Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
902
BLOG

O "Kapitale" Marxa, katolicyzmie i Chrystusie...

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 28

lewicowo.plDziwne rzeczy się dzieją, bo oto całkiem niedawno Piotr Kaznowski z szacownego „Christianitas”  zaprosił mnie do udziału w ankiecie na temat polityki. Przyznam bez bicia, że wprawiło to autora niniejszego bloga w lekką konfuzję, bo i tytuł zobowiązuje i charakter pisma raczej odległy od tego, co reprezentuję w swojej pisaninie czy to na łamach OBYWATELA, czy w salonie24, czy w innych tytułach. Ale ucieszyłem się, przyznam, jak rzadko. Z wielu przyczyn, osobistych i ideowych, społecznych tudzież.;-)

Tymczasem portalowi lewicowo.pl minął właśnie roczek, roczek dość bogaty w działalność: Prezentowane na Lewicowo.pl materiały - pisze Remik Okraska -obejmują bardzo szerokie spektrum tematyczne oraz rozmaite formy. Oprócz „głównego nurtu” polskiej tradycji lewicowej, czyli nurtu PPS-owskiego, publikowaliśmy teksty dotyczące lewicującego ruchu ludowego, syndykalizmu, anarchizmu, postępowej inteligencji, ideologii kooperatyzmu, programów lewicowych ugrupowań mniejszości narodowych (Bund), feminizmu, lewicowego populizmu, doktryny związków zawodowych, ideowych podstaw polityki społecznej i ochrony pracy, samorządności pracowniczej, socjalizmu inspirowanego przez chrześcijaństwo, samoorganizacji i emancypacji warstw ludowych, egalitarnej i wolnościowej myśli pedagogicznej itp..

(...)

Co zrobiliśmy przez ten rok? Oto garść faktów. Opublikowaliśmy niemal 300 tekstów. Około 95% z nich to materiały, które w postaci cyfrowej w Internecie są dostępne tylko na naszym portalu. Wśród nich aż 120 stanowią materiały, które nie były w żadnej formie – ani papierowej, ani cyfrowej – wznawiane po roku 1945. Oprócz tego, opublikowaliśmy około 30 tekstów pochodzących z trudno dostępnych wydawnictw polskich socjalistów na emigracji. Zatem połowa treści na naszym portalu to publikacje unikatowe. Druga połowa to również w większości teksty dość rzadkie, rozproszone dotychczas po wielu niskonakładowych wydawnictwach.

I tak mam świetny pretekst, by napisać co nieco o tych dwóch rzeczywistościach, które tak różne od siebie, a często antagonistyczne, towarzyszą mi w życiu od wielu lat. Od bardzo dawna właściwie, są wcześniejsze niż dzień w którym przekroczyłem progi liceum oo. Zmartwychwstańców na poznańskiej , robotniczej Górnej Wildzie: katolicyzm i lewica, lewica i katolicyzm, zawsze w myśli związane, zawsze żywe, choć niejednokrotnie wściekle skłócone i w historii i w moim życiu. Jednak ani jednej z tych dominant umysłu i ducha już pozbawić bym się nie potrafił, bez poczucia utraty własnej tożsamości...

Kilka dni temu miałem przyjemność przysłuchiwać się debacie zorganizowanej w Krakowie przez raczkujące Stowarzyszenie DoxoTronika: „Lewica czyta… Benedykta XVI”. Debacie dotyczącej lewicowej recepcji „Caritas In Veritate”. Trudno tu streszczać dyskusję, tyle żywiołową i frapującą, co dość niezborną. Interesujący jest jednak samo zjawisko debat „DoxoTroniki”, animowanych przez Wojtka Czabańskiego. Otóż (fenomen taki możliwy jest chyba tylko w Krakowie!) spotkania odbywają się cyklicznie wedle zasady: „prawica czyta/lewica czyta…” teksty swoich adwersarzy, ludzi z drugiej strony barykad ideowych… I przyznam, że byłem zaskoczony dość licznym gronem zebranych osób, w wieku studencko-doktoranckim. Zaskoczyło mnie też miejsce: jakoś mało "krakowski", dzięki czemu bardziej przestronny, klub na Szewskiej...;-) Duch czasu, a i ja już niemłody...

Odnoszę wrażenie, nie tylko po tamtej dyskusji, że jednym z problemów takich interdyscyplinarnych spotkań, czy w ogóle debat ideowych w Polsce, jest niemożność porozumienia się co do znaczenia pojęć i to na gruncie dość fundamentalnym. Rozbieżności wynikają wtedy często z tego, że nie mówimy do siebie, ale pomimo siebie. To intrygujące, jak w świecie pełnym słów i dostępu do informacji jesteśmy w gruncie rzeczy „ideowymi daltonistami”, rozróżniającymi niewiele "barw doktrynalnych", poza własnymi. Tym cenniejsza wydaje mi się postawa ludzi z "DoxoTroniki", ich zapała i wiara w to, że "ludzi dobrej woli jest więcej" i bez pomieszania i połamania języków, tudzież żeber, da się jednak wspólnie rozmawiać.

Zresztą, w ostatnim roku, dzięki Klubowi Debat Politycznych Wojtka Kolarskiego i faktowi, że pierwszym sekretarzem krakowskich PRESSJI (blogerom salonu24 mogą się one kojarzyć z Arturem Bazakiem i Kubą Lubelskim) został Paweł Rojek, mam poczucie niezmiernie interesującego poszerzania się własnych pól idei i dyskusji. Ze strony takich redakcji, jak właśnie PRESSJE czy powstałe także niedawno „Rzeczy Wspólne” widać chęć zobaczenia tego, co dzieje się na cudzych podwórkach ideowych, w innych niż własne środowiskach. Może jest to jakaś nadzieja dla debaty publicznej w Polsce, może nie zagłuszy wszystkiego „werbel, werbel”… A i tu, w salonie24, powstają tak interesujące inicjatywy, jak „Nowe Peryferie”, które, kto wie, może w "długim marszu na isntytucje" wyrosną w osobny ruch czy pismo.;-)

Tymczasem trzymam przed sobą książkę frapującą, której autorem jest katolicki arcybiskup Reinhard Marx. Rzecz nazywa się… „Kapitał. Mowa w obronie człowieka”. Książkę otwiera „List Marxa do Marksa”… Jest to właściwie jedna z tych nielicznych znanych mi na rodzimym rynku wydawniczym książek, po którą z ciekawością mogą sięgnąć i katolik, i nieuprzedzony lewak, i nieco bardziej refleksyjny liberał.

Zadanie mam ułatwione, bo książkę zrecenzował dla OBYWATELA jego naczelny. Zacytuję:

Cieszyć się należy, iż pojawiła się w Polsce książka ukazująca, że (…) „kato-liberalizm” nie jest ani jedyną, ani nawet szczególnie uprawnioną na gruncie nauki Kościoła doktryną w kwestiach społeczno-gospodarczych.  Oczywiście publikacje spod znaku KNS pojawiały się u nas już wcześniej, jednak książka abp Marxa ma w porównaniu z nimi ogromną zaletę. Większość znanych mi książek tego rodzaju, a czytałem ich kilkadziesiąt, jest po prostu nudna i z założenia niszowa, nastawiona na przekonywanie tych, którzy już dawno są przekonani.  (…)

Książka Marxa jest ich odwrotnością: napisana fachowo, lecz przystępnie, mocno osadzona w realiach ostatniej dekady, a w kwestiach teoretycznych odważna i pozbawiona sekciarstwa, gdyż cytaty z Ewangelii mieszają się tu ze znajomością książek takich „lewaków” jak nobliści Amartya Sen i Joseph Stiglitz, wskazania moralne Ojców Kościoła przeplatane są wynikami raportów socjologicznych, a encykliki Leona XIII czy Jana Pawła II przywoływane na przemian z „Dialektyką Oświecenia” Adorna i Horkheimera, a także z... dziełami Karola Marksa.  Wywodom autora wiarygodności dodaje jego praktyczne zaangażowanie w liczne inicjatywy społeczne, od czysto charytatywnych po próby wpływania na ogólnokrajowy dyskurs publiczny i zmiany legislacyjne.

Powiedzmy to od razu: arcybiskup Monachium i Fryzyngi nie ma nic wspólnego z „odchyleniem lewicowym”, a tym bardziej z tzw. teologią wyzwolenia. Jeśli chodzi o fundament jego postawy, znakomicie oddaje to następujący fragment książki: ."..Kościół czuje się zobowiązany do podkreślania i bronienia świętości życia we wszelkich wymiarach egzystencjalnych. Właśnie to jest też celem katolickiej nauki moralnej i społecznej. /.../ Dostaję czasem listy, których nadawcy cieszą się, że jako katolicki biskup wypowiadam się przeciw wojnie w Iraku i że angażuję się w walkę o sprawiedliwość społeczną, ale jednocześnie skarżą się, że w sprawach etyki seksualnej, badań embrionalnych komórek macierzystych czy przerywania ciąży jestem tak „twardy” i „ekstremalny”".

(…)

Punkt wyjścia książki pomyślany jest – do czego okazję stwarza humorystyczna zbieżność nazwisk – jako polemika z koncepcjami Karola Marksa. Jednak nie polemika bezrozumna, typowa dla liberalnych tropicieli czyhającego jakoby wszędzie socjalizmu.  Reinhard Marx poddaje marksizm krytyce, ale uczciwie zastanawia się, skąd się on wziął i dlaczego zdobył taką popularność. Szuka także odpowiedzi na pytanie, czy i na ile obecny „kurs” kapitalizmu prowokuje swoimi antyspołecznymi posunięciami powrót takich inicjatyw i dążeń antykapitalistycznych, które w najlepszym razie zastąpiły dżumę cholerą, w najgorszych zaś wyleczyły zapalenie krtani za pomocą amputacji głowy.

Sednem książki nie są jednak krytyka komunizmu ani polemika z autorem pierwszego „Kapitału”. Abp Marx napisał dobitne oskarżenie współczesnego kapitalizmu, posiłkując się bogatymi tradycjami katolicyzmu społecznego, surowo oceniającego „dziki” wolny rynek jeszcze przed okresem aktywności Karola Marksa. Przy okazji otrzymujemy zresztą krótki kurs historii społecznego zaangażowania Kościoła, poczynając od przełomu wieków XVIII i XIX. W każdym razie, autor nowego „Kapitału” wskazuje, że Kościół nie był obojętny na „błędy i wypaczenia” kapitalizmu oraz że obojętnym być nie może, gdyż kłóciłoby się to z jego przesłaniem moralnym, a także oznaczałoby daleko posuniętą nonszalancję wobec realiów społecznych, w których Kościół funkcjonuje jako instytucja i wspólnota wiernych.

Cała recenzja tutaj. Wciąż jestem w trakcie lektury i postać arcybiskupa Marxa, intelektualny i duchowy wymair jego pisania wydaje mi się ważny. Chciałbym by wśród polskiego duchowieństwa byli autorzy tej miary i takich horyzontów, wierni Kościołowi, a jednocześnie  tak przejęci losem społeczeństwa, w którym żyją.

I cóż, jako dopełnienie książki Marxa, arcybiskupa Marxa pozostaje mi polecić jeszcze jedną publikację, redakcyjnego współtowarzysza, Rafała Łętochy: „O dobro wspólne. Szkice z katolicyzmu społecznego”. Zaś sam oddam się lekturze naiwnej może nieco książeczki Antoniego Szecha: „Uwagi o socjalizmie”  (Kraków 1906 r.), której autor z tak typową dla tzw. „chrześcijańskich socjalistów”  pasją pisał na początku XX wieku: Widzimy więc, że nie socjalizm rozbudził masy, że on wyrósł na gruncie ludowego ruchu, że jest on dzieckiem tego ruchu, nie ojcem, że więc niesłuszny żal mają do niego klasy posiadające, że twórcami tego ruchu właściwymi, są raczej one, te warstwy właśnie, bo one wytworzyły wyzyskiem swoim i życiem swojem ten ferment. No i  do Chrystusa mogą mieć żal, ze idee tak wywrotowe, jak idea braterstwa, równości, sprawiedliwości, Królestwa Bożego, On przyniósł światu, i był jeszcze na tyle nieroztropnym, że nie powierzył ich tylko bogatym, posiadającym, wykształconym, ale ogłosił je i temu ludowi, który był zawsze tak zuchwałym, że śmiał w to uwierzyć i tego zapragnąć…

PS. Do chrześcijańskich socjalistów w rozumieniu Szecha się nie zaliczam, to zbyt naiwne, choć ładne.

PS 2. Tytuł notki trochę przekombinowałem, ale czasy takie, że bez mocnego tytułu ani rusz.;-)

 

Dziś rocznica  utworzenia Tymczasowego Rządu Republiki Polskiej pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego. Cześć pamięci polskich patriotów, cześć pamięci ojców w idei.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka