Grzegorz Schetyna stoi przed największymi wyzwaniami politycznymi w swojej karierze, wcale nie jest pewne, czy im podoła.
Marsz KOD z 7 maja jest prawdopodobnie największą manifestacją od 1956 roku. Można sprzeczać się o szczegóły, nie da się zaprzeczyć wymowie protestu, przesłaniu i zainteresowaniu świata. To ostatnie było zawsze polskim problemem.
Następne manifestacje będą prawdopodobnie jeszcze większe. Schetyna chce stanąć na czele nieposłuszeństwa. No i właśnie, jakiego? Wszak KOD jest obywatelskim, a Platforma to partia.
Odbędzie się wspólnego posiedzenie opozycji, na którym najpierw ma zdecydować się na wspólny front w stosunku do miazmatu porozumienia w sprawie TK, zaproponowanego jakoby przez Marka Kuchcińskiego, a naprawdę Jarosława Kaczyńskiego.
Ryszard Petru pierwszy powiedział, aby Kaczyński się dyndał. Co może powiedzieć Schetyna? To samo.
Pojawić ma się audyt PiS. Partia Kaczyńskiego nie zna języka polskiego i pojęć. Mają problem. To nie audyt, bo ten robi niezależna firma zewnętrzna, to tylko partyjna Biała Księga.
Ale nie będzie miała mocy medialnej, nie piszę o popiskiwaniu TVP, bo to już nie jest TVP. Telewizja publiczna jest przeszłością.
Schetyna zobaczył ponadto, że w PO wcale nie jest jedynym możliwym liderem, bo manifestujący na marszu KOD na transparentach wypisywali hasła: „Ewa weź stery, przywróć porządek do cholery”. Oczywiście, chodzi o Ewę Kopacz, która przegrała wybory parlamentarne, ale wynik był całkiem dobry i dzisiaj przynajmniej w sondażach pownien być utrzymany.
Ponadto Schetyna będzie się musiał poddać dominacji Mateusza Kijowskiego, bo to szef KOD jest liderem opozycji co najmniej na miarę Lecha Wałęsy w latach 1980-81.
To wszystko można poukładać w odpowiedniej barwy klocki, ale pamiętajmy to są ludzie. Schetyna mimo różnych wad, nie jest plastusiem, jak Andrzej Duda, czy zagubiona w meandrach intelektu maglara retoryczna Beata Szydło.
Schetyna stoi przed wyzwaniami. Oby on sam dla siebie nie był największym problemem.
Inne tematy w dziale Polityka