za wszystkich w łeb.
W tym kontekście świetnie ten dziennikarz z "Faktu" wpisuje się w opowiadania Gombrowicza, gdzie z szerokością rozumienia pojęć i dążeniem do ich wąskości sędzia Skorabkowski walczy przy pomocy pewnego niewielkiego, acz deprecjonującego zwierzęcia. Nazwą tą mógłbym obdarzyć Warzechę, jak on czyni to z Elvgreenem, ale tego nie zrobię. Ze względu na jego mentalność pozostaję przy trollu. To,co zaprezentował to jest trolling mentalny: prawda jest po jego stronie, choćby była nieprawdą dla innych, pamięć także, bo tylko on jest w jej posiadaniu.
Inne tematy w dziale Polityka