coryllus coryllus
1950
BLOG

Jaką karierę polecam młodym

coryllus coryllus Gospodarka Obserwuj notkę 107

 Ponieważ żyję już prawie tak samo długo jak redaktor Igor Janke mogę chyba z pełną odpowiedzialnością zabierać głos w sprawie młodości, młodzieży oraz szans tejże na pełnym pułapek rynku pracy. Nie zacznę jednak swoim zwyczajem od początku, ale od końca. Co oznacza to nagłe zainteresowanie młodzieżą, rynkiem pracy, startem, i innymi zbliżonymi tematyką historiami? Otóż oznacza ono, że zbliża się jakaś zmiana, że na rynku pojawi się trochę pieniędzy i do cholery roboty, którą ktoś będzie musiał wykonać. Będzie to robota prosta i byłaby może nawet nieźle płatna, ale nie po to ogłasza się te wszystkie młodzieżowe kawałki, żeby tak po prostu dać komuś zarobić. A jeszcze młodzieży? Całkiem nie. Otóż wspomniane tematy pojawiają się zawsze wtedy kiedy trzeba zagarnąć grubszy grosz, a gromadkę frajerów zostawić na nędznej pensji lub wręcz umowie o dzieło. Młodzież by wzięła się do pracy, musi być najpierw odpowiednio przygotowana, żeby nie rzec – rozgrzana. Musi wiedzieć, że w życiu nic nie przychodzi łatwo, że nawet najlepsi mogą mieć kłopoty z karierą i muszą zaczynać od zera, od samego dołu. I to jest prawda. Ja znałem kilku najlepszych, którzy zaczynali od samego dołu. Posiedzili tam w tym dole, w palarni, dwa dni, po czym dostawali takiego kopa w górę, że już ich potem nie oglądałem, no chyba, że w telewizji. I żaden z nich, wyobraźcie sobie, nie napisał doktoratu w wieku 26 lat o tym tam Sokratesie i jego pomysłach przedlogicznych.


 

Młodzież nie musi jednak wiedzieć takich rzeczy. Ma mieć świadomość, że jest ciężko, ale może być lepiej. Trzeba mieć tylko pomysły no i pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Wtedy się uda i będzie sukces. I najlepiej przy tym nie spać. Opowieści o bezsenności nie pojawiły się jeszcze w prasowych narracjach, ale myślę, że wkrótce się tam znajdą. Jeśli nie wiecie o co chodzi, przypominam. W czasach minionych, w każdej prawie czytance o rewolucji w Rosji, występował bohater, który nie spał. To jest w ogóle jakiś charakterystyczny dla rosyjskiej kultury rys, ta bezsenność. Jak tylko jeden z drugim ma być bohaterem od razu przestaje spać. Oficjalna wykładnia jest taka, że to z powodu pracowitości, ale ja myślę, że prawdziwym powodem są wyrzuty sumienia i nic więcej. No, ale wracajmy do naszych porównać i naszej narracji. W Rosji radzieckiej nie spali: Dzierżyński, Lenin, Maksym Gorki. Pierwszy nie śpiąc myślał i jadł cukierki, drugi myślał i pisał sokiem z cytryny po białej kartce list do towarzyszy na Syberii z tajnymi instrukcjami. Kartkę tę następnie wręczał strażnikowi z poleceniem by ten biegł na pocztę i wysłał list do Dzierżyńskiego, który siedzi samotnie w Nerczyńsku i ssie te cukierki bez sensu. Gorki nie spał, bo czytał książki. Pamiętam taki obrazek – skrzynka po jabłkach, na niej świeca, przy świecy stołeczek, a na stołeczku młodzieniec o niskim czole kretyna gapi się w otwartą księgę. To Gorki.


 

Dziś zmierzamy w tym samym kierunku. Kto śpi ten nie je. Kto je ten nie śpi – co jest chyba jasne i logiczne dla wszystkich, nawet dla tych co nie napisali doktoratu o Sokratesie i jego publikacjach naukowych. Idzie nowe, psze Państwa i mamy oto jego pierwsze jaskółki. Alebo może lepiej powiedzieć – idzie nowsze.


 

Teraz pora na kilka praktycznych wskazówek dotyczących tego jak zrobić rzeczywistą karierę. Napiszę je z pełną odpowiedzialnością za słowo, albowiem kariery nie zrobiłem i nie muszę kłamać na ten temat. Miałem za to przez długi czas dobry punkt obserwacyjny, skąd widać było wiele pięknie rozwijających się karier. Zaczynamy.


 

Człowiek chcący zrobić karierę winien wyróżniać się shcludnym wyglądem i odpowiednim strojem. Powinien też mieć jakieś życie pozazawodowe, ale takie, które nie będzie peszyć redaktora działu, w którym on pracuje. Winien więc mieć psa lub kota. Pokazywanie się w towarzystwie dlugowłosych i długonogich koleżanek nie jest wskazane. Tylko długowłosy i krótkonogi pies może nam pomóc w nawiązaniu właściwych relacji z szefem. Im bardziej pies ów będzie do szefa podobny, tym lepiej.


 

Można także wspomnieć coś o poezji. Poeci mają ugruntowaną opinię idiotów i to się zawsze zwierzchnikom podoba. Ja pamiętam dokładnie czasy kiedy mi pokazywano palcem Roberta Krasowskiego i mówiono, że to jest poeta. Nie wierzyłem w to ani przez sekundę, ale kiwałem głową, bo cóż było robić. Wyszło po latach na moje. Krasowski umiejętnie upoetyzował swój enturage i karierę zrobił, że hej.

Nie każdy może jednak poetę udawać. Wielu, co zdrowe, brzydzi się tym po prostu, a i o samej poezji myśli z odrazą. Dla tych pozostaje inna droga. Każdy wie, że kto jak kto ale redaktor naczelny podjeżdża zawsze pod redakcję samochodem. Reszta może przychodzić piechotą, ale naczelny zawsze autem. Warto dowiedzieć się gdzie parkuje, o której godzinie i każdego ranka witać go w tym miejcu wesołym uśmiechem i wskazywać gdzie dokładnie ma ustawić swój samochód. Nawet jeśli szef będzie z początku nieco zaambarasowany sytuacją, szybko się przyzwyczai, bo do dobrego jak pamiętamy łatwo się przyzwyczaić, a potem będzie już tylko lepiej. Człowiek, który wybierze tę ścieżkę kariery najszybciej znajdzie się na szczycie i zyska najgłębsze zaufanie szefa. Ludzie bowiem są uodpornieni na różne rzeczy, na szykany, silne ciosy pięścią w brzuch, na polewanie zimną wodą przy 10 stopniowym mrozie, naprawdę na wiele rzeczy są ludzie odporni. Nie spotkałem jednak do tej pory nikogo, kto byłby odporny na podaną wprost wielką porcję wazeliny. Takich siłaczy nie ma.

 

Jeśli szefem, a już nie daj Boże redaktorem naczelnym jest kobieta, zawsze pojawia się pokusa, by ulec pokusie. Bo pokusy są zawsze. Nie ma takiej sytuacji, żeby nie było pokusy. No, chodzi o to, że ktoś komuś te awanse zacznie w końcu czynić. I tu jest ważne kto komu. Od razu powiem, że lepiej nie próbować tego samemu, bo to prosta droga do układanki znanej wszystkim opuszczającym nagle zakłady pracy – noga, dupa, brama. Jeśli jest odwrotnie warto się zastanowić, ale trzeba być ostrożnym, bo najczęściej kończy się to tak samo. Moim zdaniem – jeśli szefem jest kobieta – najelpiej zmienić pracę. A co jeśli gej? - spyta ktoś. Nie wiem. Sami coś wymyślcie.


 

W pracy rządzy jedna prosta zasada. Trzeba być potrzebnym. Nie gadać za wiele, ale być potrzbnym. Szef wyjmuje papierosa, my mu podajemy ogień, lecą mu z rąk papiery, my je zbieramy. Idt, itp. Wtedy jesteśmy naprawdę potrzebni. To jest jedyna droga do kariery – podkreślam – jedyna. Nie ma innych. Inne były może kiedyś – na Dzikim Zachodzie – ale też tylko do momentu kiedy pojawiła się w tamtych okolicach mafia. Wtedy wszystko się zmieniło i tak jest do dziś.
 

Są oczywiście w pracy ludzie, ktorym wydaje się, jak Ezekielowi, że bez znajomości postsrukturalizmu nie można w ogóle funkcjonwać w strukturze tak skomplikowanej jak redakkcja poczytnej gazety. Zdziwiłbyś się Ezekielu ilu tam jest ludzi, którzy nie potrafiliby przeliterować tego, przyznasz, niełatwego słowa. A jakie kariery porobili.
 

Bywa jednak i tak, że samo zaangażowanie w podawanie ognia i zbieranie papierów nie wystarcza. Dzieję się tak wtedy kiedy nasza rodzima korporacja, redakcja czy coś, jest głęboko podzielona pomiędzy wpływowe rodziny, które są w jakiś sposób ze sobą skonflikotwane, ale nie mogą się rozstać ze względu na interesy. Znamy takie sytuacje, prawda? Wtedy trzeba się w jedną z rodzin wżenić. To proste. Idziemy do przedstawiciela płci odmiennej, który/która jest dzieckiem jakiegoś wysoko postawionego kacyka i wykładamy kawę na ławę – kawę podkreślam, nie co innego. Dziecko takie, jak wszystkie dzieci ludzi wpływowych, bogatych i apodyktycznych jest całkowicie bezbronne wobec nieskomplikowanych chwytów znanych każdemy podrywaczowi z remizy, nawet jeśli pozory mówią co innego. Po kawie przychodzi pora na coś mocniejszego, potem ślub i kariera. Nie martwmy się przyszłością, bo te rodziny w końcu mogą się pokłócić i rozejść, firma splajtuje, albo zostanie sprzedana, a człowiek korzystający z opisywanej tu ścieżki ku dobrobytowi rozwiedzie się spokojnie i będzie mógł rozejrzeć się za tak zwaną wielką i prawdziwą miłością swojego życia. Jeśli był dość bezwzględny w czasie pożycia z dotychczasową partnerką/ partnerem, ma w kieszeni grubszy kawałek grosza i może rozpoczynać nowe życie.
 

Zważcie, że podaję wam tutaj same porady praktyczne. Chciałbym jednak także skupić się na tych niepraktycznych, które wypełniają 90 procent narracji dotyczących młodzieży i podejmowanych przez nią ścieżek kariery. Nigdy, przenigdy nie dajcie się wrobić w jakieś darmowe staże. To jest kanał, pułapka i samo zło. Narazicie się tylko na to, że przykleją wam łatkę frajera, gamonia i ofiary losu, którą każdy może bezkarnie wykorzystywać. Jeśli tylko zapiszecie się na jakiś darmowy staż, od razu okaże się, że jesteście tam jedyną osobą pracujacą za darmo. Reszta, nawet ci najostatniejsi z ostatnich pracuje za pieniądze. To jest pewna opcja systemu – robienie w bambuko ludzi o szczerych intencjach. Ktoś włądza guzik i rozpoczyna się poszukiwanie durnia. On nie jest do niczego konkretnego potrzebny, poza – tak myślę – poprawianiem humoru pozostałym, którzy pracują co prawda za pieniądze, ale tak nędzne, że szkoda gadać. Innej funkcji to nie ma. Zapamiętajcie sobie prostą prawdę – pieniądze dla pracowników są zawsze. Jeśli ktoś mówi wam, że ich nie ma to znaczy, że on osobiście je zabrał i schował do kieszeni dzieląc się może jeszcze z księgową, ale to też nie musi być wcale warunek konieczny.
 

Nie wierzcie ludziom, którzy mówią, że czegoś was nauczą, jak będziecie pracować za darmo. Jeszcze nikt nikogo niczego za darmo nie nauczył. Za naukę się płaci, od zawsze. Płaci uczony, a nie uczący. To jasne. W dodatku płaci czymś konkretnym, a nie dupogodzinami wysiadzianymi w pracy. Jak ognia unikajcie idealistów. To złodzieje, jeżeli nie coś gorszego. To samo jest z tak zwanymi życzliwymi, którzy pojawiają się przy nas jak tylko zaczynamy pracę w jakiejś firmie. Ci są jeszcze gorsi. Zawsze okazują się kapusiami. Naprawdę, praca na bazarku nie jest wcale taka zła. Można także zostać pisarzem i sprzedawać swoje książki dzięki pomocy ludzi życzliwych. Bo są tacy. Nie spotkałem ich jednak w wielkich firmach oferujacych karierę i nieprawdopodobne możliwości.


Zapraszam wszystkich na spotkanie z blogerem coryllusem, które odbędzie się we Wrocławiu 3 grudnia, w sobotę, o godzinie 19.00 w Centralnym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego „Maciejówka”, Plac biskupa Nankera 17A. Książki moje, a także Pani Łyżeczki i Sosenki oraz wiersze Ojca Antoniego Rachmajdy można będzie również kupić w czasie targów książki we Wrocławiu, na stoisku numer 21. Cały czas także zapraszam wszystkich na stronęwww.coryllus.pl Nie można niestety już kupić tam poezji ojca Rachmajdy, ale cała reszta jest jeszcze w sprzedaży.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (107)

Inne tematy w dziale Gospodarka