Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
877
BLOG

Po stronie ubogich. Wspomnienie o prof. Tarkowskiej

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 4

Dla mnie była – niepoznaną nigdy osobiście – przewodniczką po trudnym świecie polskiej biedy czasów społeczno-gospodarczych przemian. Jak zapisali w nekrologu jej bliscy: „była wzorem moralnego życia, mentorką młodych pokoleń, kochającą Babcią”. 3 marca 2016 roku zmarła prof. Elżbieta Tarkowska, socjolożka kultury, czasu i ubóstwa. 

Pani Profesor scalała w jedno krytyczny naukowy namysł z empatią, zwykłą ludzką przyzwoitością względem cudzego trudnego losu i zdolnością przejrzystego przekazu, opartego na znajomości mnóstwa ludzkich spraw. W wywiadach, których udzielała, łączyła systematyczny i strukturalny opis zjawisk z przejrzystą i przejmującą, niemal powieściopisarską umiejętnością ukazywania ludzkich przypadków życiowych. Często też ukazywała biedę i towarzyszącą jej nieledwie heroiczną zaradność polskich kobiet – nierzadko osamotnionych menadżerek ubóstwa wielu rodzin dotkniętych licznymi dysfunkcjami III Rzeczpospolitej.

Socjologia czasu, kultury i ubóstwa

Elżbieta Tarkowska (rocznik 1944) ukończyła stołeczne liceum im. Narcyzy Żmichowskiej. Pracę maturalną napisała z wizji społeczeństwa Warszawy zawartej w jej ukochanej powieści, czyli „Lalce” Bolesława Prusa. Z kolei pracę doktorską, poświęconą koncepcji mitu u Emila Durkheima, Marcela Maussa i Lévi-Straussa, obroniła u profesora Jerzego Szackiego. Początkowo miała pisać doktorat pod opieką Zygmunta Baumana, ale uniemożliwił to marzec 1968 roku. Później pracowała w Zespole Prognoz Społecznych i Zakładzie Badań nad Stylami Życia. Atmosferę ówczesnej „czapy” nad socjologią badaczka tak wspominała po latach: „Maria Jarosz, która badała przestępczość i inne zjawiska patologiczne, miała ogromne problemy z publikowaniem. Także Piotr Gliński, którego praca doktorska dotycząca ekonomicznego wymiaru stylów życia, w tym biedy, nie mogła się ukazać” (cytat za wywiadem „Socjologia to coś więcej niż zawód…”, opublikowanym na kartach księgi jubileuszowej dla prof. Tarkowskiej „Socjologia czasu, kultury i ubóstwa”; wszystkie cytaty z pani profesor pochodzą z tej rozmowy, chyba że zaznaczono inaczej).

W latach 80. XX w. prof. Tarkowska należała do „Solidarności”. Legitymację złożyła, jak wspomina: „chyba na ręce Piotra Glińskiego” już w 1990 r., ze względu na coraz dalej idący kryzys wewnętrzny w najważniejszym ruchu społecznym niegdysiejszej opozycji. Tematyką biedy zajęła się w połowie lat 90. XX wieku, m.in. z inspiracji badaczek ubóstwa Kazimiery Wódz i Wielisławy Warzywody-Kruszyńskiej. „Miałam poczucie obowiązku, że trzeba tym się zajmować, że trzeba to pokazać, że to jest potrzebne, że ta wiedza komuś pomoże, do czegoś się przyda. Ale (…) nie przypuszczałam, że ubóstwo i powiązane z nim zjawiska zajmą tak znaczne miejsce w mojej pracy i życiu” – wspominała.

Pod koniec życia badaczka skarżyła się na coraz dalej idące przeładowanie życia naukowego biurokratyzacją, nastawienie na zbieranie punktów, a nie rozwiązywanie problemów (Kłania się anglosaskie New Public Management, czyli Nowe Publiczne Zarządzanie, które w imię zwiększania ekonomicznej efektywności choćby w nauce od dekad wymusza zwiększoną liczbę procedur i formularzy). Zwracała również uwagę, że współcześnie w Polsce dochodzi do obniżenia rangi socjologii, czy szerzej – humanistyki: „socjologia kojarzona jest z sondażami wyborczymi, którymi w dodatku – jak twierdzą media i politycy – można dowolnie manipulować. O rozumieniu mechanizmów społecznych nie mówi się. A jest to bardzo ważne, by ludziom pokazać, od czego zależą różne procesy. Taka wiedza jest potrzebna każdemu w działaniu społecznym”. Jej zdaniem dobrze uprawiana i popularyzowana socjologia dałaby Polakom możliwość zrozumienia dwóch przeciwstawnych, ale równocześnie zachodzących w naszym życiu społecznym tendencji: jedna to pragnienie budowania wspólnoty i bycia razem, druga to chęć izolowania i grodzenia się od innych.

Od biednego dzieciństwa po biedną starość

W wywiadzie dla kwartalnika „Kontakt” (numer 27) prof. Tarkowska zapytana, czy ubóstwo w Polsce jest domeną jakiejś konkretnej grupy społecznej, przypominała, powołując się na wieloletnie badania Głównego Urzędu Statystycznego, że szczególnie zagrożone ubóstwem są dzieci i młodzież. Poza tym bieda à la III RP zlokalizowana jest głównie na wsi i w małych miasteczkach. Najczęściej jest również udziałem – często wielodzietnych – rodzin, które dotknęła utrata pracy czy niepełnosprawność. Ubóstwo wiąże się także z bardzo wysokim bezrobociem wśród młodzieży, deficytem zatrudnienia dla absolwentów różnych szkół i różnych poziomów edukacji. Bieda po polsku jest dziedziczona: „badania enklaw biedy ukazują jej ciągłość i trwałość: od biednego dzieciństwa, przez dorosłość w biedzie, aż po biedną starość”.

A skoro mowa o enklawach biedy: w rozmowie z „Kontaktem” prof. Tarkowska zwracała uwagę na kwestię, która w debacie publicznej zwykle przedstawiana była bardziej niż szyderczo. Myślę o opisach i stereotypach dotyczących po-PGR-owskiej wsi. Właśnie te tereny stanowiły i niekiedy wciąż stanowią „modelowe enklawy biedy”. Dlaczego? Pozwolę sobie na dłuższy cytat z pani profesor: „Tam nigdy nie było dobrobytu, robotnicy rolni zawsze należeli w Polsce do osób najgorzej zarabiających. Istniała jednak w miarę stabilna rzeczywistość, po której mieszkańcy umieli się dość sprawnie poruszać. Likwidacja PGR-ów w 1991 roku stała się dla tych społeczności katastrofą. Doszło do destrukcji całego świata i, co za tym idzie, bankructwa strategii wypracowywanych przez dekady. Mieszkańcom PGR-ów nikt niczego w zamian nie zaproponował – ani wtedy, ani później. W efekcie cała rzesza osób została wrzucona w wyniszczającą sytuację wieloletniego bezrobocia. Bez pracy zostało wówczas około pięćset tysięcy ludzi, co z licznymi zazwyczaj w tym przypadku rodzinami dawało około dwóch milionów osób zagrożonych ubóstwem”.

Przeżyjcie trzy dni

Ponadto, o czym dziś rzadko się już pamięta, zbliżony scenariusz został zrealizowany w polskich miastach, które raptem na masową skalę dotknęła powszechna dezindustrializacja. Stąd podstawową strategią radzenia sobie z taką sytuacją była (i jest) migracja do większych miast i za granicę. Przy okazji: mało znaną emigrację zarobkową Polek (czy ściśle: matek Polek) z niższych warstw społecznych przedstawiła niedawno Sylwia Urbańska w książce „Matka Polka na odległość. Z doświadczeń migracyjnych robotnic 1989–2010”. Autorka zaprezentowała w niej procesy związane z „feminizacją ubóstwa” i „feminizacją przetrwania”, które stały się udziałem wielu ubogich Polek niekiedy przez dekady żyjących w migracyjnych gettach bogatych zachodnich miast.

Ubóstwo, bieda i nędza nie zniknęły jednak z chwilą, gdy opadł kurz pierwszych lat transformacji. Przeciwnie – głęboko wniknęły w coraz bardziej podzieloną ekonomicznie rzeczywistość III RP. Rozwarstwienie i wyspowy charakter naszego dobrobytu są faktem. Równocześnie bieda bywa dziś tyleż pozornie nieobecna, co faktycznie wszechobecna: wegetuje nieraz na granicy ze światem luksusu w rodzimych metropoliach i naznacza sobą polskie miasteczka i wsie. Ważne i smutne jest to, że w takich sytuacjach częściej to kobiety dźwigają na swoich barkach biedę własną i rodzinną. Prof. Tarkowska mówiła o tym choćby w dużym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (maj 2012). Przypominała, że hasło „bieda jest kobietą” oznacza z reguły osamotnienie, brak wsparcia instytucjonalnego i psychicznego, izolację, którą powoduje brak pieniędzy (spróbujcie państwo choćby trzy dni przeżyć o pustej lodówce i pustym baku, bez aktywnego telefonu, bez biletu miesięcznego i bez jakiegokolwiek dostępu do pieniędzy). Najbardziej przejmująco brzmiał ten fragment rozmowy: „Jedna matka opowiadała, że wcześnie wstaje i zamyka się w łazience. Musi się zmobilizować, zaplanować, jak zrobić dzieciom śniadanie, by do szkoły nie poszły głodne, a ma te trzy kartofle, pół kiełbasy czy resztę sosu, i żeby to wystarczyło. To przygotowanie śniadania było dla niej jak przygotowanie do wielkiej batalii. A to był dopiero początek dnia i pierwsza z batalii, później były następne. I w takim stresie ona funkcjonowała dzień za dniem”.

W środę (9 marca) odbył się pogrzeb prof. Elżbiety Tarkowskiej. W III RP ludzie tacy jak ona są na wagę złota – ponieważ niewielu jest chętnych, by zajmować się tematami, na których trudno zbić polityczny kapitał, które nie są opowieściami o ludziach cieszących się prestiżem i żyjących pośród luksusu. Elżbieta Tarkowska znalazła w sobie dość przyzwoitości, by zająć się tym, co ważne, a co często pogardzane.

Dziękuję, Pani Profesor. Requiescat in pace.


Tekst pierwotnie ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"

 

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka