Pamiętam, że młdzieńcem będąc nie mogłem się nadziwić jak to się stało, że ktoś taki jak Głowacki Janusz jest fetowany za granicą, bo napisał sztukę pod tytułem „Antygona w Nowym Jorku”. Ponieważ ja już wtedy miałem to co teraz czyli przerost ego, przerost ambicji, przerost apetytów i przerost bezczelności nie mogłem się nadziwić, że coś co ma tak beznadziejnie głupawy i wtórny tytuł mogło w ogóle kogoś zainteresować. Nie mogłem zgadnąć jak to się dzieje, że pretensjonalne bzdety sadzące się na klasykę kogoś tam w tej Ameryce wzruszają. Głowacki mnie nie przekonywał nigdy. Szczególnie zaś uporczywie powracające w jego książkach wątki seksualne – nachalne i nie nie przekonujące, a także wbrew intencjom autora nieśmieszne. A jednak! Głowacki szedł od sukcesu do sukcesu. Głowacki to, Głowacki tamto, Głowacki - prawie Hłasko. Głowacki – starzec młody duchem, Głowacki mistrz, Głowacki gorszyciel i skandalista. Moim zdaniem Głowacki to po prostu szmaciarz. I nic tej opinii nie jest w stanie zmienić. Nawet najlepszy kawał w wykonaniu pana Janusza. A kiedy się dowiedziałem, że Głowacki to bliski kolega Adama Zamoyskiego z Londynu to już zupełna klapa. Oszust z progagandystą w jednym stali domu. Łeb zaczyna boleć. Oto fragment wywiadu jakiego Głowacki udzielił GW:
„Ciekawe, czy gdyby ten samolot z 96 osobami, w tym z parą prezydencką na pokładzie,rozbił się w Rzymie albo w Londynie, toby był tylko tragiczny wypadek czy coś więcej? Czy, krótko mówiąc, żeby uruchomić demony, potrzebni byli Ruscy, czyli
kacapy
- jak mówi stale pijany bokser, który pożycza ode mnie na Krakowskim Przedmieściu pieniądze”
No i ten cały Głowacki, czynny do dziś, udziela wywiadów na prawo i lewo. I w tych wywiadach, jakby go kto prosił (można przecież nic nie mówić, albo temat omijać), opowiada o Tragedii Smoleńskiej. Robi to w taki sposób, byśmy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że tylko to było powodem przeprowadzenia tego wywiadu, bo gdyby Głowacki nie zgodził się szydzić ze Smoleńska to pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się jego produkcją, nędzną i wtórną. Tylko te wypowiedzi, szydercze i podłe na temat Smoleńska, gwarantują Głowackiemu popualrność, nic więcej. To samo jest z Jastrunem, ze Szczuką, z innymi, którzy zostali gdzieś kiedyś przez kogoś mianowani na guru, na gwiazdy, na przewodników. To tacy sami szmaciarze jak Głowacki. Niestety nie możemy im odebrać głosu, bo to – dla nich – wolny kraj. Z nami jest trochę gorzej, nam nikt nie płaci za mówienie dobrze o Lechu Kaczyńskim, ani o jego żonie i zabitych współpracownikach. Nas mogą za to co najwyżej znienawidzić, bo przeszkadzamy poustawiać świat i klocki na rynku medialno-arystycznym według zaplanowanego gdzieś wysoko schematu. No, ale taka tasza rola. Musimy – z całej siły – zanegować, zaprzeczyć tej budowanej przed naszym nosem piramiedzie kanciarzy. Głowacki nie jest żadnym pisarzem, Jastrun nie jest żadnym poetą. To funkcjonariusze. Nic więcej.
Pisarzem i poetą w jednym jest Toyah. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić jego książki.
Inne tematy w dziale Kultura