Majowa pogoda, wiedeńskie kamienice i konserwatywna filozofia polityczna. Czy można oczekiwać czegoś lepszego od życia? Od czwartku do niedzieli austriacka stolica gościła znanych polityków i intelektualistów (Legutko, Horowitz, Pera, Aznar, Minnogue, Brague), przyznających się do chrześcijańskich korzeni, chętnych bronić europejskiej tożsamości, jako zasadniczo ufundowanej na chrześcijańskiej wierze i cnotach. Debata toczyła się w cieniu greckiego kryzysu ekonomicznego i niepewnej politycznej sytuacji Wielkiej Brytani, która właśnie w tym czasie przechodził fazę wyborów parlamentarnych.
Dyskutowane były kwestie związane z delikatną relacją pomiędzy muzułmanami a Europejczykami. Używam specjalnie tego rozróżnienia, które sugeruje pewną etniczno-religijną tożsamość, raczej niż czysto polityczną identyfikację, ponieważ istnieje różnica w pojmowaniu swojego miejsca w Europie pomiędzy zwolennikami islamu (tłum. poddaństwo Bogu) a resztą.
Ogólnie rzecz biorąc w Wiedniu problematyzowano tezę, że najlepszą polityką wobec muzułmanów jest wspierać umiarkowanych, a osłabiać radykalnych. Założenie to może okazać się nie do utrzymania, biorąc pod uwagę, że wielu znawców Koranu i historii życia "proroka" uważa, iż brak separacji religii od państwa, irracjonalne prawo religijne, obowiązek świętej wojny i ogólnie praktyka dzielenia terytorium, na którym mieszkają muzułamanie, na terytorium zajęte i do zajęcia, z istoty uniemożliwia przeprowadzenie takiego podziału.
To nie jest na razie polski problem, niemniej jednak wyraźnie uwidacznia, że zblazowane, relatywistyczne zachodnie wspólnoty polityczne mają trudności z odrzuceniem kulturowej kolonizacji ze strony wojowniczej wschodniej religii. Szczególnie interesujące były przykłady politycznej współpracy świeckiej lewicy ze wspólnotami muzułmanskimi. Lewicowa konsekwencja uwidacznia się szczególnie wtedy, gdy pojawia się okazja do przejęcia władzy, nawet przy konieczności współpracy z wrogami wolności i cywilizacji.
Miałem też możliwość przysłuchiwać się przemówieniu Declena Ganleya (tego od Libertasu), którego do tej pory znałem jedynie z przekazów medialnych. Jest to prężny przedsiębiorca, przyznający się do wiary katolickiej, którego pragmatyczne podejście do życia wyrażało się w jasnym przekazie i ostrym potępieniu niejasnych, oligarchicznych praktyk legislacyjnych Unii Europejskiej.
Człowiek ten wyznaje federalistyczną wizję Unii Europejskiej jako Stanów Zjednoczonych Europy, rozumianych jednak jako federacja na rzecz bezpieczeństwia i wymiany gospodarczej, a nie quasi-państwo, oddalone od swych obywateli, odgrodzone szkalnymi ścianami budynku w Strasbourgu i przeprowadzające podejrzane ideologiczne eksperymenty. Być może Ganley nie posiada szczególnych przymiotów intelektualnych, niemniej jednak nie jest postacią tak egzotyczną, jak przedstawiany jest w Polsce.
Z Polskiego punktu widzenia warto odnotować szacunek, jaki dla naszej i słowackiej gospodarki mają nasi zachodni sąsiedzi. Odnotowuję to z dumą, ze względu na kompleks niższości, jakiemu permanentnie ulegamy. Plus, nie dotarła jeszcze do nas w całej pełni zachodnia poprawność polityczna.
Marek Przychodzeń
Marek Przychodzen
Utwórz swoją wizytówkę
Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka