Dziś króciutko, bo czas poświąteczny i myśli leniwe jeszcze. Zajrzałem rano do salonu i zauważyłem kilka komentarzy dotyczących Węgier oraz posunięć Wiktora Orbana zmierzających do ratowania krajowych finansów. Chodzi sięgnięcie do OFE czy jak to się tam u tych Węgrów nazywa. Pojawiają się oto głosy, że prawica lub ci, którzy się z nią utożsamiają lub po prostu ludzie nie lubiący polityki Donalda Tuska usprawiedliwiają Orbana, a reagują wściekłością kiedy z podobnymi pomysłami występuje Tusk Donald właśnie. Konstrukcja ta jest w oczach samych komentujących usprawiedliwiona, logiczna i właściwa. No i oczywiście nie ma przeciwko niej żadnego kontrargumentu, bo mamy przecież tutaj sytuację analogiczną – tu OFE i tam OFE, a analogia jak wiadomo nie zawodzi nigdy oto przykład; pies to zwierzę domowe – szczeka, kot to zwierzę domowe – też szczeka. Proste? Oczywiście, że proste. W dodatku Orban jest gorszy od Tuska, a prawica lubi go bardziej w swoim oślim uporze, bo Tusk chce zabrać tylko połowę pieniędzy z OFE a Orban całość (poprawcie mnie jeśli coś pomyliłem). I to jest koronny argument, który potwierdza głupotę ludzi niechętnych rządowi PO. Tylko kretyn może tego nie rozumieć.
Jest tutaj co prawda mała zagwozdka, bo Orban sięga po publiczne pieniądze po czterech latach rządów najbezczelniejszych złodziei od czasów Johna Dillingera, a Donald Tusk po trzech latach rządów własnych i własnego ministra. To jak powiadam, jest jednak szczegół, który nie powinien ludziom rozsądnym mącić przekazu i burzyć misternie budowanej analogii.
Inne tematy w dziale Polityka