coryllus coryllus
2799
BLOG

Lis i cipka czyli historia z morałem

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 23

 

Coraz większymi krokami zbliża się moment, w którym człowiek kupujący sobie w kiosku tak zwany tygodnik opinii, bez względu na tytuł, będzie uważany za zdrajcę po prostu lub kapusia. Moment ten przybliżają ku nam wszyscy redaktorzy naczelni opiniotwórczych pism zwanych także niekiedy niezależnymi. Tak jak w stanie wojennym czytelnicy „Trybuny” i oglądacze Dziennika Telewizyjnego posądzani byli o ukryte masochistyczne inklinacje tak jutro podobne wnioski wyciągać będą ludzie uczciwi na widok faceta z tygodnikiem „Wprost” pod pachą.
 
Piszę już chyba trzeci lub czwarty tekst, którego pointa jest identyczna i zawiera się w słowach; lepiej milczeć lub mówić o czym innym, bo gadanie nakręca im koniunkturę, ale jak zwykle w takich razach wszyscy uważają, że lepiej sobie pogadać o Lisach i jenotach. Do wczoraj gadano tu jeszcze o cipkach, a przedstawiciele młodzieżówki partyjnej PiS uznali nawet za stosowne zrobić z owej opisanej przez GW cipki aferkę obyczajową na czternaście fajerek, wręcz zamach na moralność. Nie jest to rzecz jasna żaden zamach tylko zabieg mający za cel podniesienie klikalności witryny GW, do czego blogerzy i komentatorzy salonu24 przyczynili się walnie tłukąc z oburzenia w klawiaturę przez ostatnie trzy dni. I niby wszyscy jesteśmy dorośli. A tak poza wszystkim? Gdzie pan pracuje panie Rybitzki?
 
Napisał dziś T-rex jedną ważną rzecz – redaktor Terlikowski, nie zauważył w Polsce żadnych oddolnych ruchów mających na celu przeciwstawienie się polityce obecnego rządu. Nie widzi Terlikowski żadnej polskiej Tea Party. I to jest moim zdaniem pieczęć, która zostawia wielki, kanclerski wręcz znak na mojej dotychczasowej opinii o redaktorze Terlikowskim i jakości jego spostrzeżeń. Nie ma żadnych oddolnych ruchów?!!! Tak pisze długoletni bloger salonu24, który dwa razy na dzień ma przed oczami wielkie litery widoczne na bocznym pasku salonu, które układają się w słowo OB – CIACH. Mniejsza o obciach, przypominam, o inicjatywie Almanzora, który oddolnie walczy o upamiętnienie pomordowanych mieszkańców dzielnicy Wola. Ja rozumiem, że dla redaktora Terlikowskiego to za mało, bo oczekuje on, że nagle pojawi się jakaś partia sarmacka, jagiellońska, do tego konserwatywna, czyli mówiąc w skrócie taka, na której czele mógłby stanąć sam redaktor Terlikowski. Te marzenia, które ich posiadacz nazywa pięknymi, są w istocie horrendalne i odsłaniają w całej okazałości obłęd towarzyszący od dawna już ludziom stojącym na straży wolności mediów i prawdy i standardów. Terlikowski jest tu tylko pewnym przykładem, jego rojenia także. W Polsce, gdzie nie przeprowadzono lustracji, gdzie niszczy się systematycznie system edukacji nie można stworzyć stronnictwa o takim profilu jak chce Terlikowski. A jeśli ktoś będzie próbował to robić stworzy pokrakę, potwora, karykaturę, która będzie służyć tylko do tego by stymulować emocje rozmaitych kanapowych „konserwatystów”. On o tym doskonale wie, ale nie przeszkadza mu to opowiadać tych farmazonów, bo to go profiluje wobec odbiorcy i nadaje mu, tak pożądany w środowisku sznyt.
 
Dla mnie, człowieka przerażonego tym co się dzieje dookoła, człowieka który zdaje sobie sprawę z tego, że to całe ględzenie o konserwatyzmach, liberalizmach, paradygmatach, prawicy, lewicy, kiszonych ogórkach i międzymorzu musi się skończyć, bo jest tylko objawem bezsilności, dla mnie gadanie Terlikowskiego to czysta trucizna. Taka sama jak postępki Lisa i jego podwładnych, którzy jawnie bez żenady próbują odebrać rodzinom smoleńskim godność i ustawić tych ludzi w dogodnej pozycji do wymierzania im policzków i kopniaków. To będzie trwało. O tym mówmy i to pokazujmy, ale na litość nie zastanawiajmy się już czy Lis ma czasem rację czy nie. I nie próbujmy się kłócić o to czy mamy jeszcze jakąś wolność prasy czy nie bo to już jest bez znaczenia. Czas minął. Jeśli do w miarę czystej beczki wypełnionej wodą ktoś wrzuci ubłocony kalosz, cała woda jest do wylania. W polskiej beczce z napisem „wolna prasa” pływają same brudne kalosze, a ludzie tacy jak Terlikowski próbują filtrować w niej wodę przecedzając ją przez jedwabną chusteczkę po babci, bo to takie wdzięczne i dobrze wygląda. Całe dotychczasowe pogrywanie w wykonaniu GW, „Polityki”, Dziennika i innych opiniotwórczych mediów jest niczym wobec tego co nadchodzi. A nadchodzi czyściuteńkie chamstwo z kłamstwem pod rękę, któremu wszyscy chcący zachować etaty redaktorzy będą klaskać, a jeśli nie będą to swój sprzeciw wyrazić będą mogli biegając po redakcji i piszcząc; fuj, fuj, tu nieładnie pachnie. Ale to także tylko do czasu.
 
Napisałem tu wczoraj troszkę pogmatwany tekst o wolności słowa, o tym, że chcą nas przekonać iż gwarantami tej wolności są te same gęby redaktorskie, które oglądamy od lat i które plotą mniej więcej tę samą baśń. O konserwatyzmie właśnie, o tradycji, o takich dam dyrdymałach. A ja się teraz pytam tych wszystkich miłośników tradycji i konserwatyzmu: jak się nazywał koń księcia Józefa Poniatowskiego i z jakieś stajni pochodził? A? Wiedzą czy nie? Wiedzą, czy tylko o pedałach i podatkach pisać potrafią? No wiedzą?!!!!!
 
I niech mi nikt nie mówi, że to teraz nie ważne. To ważniejsze niż wszystkie protesty Rybitzkiego i marzenia Terlikowskich. Naprawdę.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka