obywatel cohen obywatel cohen
765
BLOG

NIEUCHRONNA PRZEGRANA SMOLEŃSKIEGO KŁAMSTWA

obywatel cohen obywatel cohen Polityka Obserwuj notkę 3

 

     Smoleński fałsz wcale nie ma się dobrze – więcej – skazany jest na nieuchronną przegraną. Powyższego twierdzenia nie opieram wyłącznie na samej idealistycznej przesłance, że prawda zawsze zwycięży. To raczej wynik realistycznej oceny poczynań krajowych beneficjentów posmoleńskiej katastrofy zwanych, słusznie czy nie, sektą pancernej brzozy. Nie miejmy złudzeń, obnażanie kłamstwa jest i będzie długotrwałym procesem, rozłożonym w czasie, a nie jakimś jednorazowym, spektakularnym aktem triumfu dobra nad złem. Porównanie z kłamstwem katyńskim nasuwa się samo. Wystarczy przypomnieć, że jeszcze w połowie osiemdziesiątych lat ubiegłego stulecia, gdy sowieckie sprawstwo zbrodni było dla wszystkich oczywiste, lokalne władze na miejscu kaźni umieszczały pamiątkową tablicę z horrendalnym napisem „Oficerzom polskim pomordowanym przez hitlerowskich zbrodniarzy”. Na szczęście, tym razem nie powinno to trwać aż dziesięciolecia – w wersji optymistycznej to kwestia odsunięcia od władzy ekipy Tuska, w wersji mniej optymistycznej to kwestia ostatecznej kompromitacji całego systemu III RP.

     Obóz beneficjentów smoleńskiego kłamstwa, albo lepiej: jego dwa wzajemnie wspierające się odłamy, wypracowały dwie różne strategie reagowania na mnożące się z upływem czasu fakty obnażające wyłącznie propagandowy charakter raportu MAK-u. Jak wiadomo, tezy raportu Anodiny (pominąwszy pozorowane zastrzeżenia komisji Millera) stały się podstawą oficjalnego stanowiska establishmentu III RP w sprawie przyczyn i przebiegu katastrofy.
     Pierwsza strategia to narracja rządowa (szerzej: państwowa) głosząca, że wszystko zostało wyjaśnione, sprawa jest boleśnie arcyprosta i ostatecznie zamknięta. Wszelkie próby dalszych nieautoryzowanych dociekań należy przedstawiać tak, jakby firmował je swoim intelektem i autorytetem detektyw Rutkowski. Inaczej mówiąc należy je ze wzgardą przemilczeć i konsekwentnie ignorować. Zauważmy, że jest to podejście całkowicie zgodne z wypracowaną przez rząd Tuska praktyką reagowania na jakiekolwiek problemy na wszystkich możliwych polach jego aktywności. Jedynym wyuczonym sposobem na poradzenie sobie z realnym problemem jest udawanie, że nie ma problemu tak długo, jak się da. Stąd tendencja do utajniania wszystkiego, do lekceważenia bądź nawet niszczenia dowodów, stąd częste chowanie głowy w piasek i pozostawianie trudnych, stawianych publicznie, pytań bez odpowiedzi. Na marginesie - nie przypadkiem wśród Polaków panuje powszechne przekonanie, że Donald Tusk zaczyna tydzień pracy we wtorek a kończy w piątek po południu – oczywiście z przerwami na tenisa i kopanie piłki. Ale to nie tylko kwestia „postnowoczesnej” mentalności i „europejskiego” stylu życia prominentnych działaczy PO, bo jest w tym także jakaś racjonalna kalkulacja. W związku ze Smoleńskiem opiera się ona na przekonaniu, że w społeczeństwie polskim istnieje znacząca część od samego początku zupełnie niezainteresowana tematem katastrofy, nie wspominając już o środowiskach, dla których katastrofa (także, jeżeli miałby być to zamach) to najszczęśliwsze wydarzenie w historii III RP – więc w czym problem?
     Z drugiej strony mamy do czynienia z bardziej ambitną od rządowej strategią „zaprzyjaźnionych” michnikowsko-walterowskich mediów. Niby ambitniejszą, ale w znacznej mierze wymuszoną sytuacją na trudnym rynku medialnym. W przypadku gazety Michnika i ulubionej telewizji lemingów wojna o Smoleńsk to z jednej strony tradycyjne zmaganie o duszę polskiego inteligenta, coraz bardziej pogubionego, ale tym bardziej dbającego o pozór dobrego stylu i poziomu, wymagającego więc od dostarczyciela informacji choćby pozornej rzetelności i wiarygodności. Z drugiej strony to element bezwzględnej rywalizacji o biedniejącego konsumenta na rynku, gdzie obok rozrywki sprzedają się dobrze tylko emocje, czyli: sensacja, konflikty i przemoc (fizyczna jak i symboliczna). Na krajowym podwórku tematyka smoleńska, jak żadna inna, długo jeszcze będzie odpowiadać na te potrzeby. Podsumowując, medialni macherzy w przeciwieństwie do pijarowców Tuska wykazują swoistą otwartość na przynajmniej niektóre fakty związane ze smoleńską kompromitacją. W efekcie od trzech lat w zaprzyjaźnionych gazetach i telewizjach trwa rozbrajanie „smoleńskiej bomby”, nie poprzez rzeczowe udowadnianie słuszności oficjalnych raportów (brak argumentów), a tak naprawdę przez ciągłe egzorcyzmowanie „smoleńskiej sekty”. Stąd co jakiś czas powielane popisy podłości w wykonaniu panów Wałęsy i Deresza, stąd nagłaśnianie przeróżnych objawień w stylu mądrości pewnego dendrologa-amatora, który rąbał kiedyś brzozę i wie, jak jest twarda.
     Najwyraźniej macherzy, widać to zwłaszcza po stronie Michnika, coraz dotkliwiej odczuwają jałowość i nieskuteczność swojej paranoicznej strategii. Z tym, że swoim zwyczajem rozwiązanie upatrują nie w odstąpieniu od paranoi, a przeciwnie - w jej nasileniu. Coraz głośnej wołają więc o aktywny udział komisji Millera w walce ze „smoleńskim bredniami”. Tusk już od czasów zakładania Platformy skazany był na wspomaganie przez najpotężniejsze media i zawsze chętnie z niego korzystał. Dzisiaj wydaje się być od nich bardziej uzależniony niż kiedykolwiek. Wygląda na to, że pod ich naciskiem zmodyfikował swoje pierwotne podejście i dał przyzwolenie (jak słychać również pieniądze) na przyłączenie się płk. Laska i innych państwowych funkcjonariuszy do frontu zwalczania herezji. To bardzo dobra wiadomość dla prawdy. Oczywiście, nie w tym sensie, że otoczenie Tuska miałby w jakimkolwiek stopniu podzielić się swoją wiedzą na temat prawdziwych okoliczności tego, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010. Jeżeli zapowiedzi powołania specjalnego zespołu nie okażą się tylko kolejną niezrealizowaną obietnicą (co jest możliwe) i rządowi eksperci zaczną reagować na wychodzące z zespołu Macierewicza rewelacje, siłą rzeczy skończy się rządowa „cisza nad trumnami”, czas programowego przemilczania wykazywanych manipulacji, tolerowania nawet najbardziej bezwstydnych absurdów. Nie ważne, czy zaprzeczając, czy wyszydzając, a jeszcze lepiej wchodząc na drogę sądową, funkcjonariusze Tuska będą musieli odnosić się do konkretnych argumentów i zarzutów, co oczywiście będzie powodowało ich publiczne nagłośnienie i umożliwi dotarcie dotychczas cenzurowanych informacji do świadomości wielu obojętnych i niezainteresowanych. Ponadto Tusk wysyłając Laska i jego żołnierzy na wojnę ze „smoleńskimi bredniami” utraci wygodny bufor, na który zawsze mógł zrzucać całą odpowiedzialność za, niemożliwe do ukrycia, kompromitujące władzę fakty. Od tego momentu wszystkie upublicznione kłamstwa ekspertów komisji Millera w tym samym stopniu będą obciążały czyste, bo nieużywane, sumienie Donalda Tuska. Panie Lasek, śmiało, poloneza czas zacząć!
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka