Mam takich ulubionych blogerów, których z pewnych względów nigdy nie dodałem do polecanych na prawym pasku. Właściwie trzech: Artura Nicponia, Pana Jacka Jareckiego i Galopującego Majora.
Każdy z nich potrafił zirytować mnie niemożebnie. I dodam, że slowo zirytować to w tym przypadku eufemizm. Z drugiej strony niektóre ich teksty wprawiały mnie w zachwyt i w osłupienie. Że można tak świetnie pisać, tak polemizować, tyle serca wkładać w blogowanie. Tak pięknie, wyraziście opowiadać różne historie. Myślę, że jeśli ktoś stworzy kiedyś encyklopedię blogerów polskich, to będzie tam dla nich trzech miejsce.
Nigdy jednak żadnego z tych panów nie mialem w ulubionych. Tak wyszło i tak będzie pewnie. Artura nie dodam, bo jego poglądy gospodarcze i chyba społeczne są mi totalnie obce. Pana Jareckiego, bo pojawia się i znika, więc trudno polecać kogoś, kto na salonie bywa. Choć gdy bywa, to tak że JEST. Na dobre i złe.:-) Galopka: bo z kolei nie zgadzam się z jego poglądami dotyczącymi katolicyzmu i przyznam, że czasem jego teksty w tym temacie mnie bardzo bolały.
I jest Toyah, którego mam w polecanych blogach, a z którym raz byłem na piwie i nawet zrobilem wywiad (Toyahu, za ten nagrany wywiad, który poszedł w zapomnienie, a który mam wciąż chyba w dyktafonie, to Cię przepraszam). Toyah, który na salonie pojawił się i chyba niemal od razu zrobił niesamowitą karierę. I stał się dla wielu prawdziwym guru. A przynajmniej ulubionym blogerem.
Mój pierwszy kontakt z Toyahem to było nawet spięcie w kwestii Grzegorza Przemyka bodaj. Nieważne. Ważne jest co innego. Toyah walczy. Walczy w każdym tekście. Większości jego czytelników się to podoba. Ale są tacy, co go klną. Taki lajf. Teraz Toyah walczy dodatkowo. Bo jest konkurs. Konkurs, który miał być (jest?) zabawą, a stał się nieprzyjemnym widowiskiem za sprawą pewnego pana. I mam wrażenie, że Toyahowi trochę puszczają nerwy. I że Toyah, który jest już niebieskim celebrytem (nie bójmy się tego słowa, salon24 ma swoich niebieskich celebrytów) niektórymi komentarzami psuje sobie markę.
Inna rzecz, że Toyah wziął sprawę konkursu na klatę: po komentarzach i tekstach niezbyt przychylnych, np. takich jak moje, nie schował głowy w piasek i jasno napisał czemu bierze udział w tej imprezie. Nie dostał wsparcia ze strony administracji (ani on, ani nikt inny), czego powody Radosław Krawczyk w stosownej notce wyjaśnił. W sytuacji, gdy JKM postanowił zorganizować internetową hucpę, Toyah właściwie może liczyć tylko na swoich wiernych czytelników.
Toyahu, pewnie jesteś teraz wściekły i wkurzony. Nie wiem, czy wygrasz ten konkurs. Nie wiem nawet, czy tamtejsze jury byłoby w stanie przekroczyć pewną mentalną barierę i Cię uhonorować. Może tak. Może nie. Ale Ty, Toyahu, nikomu nie musisz niczego udawadniać. Nawet tym (prawicowym) gazeciarzom, którzy nie wpadli na pomysł, by Cię drukować. Oni już zresztą są pasee, tylko jeszcze moze o tym nie wiedzą. A Ty już masz swoją stałą rubrykę, swoich stałych czytelników, wiernych fanów i anty-fanów. I swoje miejsce w przyszłej encyklopedii polskich blogerów, którą pewnie ktoś kiedyś napisze.
Dlatego, jeśli o mnie chodzi, i wybacz, że prośbę tą artykułuje publicznie, trochę spokoju, mój Szanowny Imienniku. Primo: dla zdrowia, secundo, żeby ci, co Cię naprawdę mocno nie lubią, nie mieli satysfkacji, że puszczają ci nerwy. Tertio: bo tak będzie lepiej i mądrzej. A Ty już jesteś osobą publiczną i musisz o takie rzeczy dbać.
I przepraszam, że Cię tak pouczam, choć jestem smarkacz. Ty wiesz, że to z sympatii. I z szacunku.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości