Nienawiść i niechęć dojrzewa w piwnicach i na werandach altanek w ogródkach działkowych. Żeby mogła pięknie wyrosnąć potrzebna jest cisza, spokój, słońce, zapiekłe serce i dobra emerytura, która niweluje strach o jutro i pozwala wierzyć, że człowiek jest wybrany i dobry. Nawet jeśli czasem kopnie psa, albo powie do sąsiada – ty skurwysynu. Kiedy nienawiść pielęgnowana jest przez odpowiedni dobór informacji i wyczesywanie zalegających serce, zmierzwionych emocji wtedy jest jeszcze lepiej. A od takich czynności mamy w Polsce specjalistów prawdziwych, z którymi równać nie może się nic i nikt.
To oni potrafią przewidzieć i ogłosić publicznie, że nadchodzi zło. To oni potrafią wskazać odpowiedzialnego za nie człowieka, zanim jeszcze zło uderzy i zabije niewinnych. To oni wiedzą jak wykrzywić usta przed kamerą, by ludzie uwierzyli, że to nie zgaga po wódce i ogórkach, ale prawdziwy ból płynący z serca. Czynią to więc i ludzie z piwnic, altanek i klatek schodowych szepczący coś po kątach i wskazujący palcami niewidzialnego wroga za horyzontem czują się pewniej. Niektórzy z nich nawet czują się tak pewnie, że nie mają obaw przed tym by iść pod najważniejszy w kraju budynek i rozbić o jego ścianę słoik z nieczystościami. To manifestacja ich siły i niezadowolenia. Tak nie wolno - mówią nam tym gestem - nie wolno i już. A my możemy tylko patrzeć, bo każdy ruch zostanie zinterpretowany na naszą niekorzyść. Powiedzą, że ziejemy nienawiścią, albo że pogardzamy ludźmi starszymi, którzy najlepsze lata mają już za sobą, albo – w ostateczności – rzucą nam proste – spierdalaj, a my spierdolimy, bo będziemy się bali, że ktoś miast ze słoikiem podejdzie do nas z rewolwerem lub nożem.
Każdy podskórny nurt brudów i złych emocji musi się kiedyś zmaterializować i przyjąć jakąś konkretną postać. Zło, które mieszkało w Ameryce lat sześćdziesiątych i kryło się za plecami dzieci kwiatów przybrało postać Charlesa Mansona. Separatyzm rozwalający Indie od środka miał twarz sikhijskiego ekstremisty, a czerwona rewolucja w Ameryce wcieliła się w Ernesto Guevarę. U nas także zło się zmaterializowało. Stało się to dzisiaj przed południem i nie ma wątpliwości co do tego, że nasze życie nie będzie już takie samo jak przedtem. Co prawa poseł Janusz Palikot nie pojawił się jeszcze na konferencji prasowej i nie powiedział – a nie mówiłem, ale to i tak nie ma znaczenia. Nie ma, bo zło ma już swoją postać. Jest nią ten opisywany dziś w dziesiątkach relacji – pozornie niegroźny staruszek.
Trochę to zaskakujące, bo media przyzwyczajały nas do tego, że ludzie nie lubiący PiS lub choćby tylko się z tą partią nie utożsamiający to tak zwani „młodzi , wykształceni z dużych miast”. Sprawiono nam więc dziś pewną niespodziankę – ten człowiek może jest jakoś tam wykształcony, ale na pewno nie jest młody, miasto zaś z którego pochodzi jest średniej wielkości. Jednak to w nim zmaterializowało się to zło, które niczym ektoplazma pływa gdzieś po dnie kanałów i dusz wampirycznych. Podobno w pewnej agencji reklamowej w Warszawie deklarujący się otwarcie po stronie kościoła pracownik tej firmy zaczął na wieść o tej zbrodni śpiewać alleluja. Nie przeszkadzało mu, że pomiędzy tym w co wierzył i czym go karmiono rzucając ochłapy z telewizora wprost do ust, a materializacją tego wszystkiego w postaci staruszka z Częstochowy jest przepaść. On jej nie widzi. Zjadł za dużo ochłapów i nie widzi. Młody wykształcony z dużego miasta czy staruszek z Częstochowy z bronią w kieszeni? Co to za różnica? Ważne, że jest efekt.
W latach trzydziestych w Niemczech wielu ludziom wydawało się, że partia narodowo-socjalistyczna to gromadka posiwiałych weteranów. Przebudzenie było bolesne. U nas jest takie samo. Tyle, że u nas nikt nie nawołuje do zabicia obcych, przeciwnie, wszyscy obcy mogą żyć i mieszkać w Polsce tak długo, jak zechcą. U nas nawołuje się do czego innego. Póki co uosobieniem tego jest jeden człowiek, a kiedy jego zabraknie będą to widzieć w każdym z nas. Wystarczy, że otworzymy usta i miast przeżutych ochłapów wypłynie z nich jakieś słowo. Wtedy koniec. Tak się zdradzimy i po tym będą nas poznawać. Być może już niedługo dostaną do ręki legitymację, która usprawiedliwi wszystko, nie wiem co to może być, ale coś takiego na pewno nastąpi. Zapowiedzią tego będzie grymas szczerego bólu na ustach Janusza Palikota. I na nic nie zdadzą się okrzyki, że to tylko zgaga po wódce ogórkach. Będzie już za późno. Młodzi wykształceni z dużych miast ruszą naprzód, by bronić starszych ludzi, którym odmawia się prawa do emerytur, uczciwej przeszłości i spędzenia reszty życia w spokoju.
I nie będzie miał dla nich znaczenia fakt, że wśród tych których nienawidzą i którzy muszą zniknąć z ich życia są ludzie tacy jak przewodniczący PiS w Łodzi pan Jerzy Loba, wybitny lekarz diabetolog, specjalista światowej sławy, praktykujący katolik i ojciec i dziadek. Dla faceta, który na wieść o śmierci zanucił sobie alleluja ze szczęścia, bo zabito kogoś z tych, których on utożsamiał ze złem nie będzie to miało żadnego znaczenia. Bo on wie, że nieważne kto jest wykształcony i inteligentny naprawdę, ważne kogo tak nazywają w mediach. Tylko to się liczy, nic więcej.
Inne tematy w dziale Polityka