Chamstwu proszę Państwa należy się przeciwstawiać wężykiem. Tak nauczał nas swego czasu Jan Kobuszewski. Kiedy więc już uczyniliśmy podstawowe założenie pozostaje ustalić średnicę i długość wężyka, a następnie udać się poń do najbliższego sklepu. Potem możemy już zwalczać chamstwo.
Chamstwo wciska się do naszych domostw coraz częściej i coraz dziwaczniej jest przebrane. Już to w jakieś garnitury, już to w giezłeczka białe podobne do komunijnych już to drelich robociarski i czapkę cyklistówkę. Chamstwo nic nie robi sobie z naszych protestów i nie reaguje na ironię, nawet najgrubszą. Wężyk wydaje się więc koniecznym sprzętem, który winien znaleźć się na wyposażeniu każdego domowego gospodarstwa.
Chamstwo ma kilka, jak nadmieniłem rodzajów i ja będąc pod wrażeniem tego odkrycia piszę o tych sprawach już trzeci dzień. Wczoraj pisałem o tym, że nie można mieszać porządków – który to już raz – nie można lansować filmu pokazującego grozę okupacji i grozę śmierci poprzez obyczajowe kawałki rodem z pornosa dla młodych Bawarczyków. To jest chamstwo. Nie żadna sztuka, nie żadne artystyczne poszukiwania, ale chamstwo, w dodatku obliczone na zysk. Chamstwo kokieteryjne i uwłaczające godności nie tylko tych pomordowanych, poduszonych w ciemnościach, ale także tych którzy próbują ten film oglądać.
Istoty tej manipulacji nie rozumieją tutaj ludzie, którzy aspirują do znawstwa. Takiego kulturalnego znawstwa. Ludzie ci mają swoich idoli wśród artystów i potrafią odróżnić jednego od drugiego. Czasem tylko mają kłopoty z poprawnym napisaniem nazwisk swoich guru. Miast Zembaty na przykład, piszą Zębaty, bo im się to nazwisko kojarzy z zębami. Ktoś powie, że trzeba im to wybaczyć. Otóż nie kochani. Nie można im tego wybaczać, bo uruchomimy lawinę nie do zatrzymania. Jeśli ktoś nie potrafi opowiedzieć prawdziwie i składnie o przedmiocie swojej fascynacji to jest po prostu dożywotnio zdyskwalifikowany jako cham agresywny i głupi w dodatku. Wężyk w tym przypadku jest nie tylko potrzebny, ale wręcz konieczny. Fascynacja, tak na marginesie, jest w ogóle jakąś plagą, jakimś Bożym dopustem. Zapytać jednego z drugim – co pan czyni w życiu? A ten od razu – ja się fascynuję pieśniami Leonarda Cohena w przekładzie Macieja Zębatego. - Może Zembatego? – my na to uprzejmie i grzecznie. No i się zaczyna. Naprawdę, bez wężyka ani rusz.
Istota chamstwa jest tajemnicza, ale nie aż tak bardzo byśmy jej tutaj nie mieli odsłonić i zaprezentować publiczności. Otóż cham uważa się za wybrańca, ale nie jest nim w istocie. Jest mianowańcem i skrzętnie to ukrywa. Różnica zaś pomiędzy wybraństwem a mianowaniem jest głęboka i subtelna. Wystarczy sekunda zastanowienia, żeby sobie to uzmysłowić. Każde więc zbliżenie się w dyskusji do tej kwestii wywołuje u chama agresję i ekspresję niespotykaną, jak u tancerzy nowoczesnego baletu prawie. Taki na przykład pantryjota zaczął wczoraj krzyczeć, że mnie wybatoży jak jego przodkowi swoich parobków. Nie dość, że proszę Państwa cham to jeszcze zafascynowany historią przodków, w sposób jaki tu sobie opisaliśmy wyżej. Parobka batożyć? Kto to słyszał? A kto robił będzie? Gotów ten parobek umrzeć potem jeszcze. Ów szczegół jest jednak znamienny, albowiem mówi nam gdzie i na jakich ziemiach gospodarowali przodkowie pana tryjoty. Otóż na Rusi świętej, gdzie jak wiadomo ludzi jest dużo i śmierciami pojedynczymi nikt się nie przejmuje. Prawda jak to mówią – jest jak oliwa i zawsze na wierzch wypływa. Przeważnie mimo szczerych chęci aby ją ukryć.
Nie będziemy się tu dziś zajmować wybraństwem choć pokusa jest wielka. Pogadajmy lepiej raz jeszcze o tym filmie Holland. Ponoć – jak wszystko ostatnio – nakręcony został na podstawie prawdziwych wydarzeń, na podstawie pamiętnika. Wydarzenia jak wiemy zawsze są prawdziwe, a pamiętniki – to się zdarza – powstają czasami dużo, dużo później niż wydaje się to ich wiernym czytelnikom. Ja oczywiście wierzę, że „Dziewczynka w zielonym sweterku” to książka prawdziwa i przejmująca, w przeciwieństwie do filmu Holland. Podobnie jak przejmująca i prawdziwa jest inna książka pod tytułem „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. Dzięki filmom Holland poznajemy coraz więcej tych „prawdziwych wydarzeń”. Zaczęło się od filmu „Europa, Europa” i nie wiadomo gdzie się skończy. Ja mam jednak wrażenie, że dla wszystkich byłoby najlepiej, żeby skończyło się już teraz. Pewność siebie i wiara we własne siły, bywa zawodna i to się okazuje niespodziewanie, niestety. Pokora zaś i bojaźń boża pozostają cnotami zawsze niezależnie od okoliczności.
Jutro zaś wywiad z Lejbem Fogelmanem. Ciekawe czego się dowiemy. Mam nadzieję, że samych dobrych i podnoszących nas na duchu rzeczy. Już jest nieźle, bo Lejb wygrywa każdy casting na twarz salonu24. I nie ma na niego mocnych. Każdy życzyłby sobie mieć w twarzy tyle ekspresji. Życzmy mu szczęścia i zdrowia. I posłuchajmy co ma do powiedzenia. To ważne.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się wieczór autorski blogera coryllusa, a on sam będzie obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Kultura