Bracia Kaczyńscy, którzy w opozycji peerelowskiej niewiele znaczyli, a na pewno Jarosław, w suwerenność 1989 toku wjechali na Lechu Wałęsie.
Omotali przywódcę „Solidarności”. To nie ulega wątpliwości. Wałęsa chciał nawet zrobić z Lecha K. następcą w „S”, ale przegrał wybory z Marianem Krzaklewskim.
Rosynant Wałęsa okazał się, jako prezydent szkapą, a bracia K. różnego rodzaju Don Kichotami, Jarosław K. nie został jednak Sancho Pansą, ale wyizolowanym Kichotem, de facto don Chichotem. Takie ma predyspozycje intelektualne.
Ten Chichot jednak ma szczęście. Zawsze ktoś lub coś przychodzą mu z pomocą. Ot, Jerzy Buzek. Gdyby nie zrobił Lecha K. ministrem sprawiedliwości, nie byłoby PiS.
PiS też by nie utrzymał się po niesławnej IV RP, ale znowu przyszła pomoc z „niebiesiech”, czyli katastrofa smoleńska, która jest wyżymana do ostatniej kropli absurdu przez Jarosława K.
Katastrofa smoleńska, za którą odpowiada don Kichot ówczesnej sytuacji politycznej. Lech K. przerżnąłby wybory z wynikiem, jaki osiągnąła w ostatnich Magdalena Ogórek.
Jarosławowi K. spadło z nieba szczęście. Dalej je drenuje. A to TW Bolek, którego chciałby zastąpić w podręcznikach historii swoim bratem.
Piszę to, bo przeczytałem, iż został odwołany mazowiecki konserwator zabytków. Sprzeciwiał się posadowieniu pomnika Lecha K. (PiS nazywa „pomnikiem smoleńskim) na Krakowskim Przedmieściu.
Czyli droga do najważniejszych dla Jarosława K., imponderabiliów otwarta. Pomnik będzie Lecha, a jakby Jarosława. Kto będzie szukał pieprzyka, który braci różnił.
Tak budują nam historię ofermy, a nawet rząd sprawują. Stawiają pomniki, które kiedyś będą burzone. Takie są prawidła pomnikomanii opisane przez najwybitniejszego polskiego dziennikarza Ryszarda Kapuścińskiego. Kiedyś będzie intratny zawód: burzyciel pomników.
Jeżeli posadowiony zostanie pomnik Lecha K., wróżę, że zostanie potraktowany, jak Feliks Dzierżyński. Groteska z Mrożka.
Inne tematy w dziale Polityka