Wczorajsze doniesienia medialne zdominowała informacja o ogólnopolskim strajku kobiet - gwoli ścisłości - jest bardzo wiele pań, które nie utożsamiają się z tymi maszerującymi w czarnych strojach po ulicach. Mimo iż udział w manifestacji potencjalnie przypisuje się wszystkim kobietom, nie był to protest stricte kobiet, a protest zwolenników aborcji, na który tłumnie wybrali się przedstawiciele obojga płci.
Chociaż cześć uczestników marszu odżegnuje się od prawa do aborcji na życzenie, a jedynie o zachowanie obecnego kompromisu, to jednak trudno zrozumieć jak można iść w tej samej grupie, co choćby Partia Razem (komuna w czystej postaci), dziwadła w irokezach, tęczowych włosach z kolczykami w nosie, pokazujący obecnemu rządowi środkowy palec u ręki.
Niestety społeczeństwo w sprawie aborcji, w dziwny sposób, spolaryzowało się: po jednej stronie znaleźli się ubrani na czarno zwolennicy aborcji na życzenie, aborcji tylko w konkretnych przypadkach, antykoncepcji, in vitro, gender, przedstawiciele LGBT, Komitetu Obrony Demokracji, Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej itp.
Po drugiej stronie: stowarzyszenia pro life, PiS, Kukiz ’15 oraz inne mniejsze partie i organizacje prawicowe. I w gruncie rzeczy są to bardzo zróżnicowane środowiska. Właściwie w tym sporze za bardzo nie ma miejsca dla ludzi centrum. Bo któż, kto popiera obecny kompromis, chciałby maszerować przy wulgarnych i prostackich transparentach jak: „500 zł nie dla zygoty”, „moja wagina, nie twoja broszka”, „moja macica, moja sprawa”, i wielu wielu innych chamskich, antykościelnych hasłach, albo obrazkach przedstawiających kajdanki i łańcuch więzienny w formie biustu i jajników – które de facto uprzedmiatawiają ciało kobiety i poniżają jej godność.
Wspólnym mianownikiem, łączącym uczestników „czarnego protestu” jest odwoływanie się do wartości demokracji. Skoro większość wybrała sobie taki, a nie inny rząd oraz popiera ochronę życia od poczęcia, to kto jak kto, ale zwolennicy demokracji powinni taki wybór społeczeństwa zaakceptować i uszanować. Na tym właśnie to polega, że większość podejmuje decyzję korzystną dla siebie, a mniejszość musi się dostosować. I niech nie wciskają ludziom, że rząd będzie zmuszał kobiety to rodzenia dzieci. Żyjemy w Unii Eurupejskiej, jesteśmy w strefie Schengen, ludzie swobodnie podróżuję za granice bez paszportów, bez pozwoleń i kontroli granicznych. Więc we współczesnej Europie nie można żadnej kobiety zmusić do urodzenia dziecka, a co najwyżej uniemożliwić jej przeprowadzenie zabiegu w Polsce.
Maja Ostaszewska, we wczorajszych „Faktach po faktach”, powiedziała, że ciąża 12 letniej dziewczynki (notabene Cyganki), która w ostatnich dniach była głośnym tematem medialnym, „powinna być usunięta”, a dziewczynkę powinno otoczyć się opieką psychologów i lekarzy. A co jeśli ta dziewczyna chciała urodzić dziecko? A jak już ktoś miał podejmować decyzję o przerwaniu ciąży, to mogli to zrobić jej rodzice, a nie rząd, państwo, uczestniczy „czarnego protestu” lub pani Ostaszewska.
No więc jak tak naprawdę jest z tą wolnością kobiet i prawem do własnego, niezależnego wyboru?
Inne tematy w dziale Polityka