I tak, Panie Pawle, już Pan daleko od naszych sporów, własnej i cudzej boleści. To dobrze i źle, dobrze - bo już na Pana czeka wielkie ukojenie, wierzę. Źle - bo przecież i życia tutaj by jeszcze stało, tekstów do napisania, może i szczęścia i zdrowia.
Wciąż wierzyłem, że się Pan wymknie chorobie, bo bywa i tak. Przecież jeszcze Pan pisał, ale pewnie już z daleka.
Panie Pawle, jest wielu którzy znali Pana lepiej. Pamiętam Pana przede wszystkim stąd, z salonu24.pl i Forum Frondy. Inaczej wtedy tu i tam było, owszem. Ale przecież ta zmienność i nietrwałość - co to teraz dla Pana znaczy, wobec wiecznych przeznaczeń. Jako pilny czytelnik Platona wie Pan przecież, że te cienie na ścianie jaskini, ta ulotność, którą z taką naiwnością bierzemy za całą rzeczywistość - to odchodzi. A co bardziej rozumni śmiertelni składają Asklepiosowi kura w godzinę śmierci - bo zdrowieją z choroby życia.
Dawno to było, gdy Pan tu pisał, teraz trzeba powiedzieć - bardzo dawno. Kto jeszcze pamięta gorącość, wściekłość tamtych sporów, obrażonych i zafascynowanych; płomienność mów, Pana pretensje, docinki Pana polemistów. A były to przecież najbardziej temperamentne, ostre, ale też pełne treści polemiki. Kto tu Pana jeszcze dziś pamięta? Kto tu jeszcze jest z Pana dawnych adwersarzy?
Pan miał do mnie żal, ja pyskowałem Panu. Pan mnie miał za lewaka, ja Pana za figurę prawackiego oszołoma. Później było już nieco lepiej: bo w całej irytacji na Pana zawsze widziałem to, co mnie u ludzi fascynuje: ideowość i płomień. W czasach bylejakich apostołów bylejakich (bez)idei - jak można było tego nie doceniać?
Co więcej napisać? Sierpień 2009, ostatnia nasza polemika. Tak niedawno, tak strasznie dawno temu.
Nie będę Panu układał laurek. Pan już jest wobec Prawdy i wobec Miłości, więc gadanie Wołodźki gdzieś nisko spod empirejskich niebios pewnie i tak do Pana nie dotrze.
Niech Pan odpoczywa w pokoju wiecznym.
*
Epiatafium dla Włodzimierza Wysockiego
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości