Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1286
BLOG

Opowieść, owszem, wigilijna

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Kultura Obserwuj notkę 20

…i w sklepach jaki zgiełk. I te plazmy, te dżingubellsy, te prezenty. Na mojej ulicy, przed drzwiami sklepiku, gdzie mokła w roztopionym śniegu granatowa rękawiczka, postawili Santa Klausa, a z jego brzucha, czy z ust, czy może jeszcze skądinąd dochodzą odgłosy jakiegoś karollsa, czy jak to zwać. I te dobrobyty i kredyty. I byle zdążyć ze wszystkim, byle to i byle tamto.

A gdy już ciemno, świątecznie migocze uliczka, jest spokojnie i sennie. Kawa, ciasto, pokruszony opłatek. I może ktoś tam idzie obłoconym chodnikiem, dla kogo zabrakło pustego talerza i cały jest pustką, ale cicho-sza o tym teraz…

I w miarę normalnym kraju, jakim jest dzisiejsza Polska, mamy te nasze w miarę normalne Wigilie, albo Wigilie najnormalniejsze, i śpiew idzie, że Bóg się rodzi, Moc truchleje… Tusk truchleje - ktoś tam mruczy lekko już podchmielony. - A Kaczyński to, tamto… cicho, cicho, telefon dzwoni. To matka, ojciec, brat, córka, mąż, żona,  syn, córka, pociotek skądinąd dzwonią, bo wyjechali za chlebem, bo w tym roku inaczej Święta spędzają, bo tak to się plecie, a człowiek Boże igrzysko... I jeszcze kto inny dzwoni, a w bombce choinkowej odbija się refleks nagły, nietrwały, czyjeś uczucie radosne, inne smutne, tkliwe. Bo mąż daleko. Ot, w Afganistanie, na misji pokojowej, czyli na wojnie. Ale wróci… Czy wróci? Wróci, wróci, musi wrócić...

I jeszcze Pasterka, pójdziemy, pojedziemy, jaka pyszna sanna, pada, pada śnieg. Ni wuja, nie pada, przymarza, ślisko będzie. Jechać, iść. Klęknąć ostrożnie w kościele, żeby spodni nie pobrudzić, kreacji nie popsuć. Boga pochwalić, co w żłobie leży, bo nie było dla Niego miejsca w gospodzie.  A tu kutia na stole i zapach zupy owocowej, jaką Mamusia przecież robiła. Wtedy. Wtedy. Wtedy gdy z nosem  przymarzniętym do szyby czekało się na pierwszą gwiazdkę. I gdy się już nie wierzyło, ale wypadało jeszcze troszkę wierzyć, jeszcze chwilę, zanim się wybiegnie z domu na zawsze, na dobre. Na własne Wigilie i na własne łamanie opłatkiem. Czasem tak ciężkim jak najprawdziwszy chleb i jak najprawdziwszy krzyż. Bo i na chleb i na krzyż  trzeba sobie zapracować przecież.

A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami. I tylko to teraz jest ważne, przez tę krótką chwilę między trzaskiem opłatka, a jego słodkim smakiem na języku. I paroma słowami.

A były te inne Wigilie Polaków. I z nich już tylko wspomnienie i pieśni. I pamięć mojej Babci o Wigiliach pod okupacją, na robotach w Niemczech. Te Wigilie w niedostatku całe i z łaski innych ludzi, z łaski okupanta, że się żyje. I inne jeszcze Wigilie, tych co na Wschodzie przymarzali do cierpienia i rozłąki wieczystej. I już nigdy nie wrócili na swoją polską Wigilię...

 

Tak, były te Wigilie jak u Gajcego ("1942. Noc wigilijna"):

…więc choinka. - A na sznurku pajacyk,
kolędować Małemu, niech krzepnie,
pójdź - złóż dary - nie wystarcza popatrzeć -
drzewko smutne, a u ciebie świece.

Lulajże w powrozie, lulajże na haku,
niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła.

Szept przygarnął - z tego szeptu twój opłatek
i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia.

Zresztą, posłuchajcie tutaj.

***

I były jak z Kaczmarskiego ("Wigilia na Syberii"):

…byleby świecy starczyło na noc
Długo się czeka na Niego
By jak co roku sobie nad ranem
Życzyć tego samego
Znów się urodzi, umrze w cierpieniu
Znowu dopali się świeca
Po ciemku wolność w Jego imieniu
Jeden drugiemu obieca...

Sami posłuchajcie, choć pewnie znacie.

***

A teraz, jasna cholera, nawet Kevina, co sam w domu, w telewizji nie dali. No i jakie tu Święta, jakie Święta? A okruszki opłatka brązowe od kawy. Sianko już nie pierwszej świeżości. Ulicą ktoś idzie.  Karpia wciąż szuka? Pastuszkowie pewnie, jak wiek wiekiem, idą do Tego, co zechciał przyjść na ten zimny, dość plugawy przecież świat. Jest Wigilia. Bóg się nam jutro narodzi...

Król wiecznej chwały, już się nam narodził, z kajdan niewoli lud swój wyswobodził. Śpij wesoło świecie cały, oddaj ukłon Panu Chwały. Bo to się spełniło co nas nabawiło serca radością….

***

Wszystkim Czytelnikom tego bloga, przyjaciołom i życzliwym inaczej:

Kochani, radości, wolności ducha, pogody serca. I nadziei na następne, piękne Wigilie w pięknej Polsce.

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Kultura