Pisarze uciekają z Polski, albo od pisania. Sławomir Mrożek dwa razy z kraju uciekał. Raz, bo musiał - w PRL-u. Drugi - w Polsce suwerennej, kiedy nie musiał. Oczywiście, są to sytuacje o wiele bardziej skomplikowane. Tak jednak układa mi się spojrzenie w dniu, gdy dowiedziałem się o jego śmierci.
Mrożek w PRL-u to była codzienność. Mówiło się, jak z Mrożka. Choć to był pisarz arystokratyczny. Jego język takim był, jego przekaz narracyjny, który szukał drugiego, trzeciego i czwartego dna. Były to piekła naszej egzystencji. Kręgi piekielne, jak u Dantego.
Nauczyliśmy się w tym piekle żyć, przystosowaliśmy, a nawet chwaliliśmy. Nie chwaliliśmy piekła, ale nasze życie codzienne, bo to było nasze życie, nasze radości. Inaczej nie można żyć.
Ale Mrożek się nie radował, on był z innego świata. Ze świata wewnętrznego, z którego wszystko widać. Wydawało się, że Mrożek znalazł punkt alfa (z Borgesa), z którego obserwuje świat, Polskę i wszystko pojmuje.
Bo Mrożek wszystko pojmował, dlatego często był dziecinny, bezradny. Był smutnym wielkoludem. Stąpał swoją literaturą i ziemia drżała. Może nie wszyscy odczuwali te drgania sejsmiczne, bo nie każdy jest czuły na Ziemię.
Wstępował do teatru, w którym grano jego sztukę, wchodził do jakiejś garderoby i milczał. Jego obecność wśród innych to było milczenie, do którego dodawał jakiś kwiatek jednego słowa. Jeden z aktorów Teatru Starego w Krakowie miał doświadczyć zdania trzy, bądź cztero-wyrazowego. Nazwał to tyradą. Wielką przemową Niemowy.
Bo wielkolud jest zamknięty w sobie na cztery spusty, na cztery strony świata. Jest bezradny. Nie zapomnę scenki z Mrożkiem, gdy zawitał do innego wielkoluda, Witolda Gombrowicza w Vence (pisze bodaj o tym Kazimierz Głaz), byli głodni, a Rita gdzieś wyjechała. Gotowali makaron, ale i to danie spieprzyli.
Mrożek uświadamia mi, że w Polsce literatura poniosła klęskę. Literatura jest bezradna wobec swojego kraju. Pisać można tylko na obczyźnie. Cała wielka literatura polska powstała na obczyźnie. Tutaj miejscowi nie znoszą literatury i pisarzy. A tematów jest bez liku, codziennie dostarcza je życie publiczne i prywatne.
W Polsce świetnie ma się dar zabijania pisarza. Aby na miejscu napisać narrację, która rozkrawałaby naszą rzeczywistość na sztuki, należy być przygotowanym, że po publikacji rozkrawają cię na sztuki. A pisarz to mimoza, czasami wielka mimoza jak wielki Mrożek.
Mrożek umarł w Nicei, blisko miejsca, gdzie umarł Gombrowicz. Uciekł z Polski, a teraz uciekł z życia. Lecz nie uciekł z literatury, z języka polskiego, bo to są trwałe nieśmiertelne terytoria.
Inne tematy w dziale Kultura