W produkty żywnościowe zaopatrujemy się na rynku. Spotkać tam można nie tylko pośredników, którzy przywożą towar z giełdy w Broniszach, ale także ludzi, którzy sprzedają to, co sami wyprodukowali na swoim polu. Kiedy tak człowiek chodzi po tym bazarku, kiedy słucha o czym rozmawiają rolnicy, może dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Oto, na przykład, twierdzą sprzedawcy ziemniaków z naszego ryneczku, po nowym roku metr ziemniaków sadzeniaków czyli sto kilogramów tychże, będzie kosztować ponad 360 złotych. Martwią się także ci handlowcy, że cena ta utrudni znacznie sprzedaż towaru. Więcej – mówią wprost o tym, że nie sposób po zbiorach wystawić na skrzynce z kartoflami cenę wyższą niż 2 złote, a tyle ma kosztować na bazarze kilogram kartofli przeznaczonych do jedzenia na obiad już w grudniu.
To są oczywiście drobiazgi, które nie interesują młodych, wykształconych z dużych miast, kupujących pure ziemniaczane w pudełku. Oni nie będą zajmować się jakimiś brudnymi kartoflami ze skrzynki sprzedawanymi na bazarze w małym miasteczku. To jest problem staruszków spod krzyża i różnych leni, którym nie chce się pracować w korporacjach.
Może więc coś innego do nich przemówi. Chodzą słuchy, że dziura budżetowa łatana będzie również przy pomocy tych groszaków, które na 50 procentach kosztów uzyskania przychodu zyskują autorzy i w ogóle artyści. Pomiędzy wydawcą, a autorem zaistnieje taki sam stosunek pracy, jak pomiędzy kierownikiem POM a traktorzystą i będzie fajnie, bo wtedy zyskamy pieniążki na to, by załatać tę nieszczęsną dziurę. Nie stanie się to już, zaraz, teraz, zabiorą te 50 procent kosztów uzyskania dopiero wtedy gdy dług publiczny przekroczy 55 procent PKB.
Nastąpi to zapewne już niedługo. Towarzyszyć temu będzie, jak przypuszczam, szczery gniew ludu pracującego miast i wsi na tych wstrętnych darmozjadów, którzy miast z sochą w pole wychodzić skrobią coś na kartkach lub stukają w komputerowe klawiatury. Do roboty hołoto!
Nie mamy co liczyć na reformę systemu emerytalnego służb mundurowych przed rokiem 2011, bo to jak twierdzi ktoś tam (nie pamiętam ich nazwisk i nie wymagajcie tego ode mnie) niewiele zmieni w finansach publicznych i efekt tej reformy będzie widoczny za wiele lat, nie zaś zaraz. Artyści to co innego. Ograbienie ich wpłynie znacząco na zmniejszenie tego cholernego długu i będzie fajnie.
Do tego coraz głośniej mówi się o tym, że jednak będzie prywatyzacja lasów. Będzie albo nie będzie. Dla mnie, który ogrzewam dom drzewem byłby to dramat. Każdy kto miał do czynienia z lasami i wie na czym polega obrót surowcem drzewnym w Polsce wie, że prywatyzacja spowoduje natychmiastowy wyciek ogromnych ilości polskiego drewna za granicę. Mówiąc prościej będzie to przyzwolenie na rabunkową gospodarkę, która zniszczy ekosystemy, położy na łopatki programy badawcze i zniweczy wieloletnią pracę polskich leśników. Są, ku mojemu zdziwieniu, w leśnictwie ludzie, którzy twierdzą, że ta prywatyzacja nie będzie zła, bo dzięki niej resort się odpolityczni. To jest w pewnym sensie prawda, bo resort leśnictwa stanie się wtedy czymś na kształt gromadki lokajów i wozaków wynajmowanych okazyjnie przez pana dziedzica. Upolitycznianie więc tej niewielkiej grupki osób nie będzie potrzebne.
Kiedy drewno zostanie już zrabowane i sprzedane, takim jak ja i mi podobni pozostanie kupowanie go na Ukrainie lub Białorusi lub zainstalowanie w domu ogrzewania gazowego, za którego eksploatację w naszych okolicznościach przyrody trzeba zapłacić około 4 tysięcy złotych za sezon grzewczy. Kiedy siedzę sobie w domu i palę drewnem płacę niecałe 2 tysiące za sezon. Jeśli do tego dodamy zamknięte kopalnie węgla i cenę tegoż węgla oscylującą już wokół 900 złotych za tonę to mamy już jasność sytuacji. Każdy, ale to każdy, chce czy nie chce będzie bulił za ruski gaz, żeby mu było ciepło w zimie i nawet nie trzeba go będzie zmuszać pałą do płacenia za to „najtańsze w naszych warunkach paliwo”.
A pan prezydent ogłosił dziś, że Polska jest krajem ogromnego sukcesu. To tak dla pamięci, gdybyście o tym przez moment zapomnieli lub gdyby w waszych głowach zrodziły się jakieś wątpliwości. To idzie młodość, młodość, młodość i śpiewa….
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Pana z ul. Królewieckiej w nierozpoznanym przeze mnie mieście proszę zaś o podanie mi nazwy tego miasta bym mógł wysłać mu przesyłkę. Spekuluję, że chodzi o Wałbrzych, ale wolałbym mieć pewność.
Inne tematy w dziale Polityka