Napisałem kiedyś coś takiego. I nawet już to opublikowałem, postanowiłem jednak, że wpuszczę to jeszcze na salon.
Człowiek nigdy nie może być pewien kiedy zostanie namierzony i zauważony przez kolegów i koleżanki z którymi chodził do klasy w liceum, technikum lub podstawówce. Ot, nagle gdzieś na ulicy ktoś klepnie go po ramieniu i nie z tego ni z owego zacznie mówić do człowieka per „Krzywy”, albo „Mrówa”. W takiej sytuacji nie może być mowy o ucieczce.
Przyjaciele z dawnych lat są gorsi niż Tatarzy z Krymu przybywający wiosną na Dzikie Pola. Kiedy zapragną zaprosić cię na zjazd absolwentów szkoły, nie wywiniesz się choćby nie wiem co. Jak będziesz stawiał opór zaciągną cię tam siłą. – Jak to – powiedzą – ty Krzywy z nami nie pojedziesz? Z nami!!!!!! Z kolegami?! Co z ciebie Krzywy za człowiek…I tak od słowa do słowa zgadzasz się i obiecujesz, że przyjedziesz, że żona na pewno cię puści i będzie do tego bardzo szczęśliwa kiedy ty będziesz bawił się z kolegami na zjeździe absolwentów.
Fakt, iż będą tam obecne także koleżanki, w tym twoja pierwsza miłość, nie zaniepokoi jej wcale. Ma ona bowiem do ciebie stuprocentowe zaufanie, którego ty nie nadużyłeś nigdy (raz?) i nigdy nie dochodziło między wami do dzikich scen zazdrości. Teraz także będzie podobnie. Wrócisz do domu, opowiesz żonie, że spotkałeś chłopaków, no i dalej wszystko o zjeździe absolwentów. Ona uśmiechnie się najpiękniejszym ze swych uśmiechów i powie – jedź kochany, oczywiście, baw się przy tym dobrze. I ty pojedziesz.
Myśli te przebiegają ci przez głowę, kiedy krokiem skazańca wchodzisz po schodach do swego domu, który na chwilę zamienił się w szafot, gdzie odbędzie się egzekucja. Nie czekasz aż skończy się kolacja, żeby jej to powiedzieć, chcesz mieć wszystko już za sobą. Mówisz to bardzo szybko, a ona w tym czasie je ziemniaki i nawet przez chwilę jej widelec nie zadrga. Udaje że nic się nie stało. Dopiero kiedy skończy jeść. Powie jedno jedyne słowo – dobrze – a potem wyjedzie płakać do drugiego pokoju.
Wie bowiem twoja żona dobrze, że na zjeździe absolwentów schlacie się jak świnie, że będziecie odgrywać scenki z waszego życia, które toczyło się także zanim ją poznałeś, że będą tam jakieś kobiety, które znałeś wcześniej i których dotykałeś w zamierzchłej epoce przedmaturalnej. Ona tego wszystkiego nie może znieść. Wiesz o tym, ale nie możesz nic z tym zrobić. Kiedy przychodzi zapowiedziany termin wsiadasz w pociąg – nikt przecież nie będzie jechał na zjazd absolwentów samochodem – i kołysany stukotem kół jedziesz w nieznane.
Po drodze myślisz sobie, że może to nie jest wcale takie złe, ten zjazd absolwentów, może to fajna impreza i niepostrzeżenie dla samego siebie przemieniasz się z ponurego i zniechęconego zgreda w wesołego kompana do kieliszka i zakąski. Kiedy docierasz do wynajętej na okazję balu sali jesteś już w nastroju mocno rozrywkowym, a Zbyszek, którego spotykasz w samym progu po wyściskaniu cię i wycałowaniu od razu nalewa karniaka i twój euforyczny nastrój jeszcze się poprawia. Prawie natychmiast wpadasz w ręce Kaśki, z którą kręciłeś na początku liceum i nawet coś tam między wami było, ale wolałbyś chyba o tym zapomnieć.
Co z tego, skoro ona wolałaby pamiętać. Teraz, nie zważając na obecność swojego męża, ponurego grubasa w białych butach, który przybył tu nie wiadomo po co, jako jedyna „druga połówka” Kaśka domaga się od ciebie buziaka i tego co tam kiedyś było między wami, jest wyluzowana i szczera bo ze Zbyszkiem w progu stała znacznie dłużej niż ty. Grubas w białych butach przygląda ci się uważnie, a kiedy w końcu Kaśka odchodzi pozostawiając na twych policzkach grube pokłady szminki Zbyszek informuje cię ściszonym głosem, że gruby mąż Kaśki właśnie ma proces o jakieś wymuszenia czy próbę przejęcia zakładu produkującego łożyska połączoną z porwaniem nieletniej i przetrzymywaniem jej w odosobnieniu. Bledniesz. Zbyszek zauważa to od razu i nalewa ci pięćdziesiątkę. Wypijasz i ruszasz na poszukiwanie swojego najlepszego przyjaciela Karola.
W szkole byliście, jak bracia, ty pisałeś mu wypracowania z polskiego, a on trzaskał za ciebie zadania z matmy i fizy. Razem przeżywaliście pierwsze fascynacje literackie i filmowe, razem pojechaliście pierwszy raz w góry i chcieliście poderwać jakieś dziewczyny, ale jakoś się nie udało. Szukasz Karola i szukasz, ale nigdzie nie możesz go znaleźć. W końcu dostrzegasz go przy barze. Jest! Nic się nie zmienił, może trochę posiwiał. Przysiadasz się znienacka i klepiesz go w plecy wykrzykując na powitanie kilka standartowych zwrotów.
Karol, któremu przewrócił się drink patrzy na ciebie oczami zranionej gazeli i po dłuższej chwili szepce, jak to on – a kim pan właściwie jest? Czy my się znamy? Baraniejesz. Próbujesz tłumaczyć, przypominasz, robisz miny i zaczynasz odgrywać sceny z waszego wspólnych eskapad. Karol patrzy na ciebie niewidzącymi oczami i szepce – być może, drogi panie, być może, ale ja nie pamiętam. Opadają ci ręce.
Wtem do Karola zbliża się jakiś młodzieniec opalony na brąz, który ma nie więcej niż siedemnaście lat. Karol uśmiecha się obnażając swoje nieprzyzwoicie krzywe zęby i mówi – pan pozwoli, to mój siostrzeniec, Jerzy. Błyskawice przelatują ci przez głowę i każda z nich wywołuje potężnych grzmot w twojej czaszce. Podajesz rękę Jerzemu, który ma proste zęby, czego nie sposób nie zauważyć, bo świecą w ciemnościach. Odchodzisz w kierunku Zbyszka i zrezygnowany prosisz go by nalał ci setkę.
Po wypiciu postanawiasz trochę potańczyć i rozglądasz się za jakąś partnerką. W kącie, z papierosem w nabrzmiałych od pożądania wargach siedzi jakaś pani której nie znasz. Starając się udać obojętność ruszasz w tamtą stronę witając się po drodze z kilkoma kumplami z równoległej klasy. Kiedy stajesz przed palącą seks bombą próbujesz powiedzieć coś zabawnego. Ona patrzy na ciebie, jak na kanapkę z podwójnym serem i majonezem a potem ruszacie na parkiet. Grają akurat „Tango dla dwojga”. Zaczyna się z tobą dziać coś dziwnego, bo czujesz się tak, jakby twoje życie rozpoczęło się od nowa właśnie dzisiaj. Wydaje ci się, że parkiet jest zbyt mały, żeby na nim tańczyć, nie widzisz nic poza jej ustami i zdziwioną miną Zbyszka stojącego przy barze. Kiedy kończy się tango pytasz ją kim jest i czy jej mąż chodził do waszej klasy?
Ona przygląda ci się uważnie kładzie sobie palec na ustach i mówi, że ma na imię Barbara. Kiedy to najniżej położonych pokładów twojego mózgu dociera kto przed tobą stoi jej już nie ma, porwał ją do tańca jakiś facet. To była Baśka! Najbrzydsza i najbardziej nieatrakcyjna dziewczyna w całym roczniku?! Nie możesz uwierzyć, stoicie ze Zbyszkiem przy barze, ty kręcisz głową, a on swoją kiwa, wyglądacie jak para głupich Jasiów. Nie do uwierzenia!
Najbardziej szara z szarych myszek, spędzająca cały czas w bibliotece. Osoba która już w pierwszej klasie widziała, że musi dostać się na farmację, bo w domu się nie przelewa i trzeba będzie jakoś pomóc rodzicom. Potem dowiadujesz się, że Baśka jest właścicielką sieci aptek i wdową, bo jej małżonek-aptekarz dyskretnie zszedł z tego świata wkrótce po ich ślubie. Baśka jest samotna, rozrywkowa i fajna. Postanawiasz jeszcze raz z nią zatańczyć i ruszasz w jej kierunku – za późno – możesz tylko popatrzeć, jak całuje się w kącie z jakimś bykiem w marynarce w prążki. Znów wracasz do Zbyszka. Czwarta setka troszkę cię przechyliła, ale jeszcze stoisz – dobrze by było się przewietrzyć – myślisz i krokiem lisa wybierającego się na nocne łowy ruszasz w kierunku drzwi.
Tuż przy wyjściu potrąca cię jakiś mały, chudy człowieczek, ma rzadkie włosy i lęk w oczach. Jesteś już porządnie wstawiony i masz ochotę mu odwinąć z liścia, ale on uśmiecha się na twój widok i próbuje podać ci rękę, którą ty ze wstrętem odrzucasz. Po chwili jednak przychodzi olśnienie. Patrzysz na tego faceta i nie możesz uwierzyć. To Wojtek! Twój największy wróg. Tłukłeś się z nim na każdej przerwie, obrywałeś od niego po gębie aż grzmiało, ale i on zaliczył kilka solidnych ciosów. Kiedyś był to nieduży co prawda, ale niesłychanie skoordynowany i potwornie szybki fighter. Widmo, które stoi przed tobą i uśmiecha się bladymi ustami, przypomina go tylko trochę. – Co się stało – pytasz. Wojtek krzywi się i charakterystycznym gestem stuka się w szyję. Wszystko jasne. Zgubił go alkohol.
Trochę trenował po klubach, raz został nawet wicemistrzem kraju w koguciej, ale to było dawno. Nie wiesz co powiedzieć, więc pytasz go czy jest alkoholikiem. – Tak – on na to – ale wyleczonym. Potem, całkiem już pogodzeni idziecie obaj w kierunku Zbyszka.
Nad ranem parkiet jest pełen śmieci. Tańczy już tylko jedna para – Karol z Jerzym. Przy barze leżą jakieś zwłoki. Wojtek, były bokser próbuje swych sił grając na perkusji. Baśki już nie ma. W kącie leży bez przytomności i białych butów mąż Kaśki. Ona sama gdzieś zniknęła. Po kątach, pod ścianami poukładani byle jak leżą pijani ludzie. Ty sam nie czujesz się najlepiej. Nie wiesz jak wrócisz do domu. Okazuje się jednak, że w całym tym chaosie jest jedna trzeźwa osoba – to Zbyszek, który kilka lat temu wszył sobie esperal. Proponuje ci odwiezienie do domu. Zgadzasz się i przysięgasz sobie na wszystkie znane ci świętości, że już nigdy nie dasz się przyciągnąć na bal absolwentów. Dwa lata później spotykasz w progu lokalu lekko tylko posiwiałego Zbyszka.
Inne tematy w dziale Rozmaitości