…właściwie niecały rok. Od 10 kwietnia 2010. Miałem spokojnie zjeść śniadanie. W domu było cicho, nie grało radio, telewizor był wyłączony. Leniwy poranek. Zajrzałem jeszcze na salon24. I zakląłem – głupie żarty, czy co? – ale poczułem lęk. To była notka Ufki: Boże!!!!!!! Samolot prezydencki się rozbił!. Krótka notka z 9:28.
Skończył się leniwy poranek. Pomyślałem, że może tylko coś zaszwankowało, może nikomu nic poważnego się nie stało. Włączyłem telewizor na TVP INFO. Przekaz nie pozostawiał złudzeń: wszyscy zginęli. Gdy nieco później mogłem o tym pomyśleć spokojniej, miałem poczucie, jakby ktoś przeniósł mnie do rzeczywistości alternatywnej i zabrał klucz do tego zwykłego świata, w jakim jeszcze przed chwilą się znajdowałem. Do zwykłego świata, w którym samolot prezydencki ląduje bez kłopotów, w Katyniu odbywają się uroczystości, wszyscy wracają do Polski, zaczynają się zwyczajowe komentarze i utarczki i życie biegnie swoim torem.
W zamian, w tej innej Polsce, w której się znalazłem, przeżyłem kolejną żałobę narodową. Obserwowałem hipokryzję mediów, niestosowne zachowania polityków nad trumnami tych, co zginęli, wściekłość i frustrację jednych, obojętność czy złośliwą satysfakcję drugich. Widziałem, jak w Polsce alternatywnej triumfują ludzie mali i podli, a czerń żałoby szpecą plwociny łajdaków.
Oczywiście, ta rzeczywistość alternatywna, w którą złośliwym paluchem wrzucił mnie demiurg, ma wiele cech Polski sprzed chwili katastrofy. Wiele twarzy pozostało, wiele elementów świata pasuje do swych wcześniejszych odpowiedników. Tyle że inaczej poukładano elementy, posłuszny czas biegnie w nowych koleinach, wyznaczonych zaistniałą sytuacją.
Podobno ta Polska, którą nazywam tu alternatywną, jest właśnie bezalternatywna. Innej już nie będzie. I rzeczywiście, wszystko na to wskazuje. Mam jednak poczucie, ilekroć głębiej wmyślę się w to, co się wydarzyło, ile razy zapatrzę się w fotografię Lecha i Marii Kaczyńskich, że to przecież jest jakaś inna Polska. Kłopot w tym, że nie ma jak się z niej wydostać. I nie wydarzy się żaden cud.
I nie ma przecież żadnego demiurga, żadnej alternatywnej rzeczywistości. Są tylko konsekwencje zaistniałych wydarzeń. Fatum? Zwykła kolej rzeczy? Zbyteczne rozważania. Jest Polska sprzed chwili katastrofy i ta, która przydarzyła się, gdy oni umierali…
…cóż nam - na wietrze drżeć
i znów w popioły chuchać mącić eter
gryźć palce szukać próżnych słów
i wlec za sobą cień poległych
więc lepiej Marku spokój zdejm
i ponad ciemność podaj rękę
niech drży gdy bije w zmysłów pięć
jak w wątłą lirę ślepy wszechświat
zdradzi nas wszechświat astronomia
rachunek gwiazd i mądrość traw…
PS. Tekst pamięci Lecha Kaczyńskiego, jaki wtedy napisałem dla OBYWATELA: "Księga otwarta w przyszłość". Dziś mam wątpliwości, jaka pamięć o Nim przetrwa wśród Polaków.
PS 2. Polecam tekst red. Pawła Milcarka "Pamięć katastrofy".
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka