Zażalenie Małgorzaty Marenin na umorzenie z prywatnego oskarżenia przeciwko abp. Józefowi Michalikowi zostało przez wrocławski sąd oddalone. I na tym sprawa by się zakończyła.
A jednak w tym postanowieniu słychać wiele zgrzytów. Hierarcha Kościoła nie zniesławił imiennie Marenin, co było głównym powodem, iż postępowanie sądowe nie może się odbyć.
Pokombinujmy. Premier rządu, bądź prezydent RP po ujawnieniu, iż w Kancelarii Premiera bądź Prezydenta są pedofile, spotyka się z krytyką społeczeństwa, mediów, feministek i rozwodników.
Premier bądź prezydent wychodzi na mównicę sejmową i mówi:
"Za pedofilię wśród moich urzędników (ministrów, podsekretarzy stanu i drobiazgu administracyjnego) winę ponoszą agresywne feministki i rodzice decydujący się na rozwód. Takie dziecko rozwiedzionej feministki przybiega do przepracowanego urzędnika, tuli się, wobec czego urzędnik nie może zdzierżyć i folguje sobie przestępstwem pedofilii".
Gdyby tak tłumaczył premier bądź prezydent przypadki pedofilii wśród administracji rządowej, to co byśmy zrobili?
Albo Majdan na Krakowskim Przedmieściu, albo poddałby się natychmiast wzmiankowany wyżej do dymisji, bo to kompromitacja na cały świat, albo zaparł się, jak Michalik, i doczekał do wyborów, na których dostałby zero głosów z jakimś promilem po przecinku.
Chyba, że zdarzyłaby się Marenin i wzmiankowane posunięcia społeczeństwa uprzedziła, zaskarżyła z prywatnego oskarżenia. Jak by się zachował sąd? Tak samo, jak w przypadku abp. Michalika?
Czy sąd stwierdziłby, że premier bądź prezydent nie nazwali z imienia Marenin? Przecież sąd też byłby oburzony, niezależnie ilu wśród sędzin/sędziów jest feministek i rozwodników.
Szybko musiałyby się odbyć wokandy, bo decyzją wyborców, premier bądź prezydent byliby byłymi premierem i prezydentem, oskarżenie zaś byłoby bezprzedmiotowe - bo osoby nie sprawowałyby odpowiedzialnego urzędu.
I tu est pies pogrzebany. Abp Michalik nie może być byłym arcybiskupem. Wszak ma władzę - innego rodzaju - ale nie czuje odpowiedzialności, a nawet prawo nie może go ukarać za pomówienie i nieodpowiedzialność, bo nie nazwał Marenin z imienia.
Jak w takiej sytuacji, gdy prawo jest bezsilne - co wydaje się być bzdurą z tą imiennością - odwołać hierarchę, który ewidentnie dopuścił się pomówienia, bezpodstawnego oskarżenia.
Abp Michalik odebrał dobre imię feministkom i rozwodnikom. Przecież jest na to paragraf. Czy na pewno on definiuje, iż przestępca jest przestępcą, jak pomówi z imienia, a jak ogólnie to nie jest przestępcą?
Czy złodziejem się jest, gdy kradnie prywatnej osobie, a przy złodziejstwie publicznym sąd rozgrzesza?
Gdy wyjdę teraz na ulicę i rozbiję latarnie publiczne, nie będę chuliganem? A jak wejdę do domu Kowalskiego i wytłukę mu wszystkie żarówki, to będę odpowiadał przed prawem?
Coś mi się widzi, że sędziowie wrocławscy, którzy oddalili oskarżenie Marenin, przed bardziej cywilizowaną instancją bekną.
Inne tematy w dziale Polityka