coryllus coryllus
2905
BLOG

Od Homera do Chandlera czyli wspólnota kulturowa Polaków

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 40

 Uważam, że najgorszym kataklizmem jaki dotyka ludzkość jest postępująca pretensjonalność starzejących się mężczyzn. Bierze się to wprost z tego, że wiek dojrzały pozbawiony został atrybutów, a męska populacja siły. Jedyne więc co pozostało to kokieteria wobec młodszych, wobec kobiet, wobec dzieci. To jest prawdziwy dramat i póki co nie widać sposobów na zmianę tego stanu. Tym co określa i towarzysko „robi” mężczyzn jest wtajemniczenie lub jeśli ktoś woli klub. Brytyjczycy mają ekskluzywne kluby, Indianie nad Amazonką także mieli takie kluby, w których nie działo się nic ponadto co znamy z opisów klubów brytyjskich. Siedzieli tam faceci i palili cygara. Tyle, że ci nad Amazonką byli nago i nie czytali gazet, a ci w Londynie odwrotnie, nie dość , że mieli na sobie jakieś łachy to jeszcze męczyli oczy drukiem w „The Times”.

W Polsce obserwować możemy rozpaczliwe próby zbudowania czegoś podobnego. Rozpaczliwie budują swoją tożsamość mężczyźni, którzy nie są w kolizji z prawem i uchodzą za kulturalnych. To ich w największym stopniu dotyka kryzys, o którym piszę. Cała reszta nie przeżywa takich rozterek bo oni mają swoje wtajemniczenia i swoje kluby. Ich jądrem i ideą jest przestępstwo, przekręt, złodziejstwo na wielką lub małą skalę. Tego rodzaju aktywności budują dziś mit dojrzałego mężczyzny w Polsce. Jeśli ktoś programowo nie chce się do tego zbliżać, ani nawet o tym słuchać istnieje duże prawdopodobieństwo, że nazwą go pedałem.

Wszyscy ci mężczyźni, którzy nie uczestniczą w wymienionych tu wtajemniczeniach, bywają również nazywani przez swoje żony pierdołami. Sytuacja ta wynika wprost ze patologii jaką jest nasze państwo, wynika także z fizycznej nieobecności wojska w naszym życiu. Wyobraźcie sobie sytuację, że przed wojną jakiś bandzior atakuje podporucznika kawalerii idącego do narzeczonej gdzieś w okolice Placu Szembeka w Warszawie. To są rzeczy niemożliwe do pomyślenia wtedy, ale dziś można o nich myśleć z całkowitą swobodą. I teraz uwaga: pisząc – obecność wojska – nie mam na myśli kolegów i dawnych podwładnych Wojciecha Jaruzelskiego. Mam na myśli to co zwykło się nazywać esprit de corps i pewną naturalną akceptację dla munduru w towarzystwie. Jeśli tego nie ma komuś może się wydawać, że nie ma również wojska. Ono jednak jest, tyle, że pełni zupełnie inne funkcje i nie uwodzi swoimi wtajemniczeniami w ten sposób co dawniej tylko w inny. W taki, który bliski jest sposobom opisanym przeze mnie w akapicie powyżej. Siła i jej emanacje schodzą do podziemia, w cień. To nie jest dobry objaw, to znaczy tyle, że wrogami tej siły stajemy się my wszyscy, bo przecież nie wróg zewnętrzny, który także ukrywa się w cieniu i porozumiewa się z siłami, przeznaczonymi w teorii do naszej obrony. Sytuacja zaczyna więc przypominać tę sprzed istnienia armii narodowych. Żołnierz, obojętnie jaki żołnierz – swój czy obcy jest wrogiem cywila, a jeśli już nie jest to okaże się nim za chwilę. Tego w Polszcze nie bywało od dawien dawna i to jest patologia bardzo poważna. Nie wiem czy w ogóle do naprawienia.

Zostawmy jednak armię i wróćmy do tych nieszczęsnych, starzejących się mężczyzn, którzy nie mogą odnaleźć swojej misji i przeznaczenia, co skutkuje tym, że albo zaharowują się na śmierć albo porzucają rodziny i dają się robić w bambuko jakimś chytrym i łapczywym gówniarom, albo zwyczajnie wariują. Stany te mają bardzo ładne emanacje i one są łatwe do zauważenia i jeszcze łatwiejsze do opisania. Ja czasem przechodzę obok witryny księgarni w naszym mieście, nie zachodzę jednak do środka, bo pokłóciłem się z właścicielką. Na tej witrynie od wielu miesięcy już leży książka Artura Andrusa, na którą składają się teksty z jego bloga. Tytuł tej książki jest wprost fantastyczny. Brzmi on: „Blog osławiony między niewiastami”. To jest obliczone na tak zwane uwodzicielstwo, ale jak wiemy wszyscy – ja też zaliczam się już do starzejących się mężczyzn – nigdy taka figura swojej funkcji nie spełnia. A jak się raz zdarzy, że ją spełni, to człowiek zawsze potem żałuje, że w ogóle zaczął. Pana Artura Andrusa to jednak nie martwi, on swoim tytułem mówi wprost – jeszcze mogę, ha! Jeszcze mogę! To jest uważam fantastyczna wiadomość i cieszymy się tym razem z panem Arturem, nie wiem tylko czy spełnia ów komunikat swoją funkcję sprzedażową. Przypuszczam, że nie, bo tak książka cały czas tam leży. Jest to jednak próba nawiązania do tradycji wtajemniczeń i męskich klubów. Tylko co to jest przepraszam za wtajemniczenie i co to za klub, skoro dookoła jest mnóstwo młodszych i sprawniejszych facetów, którzy do tego nie potrzebują ani bloga, ani książek, ani w ogóle niczego. Niektórym wystarczy, że zdejmą beret, jak śpiewał przed laty atrakcyjny Kazimierz. O wiele skuteczniejszą na pozór i bardziej wyrafinowaną metodą ratunku jest tak zwana kultura. Ja widziałem już całe zastępy mężczyzn, którzy próbowali ratować się w ten sposób. Osobliwie dużo jest ich w mediach. Pamiętam jak przy okazji tworzenia kolejnego, niepotrzebnego nikomu tygodnika dla elit i ludzi kulturalnych, jego redaktor naczelny powiedział zespołowi na planowaniu, że na końcu każdego numeru drukować będą fragmenty prozy Tyrmanda. Mój kolega skwitował to zdaniem: równie dobrze mogliby drukować tam Homera, efekt byłby ten sam, a może lepszy.

Tak to bowiem właśnie jest, że te tak zwane tradycje kulturalne i ciągłość i wspólnotę podtrzymywać winno państwo. Kluby zaś winny być emanacją jego siły. Jeśli nie ma tej siły, wszelkie próby organizowania się wokół męskości i dojrzałości są skazane na klęskę i zostaną wyszydzone. Inaczej być nie może.

Ja oczywiście postaram się tego wszystkiego uniknąć i będę zachowywał się tak jak do tej pory, bo widzę w tym jedyny ratunek. Inaczej się nie da. Kompromisy to śmierć. A wcześniej bardzo brzydka degeneracja.

Teraz zrobię to za co mnie tu najbardziej nienawidzą. Przeczytałem relację elig o wieczorze autorskim Bronisława Wildsteina w Traffic Club. Próbowałem ją obejrzeć, ale odpadłem. Nie dało się. Uważam bowiem, że to wszystko to jeszcze jedna, fatalnie zakończona próba ratowania etosu dojrzałego, spełnionego i silnego mężczyzny. W istocie jest to klęska i żadne czary tego nie odwrócą. Jest to klęska i triumf wtajemniczeń ponurych i zakulisowych, którym ani Wildstein ani promujący go przyjaciele nic nie mogą zrobić. Mogą przed nimi jedynie uciec. Niech wam się bowiem nie zdaje, że tu chodzi jedynie o książki, o sprzedaż i o budżety. Sprawa jest poważniejsza. Tu chodzi i życie i jego jakość. Chodzi też o dobrą śmierć. Jest w malarstwie monumentalnym wczesnego średniowiecza takie przedstawienie – dobra śmierć. Ukazuje ono spełnionego, pojednanego z Bogiem człowieka, który odchodzi i jest świadom swojego zwycięstwa i drogi, która jest przed nim. To ważne wyobrażenie i ważny przekaz. My zaś jesteśmy go całkowicie i ostatecznie pozbawieni. Dlatego właśnie trzeba o to walczyć, uporczywie i mocno, nie dając się różnym gówniarzom i oszustom.

Na aktywność zaś autorską Bronisława Wildsteina patrzę ze smutkiem, bo wiem, że z tym rodzajem słabości markującej siłę i jakość nie ma co w ogóle marzyć o sukcesie. Można jedynie sukces udawać, zamarkować go i uśmiechać się głupio. Niezbyt długo jednak, bo cierpliwość czytelników jest bardzo ograniczona. A nowa książka Wildsteina nie ma nic wspólnego z Chandlerem, jak to sugerował jeden z dyskutantów. A nawet gdyby miała, to co? Cóż to jest za korespondencja sztuk? I cóż to jest za sznyt? Czym my się podpieramy?

 

Ponieważ tak się składa, że coraz więcej księgarni zamawia u mnie książki ogłoszę najpierw komunikat, a potem podam listę sklepów, gdzie są one dostępne.

Od dziś już, a na pewno od jutra „Baśń jak niedźwiedź” kupić będzie można w Księgarni Wojskowej im gen Grota Roweckiego w Łodzi przy ulicy Tuwima 34. 1 października zaś w tym miejscu, co zwykle czyli gdzieś na piętrze w budynku obok przy tejże ulicy Tuwima odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o godzinie 18.00. W mieście będą wywieszone plakaty z dokładnymi informacjami. Zapraszam.

Książki są do kupienia także w księgarniach:

Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie

Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie

W Sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie

U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25

W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim

W księgarni Biały Kruk w Kartuzach

W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.

W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl 

 

Teraz myśl, którą podsunął mi jeden z komentatorów: jeśli Państwo chcecie, by Baśń jak niedźwiedź była dostępna w księgarniach w waszym mieście. Po prostu uporczywie o nią pytajcie, dopóki księgarnie jej nie zamówią. To dobry sposób. W czasie spotkania w klubie Ronina kolega Kamiuszek przypomniał Ghnadiego i jego hasło: Idziemy po sól. Książki co prawda to nie sól, nie są artykułem pierwszej potrzeby, czasem jednak mogą się do czegoś przydać. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do Łodzi na 1 października. 8 z kolei października odbędzie się mój wieczór autorski w klubie Ronina, poprowadzi go Grzegorz Braun. Myślę, że będzie niezły show. 12 października zaś kolejny wieczór autorski w Błoniu, jeszcze nie znam lokalizacji, ale pewnie w którejś ze szkół, albo tradycyjnie w remizie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Kultura