Przystąpienia Polski do NATO z pewnością było marzeniem świadomych Polaków. Warto tę datę zestawiać z inną:
12 marca 1999 i 12 marca 1794.
Ta druga data rzuca światło, jak ważny dla naszego bytu państwowego jest ten sojusz militarny. W 1794 roku insurekcja kościuszkowska była z góry przegranym przedsięwzięciem. A mimo to Polacy sięgnęli po broń.
Innej artykulacji wolności wówczas nie było.
Wokół mieliśmy samych wrogów, którzy Rzeczpospolitą odkrawali po kawałku, aż staliśmy się nicością państwową i podgatunkiem w świecie emancypującego się XIX-wiecznego społeczeństwa.
To powinno być wyryte szkarłatnymi literami na czole każdego Polaka. Aby nie być podgatunkiem państwowym i społecznym.
Dał nam przykład Kościuszko, a nie Bonaparte, choć o nim śpiewamy. 200 lat później nie zawiedli politycy, bo marsz ku NATO zaczął Lech Wałęsa, a skończył ten od nogi - Aleksander Kwaśniewski.
Napiszę inaczej: politycy nie zawiedli, bo nie zawiodło społeczeństwo, oni są jego emanacją (czasami chorą, bo w nas to i owo szwankuje), ale też w związku z tym stać nas na fanaberie.
Po 15 latach w NATO okazało się, że ten sojusz militarny na co dzień nieobecny w polityce wewnętrznej, ma ogromną wartość. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj nie jesteśmy w NATO i dobiegają nas pogłosy walk na Krymie, a możliwe, że niedługo w Naddniestrzu.
Idę o zakład, iż formułowałaby się u nas V Kolumna z różnymi Szczęsnymi Potockimi. Wysławialiby uroki Kremla i knuta kozackiego, a Tusk wespół z Kaczyńskim uzyskaliby miano faszystów.
Dzisiaj jesteśmy o wiele bezpieczniejsi, a politycy już wystawiają nosa, dmuchają na zimne, bo znane z historii klimaty ze Wschodu dochodzą nas.
Nie chcę pisać laurki dla NATO i naszej obecności w sojuszu, pokazuje to jednak w jakiej przyszło nam żyć sielskości, choć anielskość międzynarodowa w naszym regionie się skończyła.
Inne tematy w dziale Polityka