Jutro na wieś, trochę dalej od wielkomiejskich bruków i hałasów. Pod niebo czyste nocą, bez pomarańczowej poświaty miasta. Z kapliczką, w której żegnaliśmy zmarłego nieszczęśliwie brata mojego kolegi z lat dziecinnych.
Właściwie to chciałem w tych dniach napisać o wędrówkach po okolicach Krakowa. O trzech dniach w Bielsku Białym, tym „małym Wiedniu”. O kolejce na Klimczok, gdy wagoniki zastygły na samej górze, a Żona właśnie wtedy przypomniała sobie, że ma lęk wysokości. O wspomnieniach z Bałkan mojego przyjaciela. I jego Mamy. Przyjaciel jest z ojca Serbem, z matki Polakiem. O tym, jak w Zagrzebiu, w tramwaju, w tamten czas, uderzono w twarz kobietę, bo nie była swoja. O innej, która umarła w szpitalu, bo też nie była swoja. O tym, jak pewien miły pan przyszedł do pracy, do Mamy przyjaciela, dziwiąc się, jak może przyjaźnić się ze Serbką. Ale chciałem też napisać o księdzu Stojałowskim, który w Bielsku i Białym animował polski ruch narodowy i spółdzielczy. O tym, jak staliśmy w korku, bo ludzie wracali z Kalwarii Zebrzydowskiej do Wadowic. I że to takie piękne, i trudno się wkurzać, bo ktoś wyjdzie z samochodu z butelką wody i zapyta: Państwo też z odpustu? Ale nie napisałem, bo było, co było.
A jutro będę na wsi. Mama opowie o wiejskiej świetlicy, jaką stawiają, pod wieczór Ojciec i brat wrócą z pracy. Ojciec pół żarem, pół serio będzie zwyczajowo komuszył do spółki z sąsiadem, który ma ule tuż, tuż, że widać je z naszych okien. Będę chodził na długie spacery, na długie rozmowy, na kawę, może nawet przejdę się na baloty. Będę chodził pod GS, na nieczynny dworzec PKP, co go zamknięto jako leberalnie nierentownego. Będę z ziemi, którą kocham, czerpał siły do życia, myśli i buntu.
Będę liczył motyle i traktory na polach i spróbuję odzyskać choć na chwilę smak dzieciństwa, który zawsze czynił mnie trochę lepszym.
Ps. Ale poza tym będę miał sprzęt, więc nie do końca będzie sielankowo.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości