capa capa
992
BLOG

Dulcynea i Don Carlos Boria

capa capa Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 170

Był czas, gdym pisał notki z myślą, że sławę rzucę do swych stóp. Nie wyszło. Notki były albo durne, albo "mało zdowcipniałe się stały". Zdedowcipniałem i ja. Jużem łamać chciał kalwiaturę ... Już chciałem łamać klawiaturę, wspominam gwoli wyjaśnienia tym, którzy czytają oczami i ustami. Trochę ją nawet podłamałem, alem się opamiętał. Opamiętałem się, gdym swym zwierzęcym okiem zerknął na zdjęcie bliskiej mi niewiasty. Zdjęcie to sam pstryknąłem podczas ostatniego z nią spotkania. Pstryknąłem ukradkiem. Jeśli się komuś nie podoba, że pstrykam zdjęcia, miast je robić: I don't care. Ten, uniwersalny podobno zwrot, podpowiedziała mi znana kolekcjonerka języków obcych. Na śmierć zapomniałem, że dygresje rozpraszają najbardziej wyrafinowanych czytelników, a więc wracam do mutonów.

Byłem pewien, że się odkochałem, że była to miłość z ciernistych krzewów zrodzona czy spleciona. Nie pamiętam. Uczyłem się z tym żyć. Nigdy nie byłem dobrym uczniem, co chyba da się wyczytać z moich notek. Zawieszony wzrok na forografii spowodował eksplozję. Nie mogłem jeść, i tak mało jem, ale o to mniejsza, nie mogłem spać, a lubię, dłonie mi drżały, oczy płonęły, pociły się stopy. Nie słyszałem, żeby komukolwiek pociły się stopy z miłości, a mnie się pociły. Ktoś powie, że to mało romantyczne. Nie upieram się, być może.  Stwierdzam fakt. Przywiązałem się do krzesła. To miała być ostatnia deska ratunku. Nic nie dało. Rozerwałem więzy. Gdy chcę, taką w sobie wyczuwam siłę, że mógłbym pomóc w reformie kolejnictwa. Ale miało być bez dygresji.

Zarzuciłem na siebie bajronówkę, to trochę ahistoryczne, ale teraz wszystko jest do ... Jest, i nic na to nie poradzę. Dosiadłem Rosynanta, to mój koń, i ruszyłem w drogę. Na Rosynancie. Gdzieś do granic Pirenejów. Później z Rosynantem na grzbiecie, bo się zbuntował. Krnąbrny jest. Kiedyś nawet konie były inne. Z przepukliną, tam, gdzie przepuklina wychodzi, dotarłem do Tabasco. Przepuklinę podwiązałem. Nie miałem wyboru. Gdym już jako tako doszedł do siebie, ogarnęły mnie wątpliwości. Podczas ostatniego spotkania Dulcynea, do niej bowiem zmierzałem, ihahahała. Ihahahała, i nie mogłem tego tłumaczyć sympatią do Rosynanta.

Z przejęcia, widocznie z przejęcia, stopy przestały się pocić, pociły mi się dłonie. Wreszcie ją ujrzałem. Z rozwianym włosem, tak lubię, w podkolanówkach, to lubię mniej, z wiadrami na barkach, w tej sprawie nie mam zdania, stanęła przede mną. Uśmiechnęła się, a więc poznała. To był dobry znak. W sercu poczułem kuźnię Hefajstosa. Trochę przewracała oczami, ale nikt nie jest doskonały. Nie ihahahała. Łąk zagony poczułem w nozdrzach. Po co te nozdrza? W uszach ich przecież poczuć nie mogłem. Koneserów pióra przepraszam, pisanie nigdy nie było moją najmocniejszą stroną. Nie ihahahała, ale bez przerwy bezgłośnie otwierała usta.  To mnie zaniepokoiło, ale nie jestem uprzedzony, już zabierałem się, by ją uściskać, cóż to byłby za uścisk!, gdy Rosynant, który czyta z ust, szepnął mi do ucha (wiem, do oka nie mógł): ihahahuje.

A niech sobie ihahahuje, zwłaszcza że tego nie słychać, pomyślałem, w końcu nie po to przez tyle kilometrów dźwigałem tego przemądrzałego konia, bym miał zaraz wracać. Jak Brummel (proszę nie mylić z lekkoatletą, on ma tylko jedno "m") zacząłem ją emablować. Rosynant, który jest głupi, jak to koń, szepnął (w to samo miejsce): mebluj ją, mebluj, naiwniaku. W odpowiedzi go kopnąłem. Jak Bruce Lee. Z tego powodu obaj wracaliśmy z przepukliną. Różniliśmy się tylko tym, że on swojej nie umiał podwiązać. Ja tę moją Dulcyneę emabluję, a ona macha tylko dłonią, dłoniastą dłonią, przerywa i zaczyna konwersację. W gruncie rzeczy monolog, co mi nie przeszkadza, bo lubię kobiety.

- Czy ty wiesz, ih, jak ja uwielbiam naszego księcia Don Carlosa Borię? Mogłabym go nosić na rękach, ih, podrzucać, a nawet wywijać z nim kastaniety, iha. Taki władca, taki władca! - chciałem coś wtrącić, ale nie miałem szans. Jak on mówi, mówi jak mówca. I wszystko wie, i dba o nas, poddanych. Jak matka, jak ojciec, jak kasa oszczędności. Że też dożyłam tak wspaniałych czasów, ihaiha. Wiesz, gdy spoglądam w lusterko, widzę w nim Don Carlosa Borię, księcia Don Carlos Borię, który ma taką klasę, jakby siedem klas skończył albo i więcej. I jego dwór. Ach, co za dwór, ihaihaiha. I te jego gubernatory, te alkady czy cykady. Szarm, czy jak to się tam nazywa.

A ja chciałem o miłości, ale trochę innej.

- I ten z piekła rodem pastuch Andres z Quintanaro, który, ihaiha, rzuca księciu kłody pod nogi. Gdy go widzę, gdy go widzę, brak mi, ihaha, słów. Biorę gumkę, gumkę myszkę, importowana jest ta myszka, i wymazuję go, wymazuję go z naszego wspaniałego księstwa. Mażę do utraty wdzięków, mażę w pocie zalewającym mi kolana, mażę, mażę, mażę! Ja go w końcu wymażę, ihahahahahahaha!!!

I mazała. Ihahahała i mazała. Wszystko wokół siebie mazała, mnie też wymazała. I Rosynanta. Ręka jej się wydłużyła, więc wymazała i Salamankę. Wymazałaby i Ebro, ale Ebro przesunęło swój bieg.

Nie wierzę już w żadną miłość.          

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (170)

Inne tematy w dziale Rozmaitości