coryllus coryllus
290
BLOG

Pitaval prowincjonalny. Seryjny

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Stałem sobie właśnie rano w kolejce do kiosku, tuż za naszym panem starostą, niezmiernie ciekaw, co też włodarz powiatowy zamierza kupić o tej porze. Zgadywałem, że gazetę, byłem jednak ciekaw jaką. Od dziecka bowiem jestem wścibski i nie ominę żadnej okazji, żeby dowiedzieć się czegoś nowego o bliźnich, szczególnie jeśli bliźni owi piastują jakieś poważne stanowiska. A pan starosta właśnie do takich należał. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękaw i wyprowadził z kolejki, a potem z cienia, który rzucała rosnąca obok kiosku lipa. Był to mój znajomy z naszego urzędu miasta. Zbliżył usta do mojego ucha i powiedział szeptem – seryjny lata po mieście, słyszałeś?

 
- Jaki „seryjny” – zapytałem, bo teraz interesowało mnie jedynie jakąż to prasę czyta o poranku pan starosta.
 
- No redaktor, co ty! Seryjny, siekierka, jak zwał tak zwał. Morderca seryjny. Nie rozumiesz?
 
Otworzyłem szerzej oczy, ale nie dałem się jeszcze.
 
- Ja nie mam telewizora – powiedziałem – tobie także radzę to pudło wyrzucić, będziesz lepiej spał i nie przyśnią ci się koszmary. Seryjnych nie ma, nie było i nie będzie w naszych okolicach.
 
- Nie było – parsknął – lepiej zadzwoń do prokuratury, a wcześniej przejrzyj te swoją gazetkę coś tam w niej pisał ostatnich dwóch miesiącach. Cześć – powiedział, zrobił obrót na pięcie i odszedł. Ja zaś odwróciłem się w kierunku budki z gazetami i usłyszałem, jak pochylony nad okienkiem pan starosta mówi wyraźnie i głośno – poproszę „Trybunę” i batonika „Mars”.
Pomyślałem, że z tym seryjnym to może być jednak prawda.
 
Nie musiałem przeglądać swoich ostatnich kawałków, żeby zorientować, się że cztery trupy w ciągu dwóch miesięcy to jest bardzo dużo nawet, jak na nasz powiat. Pierwsza była kobieta znaleziona w naszej rzeczce- smródce. Pływała twarzą do dołu bez jednego buta, w letnim płaszczu i jakiejś sukience z ciuchów. Kiedy ją wyłowili stwierdzili tylko wodę w płucach i nic więcej. Utonięcie. Wiedziałem jednak dobrze co warte są analizy dokonywane przez naszą policję i dokąd może zaprowadzić ich drobiazgowe śledztwo. Zwykle do umorzenia z braku dowodów, poszlak i w ogóle czegokolwiek. Kiedy ukradli mi z domu rower i lornetkę policjanci siedzieli pół dnia w chałupie i sypali luminalem po meblach i oknach, po to, żeby znaleźć na szybie pół odciska palca, który należał do niewiadomokogo. Potem podziękowali mi za miłą pogawędkę i kawę, wsiedli w radiowóz i odjechali.
 
Potem był facet, który leżał sobie spokojnie w śmietniku. Przed śmiercią przyjął z niewiadomych przyczyn pozycję embrionalną i tak go właśnie znaleźli. Był to człowiek już starszy i samotny. Nikt nie miał powodu, żeby go zabijać. Nie znałem wyników sekcji, bo nikt mi nigdy nie pokazywał takich dokumentów, a o tym by być przy takiej sekcji to już w ogóle nie było mowy. Umarł, bo umarł i tyle.
 
Potem znaleziono przy drodze rowerzystę, który miał jakieś obrażenia głowy i zdecydowano, że pan ów opuścił nasz padół płaczu w skutek zdarzeń następujących; szedł sobie z rowerem poboczem, było ciemno i nie miał światełek odblaskowych. Jechał samochód i go potrącił. Kierowca nie udzielił u pomocy, a on wstał jakby nic się nie stało i lekceważąc swoje obrażenia ruszył w dalszą drogę. Stracił orientację i skręcił w krzaki, a potem stracił przytomność i został tam w tych krzakach. Wyjaśnienie, jak wyjaśnienie, ani lepsze, ani gorsze.
 
Czwartą ofiarą była emerytka znaleziona w grządkach swojego ogródka działkowego. Stwierdzono, że kobieta zmarła na skutek udaru. To były wszystkie cztery przypadki, które opisywałem korzystając z uprzejmości prokuratora Grześka. Nie myślałem, że Grzesiek może być tak perfidny i nie powiedzieć mi, że to sprawka seryjnego. Zawsze przecież opisywałem go, jako ostoję sprawiedliwości i porządku, jedynego człowieka w mieście, który może położyć kres przestępczości. No i co?! Zamiast uczciwie przyznać, co zaszło to nagadał mi o jakichś utonięciach i udarach. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do niego od razu.
 
Po zwyczajowym kurtuazyjnym wstępie, pytaniach o zdrowie naszych żon, dzieci, psów i kotów przywaliłem mu wprost – dlaczego pan, panie Grzegorzu nie powiedział, mi że mamy w mieście seryjnego. Cisza. A potem głos – Hmm, nie bardzo rozumiem panie redaktorze….hmm…sugeruje pan…hmm. Może lepiej, żeby pan przyjechał?
 
Pojechałem. Stanąłem przed prokuratorem Grześkiem i powiedziałem wprost: na mieście jest seryjny. Mam pewne informacje. Prokurator Grzesiek miał o powiatowym dziennikarstwie wyobrażenia zgoła odmienne niż ja. Wierzył on mianowicie w to, że gdy mówię o pewnych informacjach to mam na myśli wiadomości które znalazły potwierdzenie w donosie jakiegoś życzliwego obywatela, który może pił z seryjnym wódkę w parku, albo jest jego szwagrem i ma dosyć tego że jego siostra mieszka pod jednym dachem z mordercą, albo podsłuchał rozmowę seryjnego z innym przestępcą jadąc pociągiem. Nigdy nie wyprowadzałem prokuratora Grześka z tego błędnego rozumowania, bo bałem się że straci on wtedy cały szacunek dla mnie i mojej profesji, jakże przecież nędznej. Ja zaś stracę jedyne źródło w miarę pewnych, średnio oszukanych i co najważniejsze zdobywanych w komfortowych warunkach, informacji.
 
Po wysłuchaniu mnie prokurator Grzesiek zrobił rzecz zaskakującą; podniósł się z miejsca i żegnając się krzyżem świętym powiedział – w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, przyrzekam panu redaktorze, że nie ma w mieście żadnego seryjnego. Potem usiadł.
 
Milczałem. Po chwili zapytałem, nadając słowom ton podchwytliwy i zaczepny – a ta kobitka w rzece?
 
Prokurator otarł pot z czoła. – To Jadzia – powiedział – pijaczka. Napiła się i zleciała do rzeki z nasypu. Nałykała się wody i się jej zeszło.
 
- A ten w śmietniku?
 
- To niejaki Benedykt Janeczko, były pracownik lasów państwowych. Także alkoholik. Usnął i tak już został. Przecież leżał tam zwinięty w kłębek. Jakby go ten seryjny miał zabić w tym śmietniku? Azotoxem go posypał, kiedy Janeczko spał? No co pan? Po seryjnym to byśmy śmietnik dwa dni sprzątali.
 
A reszta? Rowerzysta i babcia w grządkach?
 
Redaktorze – głos prokuratora Grześka nabrał metalicznej barwy – niech mnie pan nie rozśmiesza – martwy facet pięć metrów od drogi z rowerem obok? Co to może być? Wie pan z czego pochodzą statystyki wykrywalności naszej policji? Powiem panu – z pijanych rowerzystów. Facet lazł, bo już nie mógł jechać, ktoś go stuknął i tyle.
 
- A babcia?
 
- Babcia była trzeźwa – powiedział prokurator Grzesiek
 
- To na co umarła?
 
- Na co umarła, na co umarła! Na śmierć! Miała siedemdziesiąt sześć lat i pracowała w ogródku nie oszczędzając sił to i umarła. Może udar, może zawał, nie pamiętam już.
 
Wyszedłem z prokuratury nieco przybity. Znowu okazało się, że najważniejszym problemem policji i prokuratury na naszym terenie nie jest żaden seryjny tylko alkohol. Chyba, że wódkę i piwo uznać ze seryjnego zabójcę. Musiałem napisać coś dla mojego naczelnego, bo gazeta nie mogła się przecież ukazać z samymi nudnymi informacjami. Potrzebny był jakiś ostry news. Seryjny nadawał się, jak nie wiem co. Tyle, że realnie go nie było. Pomyślałem, że zrobię taki metaforyczny materiał o tych trzech nieboszczykach, bez babci. Tytuł dam, że mamy seryjnego. W leadzie wyjaśnię, że nie mamy, żeby uspokoić ludzi, a na koniec napiszę że ten seryjny to wódka. Groteska tego pomysłu nie raziła mnie wcale, wszystko dookoła było bowiem mniej lub bardziej groteskowe i mało kto mówił komukolwiek prawdę w oczy. Kłamał nawet prokurator Grzesiek, a może przede wszystkim on. Przecież jak pisałem tekst o trupie w śmietniku to denat nie nazywał się Janeczko tylko Pełka. Ale to tak zawsze jest z tymi prokuratorami.
 
W końcu jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Moja rozbuchana wyobraźnia podsunęła mi bowiem obraz, który zmroził mi krew w żyłach.
 
- A jak – pomyślałem – gazeta nasza trafi do rąk jakiegoś pomyleńca, który rozpocznie jej lekturę o pierwszej w nocy, kiedy już otworzy sobie trzecie piwo i ustawi telewizję na RTL II, gdzie starzejący się niemiecki transwestyta Lilo Wanders opowiada o swoich i cudzych przygodach erotycznych? Jeśli ten facet popijając trzecie piwo przeczyta informację – nie ma u nas w mieście seryjnego mordercy -  i patrząc na coraz brzydszego Lilo powie do siebie matowym głosem – jak to kurde nie ma! A ja! Jeśli potem wygarnie z szuflady nóż sprężynowy, spod łóżka młotek, a ze ściany ściągnie zakupioną na Dworcu Zachodnim maczetę, która ma ostrze dłuższe niż trzydzieści centymetrów? Weźmie to wszystko, przytroczy sobie do paska i ruszy w mokrą powiatową noc w poszukiwaniu łupów i sławy? Jeśli zrobi to wszystko to ja, nie kto inny, będę temu winien. Nie napisałem więc nic seryjnym.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości