W naszej kulturze, mimo dramatycznych zmian, jakie w niej nastąpiły, przetrwał pewien przesąd - ślub trzeba brać z miłości. Wydaje mi się to nieco dziwacznym i staroświeckim poglądem. Skoro wszystko się dzisiaj przelicza na pieniądze, dlaczego miałoby być akurat inaczej w przypadku miłości? Dlaczego nie opisać miłości w kategoriach tego, co możemy dzięki niej mieć, uzyskać, itp.?
Spokojnie,nihil novi, w sposób niezwykle precyzyjny zabrał się do tego dzieła już sam Arystoteles, który w księdze IX niezrównanej Etyki Nikomachejskiej (od syna, Nikomacha) zanalizował relację miłości (miłość jest zdaniem Arystotelesa pewnym rodzajem przyjaźni) i doszedł do wniosku, że duża część ludzi kocha innych ze względu na to, co może od nich dostać. Myślę, że gdyby popytać dokładniej, okazałoby się, że owa miłość, dla której tylu z nas chce wiązać się z innymi, jest i owszem miłością, ale... własną.
Chciałbym się mylić, ale biorąc pod uwagę codzienne obserwacje oraz statystyki (np. rozwodów), ludzie wiążąc się z drugimi nie robią tego bezinteresownie. Najczęściej warunkiem jest tu posiadanie urody, zamożność, dobrej klasy samochód. Czy nie można w tym przypadku mówić o obiektywnej miłości? Ależ można, tyle że kochane są tu owe rzeczy, które kochający pragnie uzyskać (użyteczność, przyjemność) i potrzebuje drugiego o tyle, o ile jest on źródłem tych rzeczy.
Każdy z nas chciałby być kochany ze względu na nas samych, czy jednak warci jesteśmy miłości? Czy można nas pokochać, gdy my kochamy tylko siebie samych? Czy chcemy tylko brać i od drugiego oczekujemy jedynie wsparcia, czy też zależy nam na wzajemnym dobru i chcemy być lepszymi, tak by związek okazał się udany? O ile niegdyś naszej kulturze groził totalitaryzm komunistyczny, którego pozytywnym niezamierzonym skutkiem był wzrost solidarności społecznej, o tyle dziś największym zagrożeniem jest wygodnictwo.
Mimo wszystko warto marzyć i dobrze wybrać. Nie bójmy się marzeń, one się spełniają. Tylko miejmy odwagę mieć szlachetne marzenia, miejmy odwagę poddawać się dobroczynnemu wpływowi drugiej osoby, nie zasklepiajmy się w skorupie własnych wad i potraktujmy związek jak przygodę, jak drogę prowadzącą na spotkanie z Ojcem. I jeszcze jedno - nie skupiajmy się zbytnio na uczuciach, one są w najlepszym razie niestałe - miłość to decyzja, decyzja bycia z drugim i dla drugiego.
Marek Przychodzeń
Całość tekstu została opublikowana w Gazecie Świeckiej
Marek Przychodzen
Utwórz swoją wizytówkę
Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka