Przeglądu pism niszowych ciąg dalszy. Dziś „Polityka Narodowa”. Jej ostatni numer (8, zima 2011) poświęcony jest w dużej mierze lewicy (Polska, lewica, dramat).
Nie obyło się bez ankiety na temat lewicy. A jak ankieta o lewicy w prawicowym piśmie, to jest spora szansa, że będzie tam Consolamentum (dziękuję Danielowi Pawłowcowi za zaproszenie).;-) Ale przede wszystkim: Mateusz Piskorski, Jarosław Tomasiewicz, Organizacja Czerwonej Gwardii im. K. Mijala, Tomasz Szczepański.
Moja odpowiedź na jedno z pytań:
"Obaj kandydaci centroprawicy przed drugą turą [wyborów prezydenckich 2010 - Conso], aby się przypodobać elektoratowi Napieralskiego, raczej odwoływali się do sentymentów PRLowskich (Kaczyński) lub postkomunistycznych elit (Komorowski) niż lewicowych pomysłów społeczno-gospodarczych. Czy jeszcze długo Pana zdaniem podział prawica-lewica będzie na tym tylko polegał?"
"Otóż, ten podział wcale nie na tym polega i myślę że bardzo wiele osób, w tym te, które tak to przedstawiają, dobrze zdają sobie z tego sprawę. Mam wrażenie, że opisywanie dychotomii lewica-prawica przez podział na postsolidarność i postkomunę, albo na „świat tradycyjnych wartości” i „świat rewolucji obyczajowej” jest na rękę większości graczy politycznych i mediów głównego nurtu. Abstrahuję w tym miejscu od tego, na ile płynny i uproszczony jest podział na lewicę i prawicę, przynajmniej od czasów Jerzego Sorela…
Zwrócę uwagę na dość frapujący drobiazg. Jak wszyscy pamiętamy, w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej, w trakcie wizyty na Śląsku Jarosław Kaczyński nazwał Edwarda Gierka „komunistycznym patriotą”. Mówiono o tym dużo, sam pisałem o tym fakcie w ankiecie wyborczej dla witryny internetowej „Teologii Politycznej”. Tymczasem, na tym samym spotkaniu kandydat Prawa i Sprawiedliwości wspomniał o problemie ludzi sprzedawanych z mieszkaniami, lokatorach dawnych mieszkań zakładowych. Kwestia ta przeszła niemal niezauważona: nie podchwyciły jej media tradycyjne, opiniotwórczy publicyści, nie podchwyciła blogosfera, konkurencja polityczna także nie zwróciła na nią uwagi. Problem nie jest może najistotniejszy w skali kraju, ale bolesny i wcale nie tak marginalny, a ciągnie się praktycznie przez całą III RP. Opisywałem go wespół z Michałem Sobczykiem w „OBYWATELU”, w artykule „Mieszkania sprzedam. Ludzie gratis” w numerze czwartym z 2008 roku. Tego typu jątrzących się bolączek, ważnych z perspektywy nie tylko lewicowej, a społecznej po prostu, jest mnóstwo. Nie znajdują one jednak zainteresowania w oczach szerszej publiki, która przyzwyczaiła się (przyzwyczajono ją) do oklepanych schematów i zgranych klisz.
Osobiście za najistotniejszy podział uważam ten, który rozgrywa się między dysponentami coraz bardziej wyrafinowanych środków produkcji i sposobów konsumpcji, hegemonami rynku, trzymającymi w szachu, jeśli nie w kieszeni klasę polityczną wielu państw i narodów, między dysponentami niewyobrażalnego luksusu, a tymi, których spycha się w ciemny kąt świata i historii, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że to ich właściwie miejsce, bo, np. „rynek ma zawsze rację”. I owszem, np. na kredyt mogą sobie kupić nieco z dobrodziejstw cywilizacji, ale za cenę ogromnego niepokoju i ryzyka. Trudno to nazwać sprawiedliwym światem. Ale trudno też nie wierzyć, że sprawiedliwszy świat jest możliwy, bez popadania w utopizm i fantasmagorię „raju na ziemi”.
Na koniec pozwolę sobie jednak na nieco lewicowej, rewolucyjnej retoryki i patosu: Polska jest dla mnie jedną z barykad tej wojny, toczonej w kuluarach przez możnych tego świata, ale rozgrywanej też na jego placach i na ulicach, w fabrykach, biurowcach, hipermarketach, domach. Dla mnie, jako Polaka, ważną barykadą, bo na nią zostałem rzucony. Trzeba zatem walczyć. I nigdy się nie poddawać".
***
Za interesujący uważam zresztą cały blok autorskich tekstów o lewicy. Nie dlatego, żebym zgadzał się ze wszystkimi opiniami redaktorów „PN”, ale przede wszystkim dlatego, że warto czasem przyjrzeć się własnej opcji cudzymi oczyma.
Polecam zatem tekst Konrada Bonisławskiego „Hugo Chavez. Socjalizm na miarę naszych czasów i możliwości”, tekst niesztampowy, bo ukazujący Wenezuelę Chaveza nie przez zachodnią kliszę (choć krytycznie, momentami z sarkazmem). Niemniej rzadko w polskiej prasie można przeczytać takie zdania: „Trzy tysiące szkół boliwariańskich, gdzie dzieci dostają trzy posiłki dziennie (nie szklankę mleka i dopłaty do obiadów), mają zajęcia sportowe, artystyczne i komputerowe, a ich rodzice 150 tysięcy nowych mieszkań z dostępem do bieżącej wody i prądu. Poza tym, darmowa opieka zdrowotna, kredyty, banki mleka, prawo własności (sic!) gruntów w osiedlach nędzy, to realne dokonania samych początków rządów Chaveza.
W podobnym duchu wypowiada się (…) amerykański lewicowy ekonomista i laureat nagrody Nobla Joseph E. Stiglitz: »Chavez odnosi sukcesy zarówno polityczne, jak i gospodarcze. Ma poparcie sporej większości obywateli. Gospodarka Wenezueli rośnie dzięki wysokim cenom ropy. Jest to kraj, w którym dwie trzecie ludności żyje w biedzie i w którym zyski szły zawsze do kieszeni wąskiej elity. Chavez skierował je do większej grupy odbiorców – przede wszystkim przez wydatki na edukację i służbę zdrowia dla biednych”.
***
Marcin Semik pisze o stosunkowo słabo u nas opisanym ruchu narodowego bolszewizmu (swoją drogą, polecam zainteresowanym film „Da budiet bunt”, poświęcony temu zagadnieniu), pokazując zarówno jego korzenie, historyczne meandry samej idei, jak i jej współczesne, rosyjskie „wcielenia” i realia.
Jakub Siemiątkowski w artykule „James Connolly i irlandzki socjalistyczny nacjonalizm” stwierdza: „w ciągu swego istnienia kwestia nacjonalizmy irlandzkiego, jak mało którego, związana była z zagadnieniem radykalizmu społecznego. Rządzony od XII wieku przez Anglię naród irlandzki stopniowo spychany był do roli sługi swego najeźdźcy. Znaczna część klas wyższych uległa przez stulecia zaboru anglicyzacji, co przyczyniło się do w znacznej mierze plebejskiego charakteru narodu. Nie dziwi więc fakt, że rodzący się irlandzki nacjonalizm często wiązał się z rewolucyjnymi ideologiami”.
„Polityka Narodowa” publikuje także tekst źródłowy, czyli „Socjalizm i nacjonalizm” James`a Connelly, ze stycznia 1897 r.: „Nacjonalizm bez socjalizmu – bez reorganizacji społeczeństwa na podstawie szerszej i bardziej rozwiniętej formy tej wspólnoty własności, która jest podstawą struktury społecznej Starożytnej Éire – jest tylko zdradą narodową. (…) Jako socjalista jestem przygotowany zrobić wszystko, co może zrobić jeden człowiek, by osiągnąć dla naszej ojczyzny jej sprawiedliwe dziedzictwo – niepodległość; ale jeśli prosisz mnie o odejście choć na krok od żądań sprawiedliwości społecznej w celu ubłagania klas posiadających, wtedy będę zmuszony do zaniechania działań. Takie działania nie byłyby ani honorowe, ani realne. Nie zapominajmy, że nigdy nie osiągniemy Nieba maszerując ramię w ramię z Diabłem. Otwarcie ogłośmy naszą wiarę; logika wydarzeń jest z nami”.
***
Polecam również tekst o
ś.p. doktorze Dariuszu Ratajczaku (pióra Marka Kawy) i recenzję książki
Roberta Kuraszkiewicza „Polityka nowoczesnego patriotyzmu” autorstwa
Krzysztofa Bosaka (patrz także
tutaj). Myślę, że za podsumowanie notki może służyć fragment z książki Kuraszkiewicza, którym także Krzysztof zamyka swój tekst:
„Polacy mają często naiwne podejście do zagadnień politycznych. Wierzą w istnienie idealnych rozwiązań, których osiągnięcie zwolni nas z troski o przyszłość wspólnoty narodowej. Taki moment nigdy nie nadejdzie. W każdych okolicznościach konieczny jest wysiłek na rzecz budowy bezpiecznej przyszłości”.
***
Raz jeszcze dziękuję redakcji „PN” za zaproszenie do ankiety. Jakkolwiek nie poczuwam się do dziedzictwa ruchu narodowego mam świadomość, że problematy narodu i ludu nie są od siebie odległe. Myślę, że ten numer „PN” świetnie w wielu miejscach ukazuje tę kwestię, z dystansem, ale też bez zacietrzewienia.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka