Lech wybronił gola z 4. minuty Arboledy z Dniepropietrowska. Oglądałem spotkanie w telewizji, choć na Bułgarską mam rzut beretem. Polska drużyna klubowa gra dalej. Uzmysławia nam, gdzie się znajdujemy z piłką przed Euro 2012.
Nie można się nie cieszyć, gdy jest się kibicem i do tego piłkarzem, który potrafił tej okrągłej rzeczy nadać "znaczenie" na boisku.
Mimo wszystko staram się nie popadać w zbytnią radość. Hamować emocje "igrzysk". Poddać refleksji: co się z nami stało, że cieszy tak wielce II liga europejska, bo tam będzie grał Lech Poznań. Mam cały czas wrażenie, że to dotyczy całej masy "dyscyplin", jakie uprawiają Polacy.
Mecz nie był pięknym widowiskiem, polski klub bronił tego, co z takim szczęściem udało mu się uzyskać na Ukrainie. Przynajmniej kibice nie będą mieli zmarnowanej polskiej złotej jesieni.
A jesień, mam wrażenie, ze już nadeszła. Kiedy przed meczem wędrowałem po parku Wilsona - było siąpiąco - dzikie kaczki wyszły ze stawów na żer łąkowy - zauważyłem to zaniepokojenie przyrody i czasu: nie marnuj czasu. A może to był głos wewnętrzny.
Gramy dalej. To się liczy. Na tym refleksje o polskiej piłce nie powinny się zamknąć. Radość awansu nie powinna zamykać władnym władzom ze związku. Tak czynić, aby na "Orlikach" rozwijać umiejętności naszych następców, byśmy mogli się emocjonować ku radości.
Inne tematy w dziale Rozmaitości