coryllus coryllus
924
BLOG

Mowa nienawiści, polityka miłości i ciastka

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 6

 

Dokładnie pamiętam jak druzgocące wrażenie zrobiło na mnie czterogodzinne expose premiera Tuska. Miałem właściwie tylko jedno skojarzenie słuchając tej przydługiej opowieści o żelaznym wilku przygotowanej przez sfrustrowanych studentów historii – oto pojawił się drugi Gomułka Władysław, który będzie wprowadzał małą stabilizację. Znów, jak za dawnych czasów, czapka z daszkiem z Pedetu będzie dobrem luksusowym i każdy jej posiadacz poczuje się jak panisko uchylając tej czapki przez sąsiadem. Po tych kilku latach rządów PO i pana premiera sądzę jednak, że będzie dużo gorzej. Może nie być nawet tych czapek. Więcej – może nie być nawet dzisiejszych odpowiedników Pedetów czyli sklepów wielkopowierzchniowych.
 
Opowieści o deficycie budżetowym, który załata się prywatyzacją lasów lub odjęciem autorom 50 procentowych kosztów uzyskania przychodu to tylko bajki dla ciemnego ludu. Skoro to wycieka do mediów i można swobodnie dyskutować o takich drobiazgach oznacza, że jest dużo gorzej. Jak? Nie wiadomo dokładnie, bo minister Rostkowski i sam pan premier mówią mało na ten temat kierując uwagę w stronę pana posła Palikota i samego prezydenta. Ci dwaj zaś nie szczędzą ni czasu ni sił, by wprawić nas wszystkich w osłupienie. Oto pan prezydent na spotkaniu ze studentami popisał się refleksem godnym ostatniej królowej Francji – Marii Antoniny. Kiedy studenci – dobry Boże, kto ich tam selekcjonował na spotkanie z panem prezydentem! – kiedy więc studenci zaczęli skarżyć się, że nie mają pieniędzy by kupić sobie porządny obiad w przerwie pomiędzy wykładami, pan prezydent odpowiedział, że on na studiach chodził na piwo do „Harendy”. Maria Antonina była lepsza o włos, bo powiedziała w takiej sytuacji – niech jedzą ciastka. Wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Nie ma jednak obaw u nas tak nie będzie, nikt prezydenta Komorowskiego dwukółką na szafot nie powiezie, bo polscy studenci to nie zdenerwowani francuscy dzierżawcy. Piwo więc, które pan prezydent zaleca studentom miast jedzenia spłynie po nim spokojnie niczym letni deszczyk żadnej krzywdy nie czyniąc jemu samemu i jego garderobie.
 
Studenci zaś nadal będą patrzeć jak w miejscach, gdzie dotychczas mogli jeść tanio i smacznie instalują się banki, bary tak zwanej szybkiej obsługi przeznaczone dla niewiadomokogo i inne przybytki z ofertą nie przystosowaną dla chudej studenckiej kieszeni.
Tak właśnie bowiem wygląda zapowiedziana przed trzema laty polityka miłości, którą wprowadzono w życie z radością i impetem godnym szarżującej kawalerii. I celowo tu nie piszę o takich zdarzeniach jak Katastrofa Smoleńska czy Mord w Łodzi, celowo nie piszę o dowcipach Janusza Palikota, który po śmierci prezydenta Kaczyńskiego porównywał siebie do Gabriela Narutowicza i wieszczył swą rychłą śmierć w zamachu, którego dokonać miała pisowska bojówka. Póki co to na siedzibę PiS dokonano zamachu i Janusz Palikot nie potrafi zareagować na ten fakt w żaden, nawet znamionujący chorobę psychiczną sposób.
 
Miłość zwyciężyła i będzie zwyciężać nadal, bo taki jest program rządu i już. Choćby nam się to nie podobało, choćbyśmy krzyczeli w niebogłosy, że nie mamy na miłość ochoty, bo są inne rzeczy do zrobienia, nic nam to nie pomoże. I tak nas będą kochać i, przepraszam szanownych państwa za wyrażenie, wykochają nas tak, że się nie pozbieramy. Póki co jednak jest szansa, że się od tej miłości jakoś wybronimy. Szansą to jest mowa nienawiści. Polecam ją każdemu i uważam, że wszyscy obywatele naszego kraju powinni zapisać się na kursy mowy nienawiści, ot tak dla samej tylko higieny psychicznej, żeby nie oszaleć. Mowa nienawiści cechuje przeciwników premiera Tuska, Janusza Palikota i tych, którzy nie czytają Gazety Wyborczej. Jednym słowem jest ona charakterystyczna również dla piszącego te słowa. Przyznaję jednak, że żaden ze mnie mistrz i w mowie nienawiści są ode mnie dużo lepsi, według Palikota mistrzem jest Jarosław Kaczyński.
 
Skąd się wzięła mowa nienawiści? Kto pierwszy opracował zastosowanie tego hasła? Otóż jak większość policyjnych wynalazków w naszej części Europy zasady stosowania mowy nienawiści opracowane zostały za dawnych dobry czasów w Moskwie i Petersburgu, ale dziś już trudno dociekać, który z szefów Ochrany był jej ojcem. Wiadomo na pewno, że pewien znajomy Jana Parandowskiego, który napisał książkę o bitwie Maciejowickiej nie mógł jej sprzedawać w Królestwie Kongresowym, a to z tego względu, że publikacja ta szerzyła nienawiść do Rosjan.
 
Oto więc mamy istotę mowy nienawiści. Jeśli ktoś mówi wprost bolesną prawdę silniejszemu i bardziej wpływowemu przeciwnikowi politycznemu, ten natychmiast woła dziennikarzy – o ile akurat Kozacy są na urlopach lub nie może ich zawołać przez wzgląd na jakieś szczególne okoliczności – woła więc dziennikarzy, a ci już z małpią wręcz zręcznością walą niby młotem – mowa nienawiści, mowa nienawiści! Mowa nienawiści to po prostu prawda, tyle że niewygodna dla wielkich tego świata. Nazywają ją oni właśnie tym dziwnym mianem wtedy kiedy nie mogą mówiącego prawdę człowieka wtrącić do więzienia lub wywieźć na Syberię. Gdy zachodzą podobne okoliczności nikt nie wspomina o żadnej mowie nienawiści. Mówiący prawdę zostaje wtedy aresztowany, wytacza mu się uczciwy proces i skazuje na dziesięć lat odosobnienia, by miał czas przemyśleć swoje błędy. Teraz jednak mamy jeszcze to szczęście, że ciągle słyszymy o mowie nienawiści. To znaczy, że nie jest źle, bo nic nam nie mogą zrobić. Cieszmy się więc tym i napawajmy się naszą wolności i swobodą w mówieniu prawd niewygodnych i trudnych i miejmy w nosie to, że ktoś wołać będzie za nami – nienawistnicy! Niech sobie woła, póki na horyzoncie nie pojawią się kozackie papachy lub nie wyjedzie z za zakrętu samochód ze znanym wielu z nas ciągle jeszcze napisem „Milicja obywatelska” na bocznej karoserii, wszystko jest w porządku i możemy takiemu w ramach mowy nienawiści pokazać to co zwykle, czyli gest Kozakiewicza. Być może niedługo zostanie nam tylko to, a wtedy wiodący tytuł prasowy będzie drukował wielkie czerwone tytuły, w których pojawią się słowa – gesty nienawiści i znane nam wszystkim zdjęcie pana Władka z olimpiady w Moskwie.
 
Póki co wolno jeszcze mówić, mówmy więc i nie przejmujmy się ludźmi uprawiającymi starą tradycję carskiej ochrany. Widocznie mają dobry powód by to robić. Ciekawe jaki? Może pieniądze?

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka