coryllus coryllus
1443
BLOG

O śmierci i garstce bździn

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 32

 Od czasu kiedy nazwałem Wojciecha Orlińskiego Majakowskim dla ubogich, a on przyszedł na mój blog i z właściwym sobie wdziękiem zalogował się tam jako piękna Remedios nie przeżyłem ani jednego momentu, w którym układając dziób w okrągłe „O” powiedzieć bym mógł, że się zdziwiłem. Więcej, ja przez długi czas szczyciłem się tym, że wszystko jest dla mnie tak czytelne, przewidywalne i jasne. Tak jasne, że zachodziła obawa iż mam jakąś psychozę. Tak przynajmniej twierdziła moja żona. I oto wczoraj przywrócono właściwy wymiar sprawom. Toyah zadzownił i powiedział, że u niego na blogu komentarz pozostawił nie kto inny tylko sam Robert Leszczyński. Pomijam fakt, że Leszczyński oskarżył Toyaha o żebranie używając przy tym nikomu poza nim i Orlińskim nie znanej chyba formy „żebrując”. Nie o prostej głupocie mówić dziś będziemy. Sprawy zaszły za daleko i są o wiele poważniejsze. Leszczyński bowiem swoim wpisem pokazał jak nędznie i parszywie wygląda jego sytuacja i sytuacja takich jak on. Zaczynamy od początku.


 

Jedną z najważniejszych myśli jakie pojawiły się na tym blogu jest ta oto; po polsku pisze się tylko dla Polaków. Nikt inny bowiem, nawet nie wiem jak w Polsce zakochany, nie odbierze tekstów pisanych po polsku w sposób właściwy, zgodny z intencją autora. To mogą zrobić tylko Polacy. O tym, że ludzie którzy po polsku nie mówią, nie będą czytać tekstów napisanych w tym języku nie muszę przypominać czytelnikom tego bloga. Może warto jednak przypomnieć to Leszczyńskiemu i temu drugiemu. Drugą ważną myślą jest ta oto; autor, nawet wybitny, nie może wychowywać czytelnika, bo zrazi go sobie całkowicie. Do wychowywania czytelnika potrzebna jest cała machina opresji i kłamstwa. W machinie tej mogą oczywiście być zainstalowani jacyś autorzy, ale z założenia muszą być oni marni. Dlaczego? To proste – Duch wieje kędy chce – jak oznajmia Pismo, czy może ktoś inny, bo już nie pamiętam. Od siebie dodam, że nie dość iż wieje to jeszcze w różnych kierunkach, nie dających się przewidzieć. Stąd właśnie autorzy napełnieni duchem nie mogą uczestniczyć w przedsięwzięciach typu mainstream medialny. To jest zabawa dla ludzi, których w szkole podstawowej kopało się po dupach i wpychało do szafek z ubraniami. Mainstream zaś dał im właśnie szansę na to, by się za owe, siedzące w sercach głęboko upokorzenia, mogli odegrać. I oni się odgrywają. Dlaczego? To proste – albowiem nie umieją przebaczać. Umiejętność przebaczania zaś jest warunkiem podstawowym, bez którego nie można mówić o warsztacie autorskim i być może o jakichś innych warsztatach, na których ja się akurat nie znam.


 

Tak więc Leszczyński i ten drugi zatrudnili się w miejscu, które nie dość, że jest więzieniem to jeszcze zmusza ich do zachowań sprzecznych z naturą i wrodzoną przecież dobrocią, którą napełnia człowieka Pan Bóg. Leszczyński musi kłamać od rana do nocy i przezywać Toyaha, albowiem system dotknął go w taki sposób. On został przez system wybrany i w swoje wybraństwo uwierzył. Jak każdy gamoń, dodam od siebie. Wszyscy wiedzą, że Leszczyński nie ma pojęcia o muzyce, choć mnie to jest akurat obojętne, bo ja nie mam tego pojęcia jeszcze baradziej niż on. Leszczyński jednak uważa się za muzycznego eksperta. Dlaczego? Bo został wybrany. On czuje się w obowiązku zabierać głos w sprawach, o których nie ma pojęcia, bo ktoś dał mu gwarancję bezkarności. W odróżnieniu od Toyaha, który trzęsie się ze strachu po każdym tekście, bo nie wie jak zareagują czytelnicy, Leszczyński jest spokojny i pewny. Ma gwarancję. I nic go nie może zaskoczyć. Nic. My to co innego.


 

Może dla kogoś – jak dla mnie – zaskoczeniem było to, że on pisze – żebrując, miast żebrząc. Myślę, jednak że jeśli nawet to niewielkim. Nie o to chodzi. Leszczyński bowiem uważa, że ludzie dotknięci tak jak on, przez kogoś stamtąd to wybrańcy prawdziwi. Oczywiście, w pewien sposób tak, w taki mianowicie, jak te kościeje nadgniłe, co latają przed oczami widza, przez dwie godziny seansu pod tytułem „Noc żywych trupów”. Leszczyński jest bowiem po tamtej stronie. Po której? To proste. No, bo jeśli jest Pan Bóg, to musi być i ten drugi. I nie mam tu na myśli wcale Orlińskiego, choć wiem, że on chciałby, żeby akurat tak było. Nie mam nawet na myśli posła Palikota, choć mój znajomy twierdzi i upiera się przy tym, że poseł Palikot jest dobrym znajomym tego drugiego. Ja mam taki proszę Państwa sznyt, że mogę sobie o tym drugim pomyśleć wprost. Bez żadnych zwodów i czarowania. A co mi tam. I myślę.


 

W czasach kiedy mój dziadek, prosty robotnik i analfabeta, był młodzieńcem, na świecie zdarzały się różne cuda. A to trumna otoczona gromnicami chodziła po niebie, a to łuny niezwyczajne się nad horyzontem pokazywały. Na drogach zaś przechodnie i podóżni się pojawiali. Inni zgoła od dzisiejszych znanych nam osób, inni nawet od tego do czego człowiek ówczesny był przyzwyczajony. Oto na przykład, dziadkowi mojemu, a prawda to jest najszczersza, pewien dobrze ubrany jegomość, jadący powozem wręczył ni z tego ni z owego złotą papierośnicę. Ucieszył się mój dziadek jak nie wiem co i z papierośnicą do domu pobiegł. Położył ją na stole i poszedł spać. Rano zaś miast papierośnicy ujrzał coś innego. Co może kolorem nieco złoto przypominało i zajmowało mniej więcej tę samą co papierośnica powierzchnię blatu, ale otworzyć się tego nijak nie dało.


 

Dziś o papierośnicach nie ma już mowy. Choć może akurat taki Leszczyński dałby się na to złapać, dziś sprawy wygladają o wiele gorzej. To co po papierośnicy zostało można było w końcu jakoś ze stołu posprzątać. Dziś nie ma mowy o sprzątaniu. Wzór umowy cyrograficznej zmienił się bowiem bardzo i wprowadzono tam pewne klazule, których nie rozumieją nawet najwybitniejsze umysły, a co dopiero Leszczyński i ten na O. Z grubsza chodzi o to, że nie da się uciec i nie ma przebaczenia. Organizator imprezy nie przewidział bowiem amnestii. Jeśli ktoś jest w systemie będzie musiał w obronie swoich wyborów oddać życie. Nic taniej. O tym – myślę – przekonamy się już niedługo. Dlaczego? To proste – przypominam – po polsku piszę się dla Polaków, a ludzi nie da się wychowywać tekstem, bo nie do tego Pan Bóg powołał autorów. Leszczyński więc i ten na O będą musieli bronić swojej garstki bździn do ostatnich minut życia. I nie wiem doprawdy kiedy przyjdzie do nich świadomość, że oto oddają to co najcenniejsze za coś gorszego niż nic. Mam nadzieję, że szybko. Wiem bowiem, że ten drugi zadba o to, by zrozumieli swoją sytuację odpowiednio wcześnie i by odpowiednio wcześnie zaczęła się ich udręka. Myślę, że ona się już zaczęła. Inaczej przecież Leszczyński nie wpisałby swojego głupiego komentarza na blogu Toyaha.


 

Uskrzydlony sukcesem zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania książek. Póki jeszcze są.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura