Jeden był u nas w kraju porządny człowiek, Adam Małysz, a i ten okazał się świnia – tak można podsumować sporo komentarzy po wczorajszej wypowiedzi narciarskiego skoczka.
Najwyraźniej Najwyższy plag Polakom nie oszczędza i nawet na Pana Adama zesłał zaćmienie myśli. Biedny polski naród, ani Papieża-Polaka, ani nawet Małysza. Ba, "nie ma Mickiewicza i nie ma rokoszan". Płacz i zgrzytanie zębów. Mieliśmy wąsa Piłsudskiego, później wąsa, który skakał przez mur, ale nie oddał nam stu milionów, a teraz nawet wąs, który skakał na pocztę się nie ostał...;-)
Zabawnie było nawet obserwować to, jak liczni komentatorzy uświadomili sobie nagle, że to przecież „zwykły skoczek”. Stał sobie Pan Adam na piedestale, jak nie przymierzając wieszcz jaki narodowy czy Lenin z Nowej Huty w czasach słusznie minionych, przynajmniej pół męskiej Polski zapuszczało sobie wąsy, a Panie co już tam chciały, co by się z Wieszczem Narciarstwa solidaryzować, a tu: bęc! Duch w narodzie znów zapadł się w sobie i jakby wklęsł. I już nie jesteśmy wszyscy Małyszami. Ba, niektórzy są nawet anty-Małyszami.
Na gruzach liberalnej demokracji wyrosło nam coś co niektórzy nazywają tele-demokracją, a co można też określić jako władza mniemań i fantazmatów. Jedną z cech tego iskrzącego się feerią błahostek systemu jest to, że każdy może zostać autorytetem od wszystkiego. Ba, nawet kieszonkową „ostoją narodu” i jego duchem wcielonym. Piosenkarze, piłkarze i aktorzy, często zadufane w sobie półgłówki, w roli autorytetów społecznych, gospodarczych i politycznych, panny z silikonowymi biustami w roli znawców, np. teologii, gwiazdy reality-show w Sejmie, itd., itp.
Małyszowi – uczcijmy jego faktyczne talenty jako sportowca – przydarzyło się coś podobnego. Bo taka jest logika tele-demokracji: bierzemy znaną twarz, pytamy ją o coś, twarz się paszczy mądrze lub nie, gada do lub od rzeczy, a konsument słucha/czyta i przyswaja niespecjalnie zastanawiając się, czy właściwie ma to sens i dlaczego. Można zrobić autorytet z Dody, można i z agenta Tomka. Ot, infotainment. Małysz jest jego częścią. Jest idolem (co absolutnie nie oznacza autorytetu).
Kłopot, gdy wypowiedź gwiazdy infotainmentu zaboli odbiorców szczególnie wyczulonych na jakąś kwestię. I stąd tyle teraz płaczu i narzekań. Cóż, za stawianie złotych cielców zawsze się płaci – w najlepszym razie – rozczarowaniami.
Panie Adamie, koniec z lataniem. Czas wracać na ziemię. Witam w polskim piekiełku. Albo w polityce...
A do posłuchania, coś na rozpogodzenie: "Milionerzy" Nohavicy.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka