Święto Niepodległości
Padła niedawno propozycja, aby 1 sierpnia uczynić świętem narodowym.
Głównym powodem sprzeciwów jest zdanie, że nie wypada klęski czynić przedmiotem świętowania, bo to – krótko mówiąc – zły przykład dla młodzieży i wstyd przed całym światem.
Obciach, żenada, katastrofa.
To jednak krótkowzroczna i stereotypowa ocena Powstania, a co gorsza banalizujące podejście do narodowej pamięci.
Ograniczanie pamięci narodu do chwil triumfu wypacza obraz historii.
Historia nie jest meczem. Nie jest też miejscem zawodów w kategorii „kto komu zrobił większe bęcki”.
Należy upamiętniać ważne zwroty w historii, także takie, które były trudne i opłacone ofiarami.
Bloger Paolo wyraził swój sprzeciw obrazem: Powstanie to Wielki Piątek, a nie Wielkanoc, a w Wielki Piątek nawet nie odprawia się mszy, bo jest to dzień żałoby, nie święto.
Jednak teologicznie myśl jest nietrafna. Owszem – inna jest liturgia wielkopiątkowa, ale brak mszy nie oznacza, że nie ma żadnej liturgii i że Wielki Piątek jest mniej ważny w Kościele. Przeciwnie, i to nie tylko dlatego, że jest nieodzownym krokiem w całym ciągu zdarzeń zwanym Historią Zbawienia, ale – powiem twardo – dlatego że to Męka i śmierć piątkowa były ceną Odkupienia, i że to Odkupienie było celem Inkarnacji, nie Zmartwychwstanie. Bez pokazania okropności Pasji i Ukrzyżowania nie dałoby się uwidocznić ciężaru Grzechu Pierworodnego, a cud Zmartwychwstania byłby podejrzany o łatwość. Ale by unaocznić wysokość ceny Odkupienia, należało pokazać, jak jeden z ludzi spłaca ją własną krwią, bólem, cierpieniem, zgonem. Ponieważ człowiek już kiedyś zawiódł, teraz musiał się nim stać Ktoś inny. On zdołał znieść tę hańbę umęczenia, bez której bezzasadna byłaby radość Zmartwychwstania.
Historia Zbawienia nie powiada, że należy ponieść jakieś straszne ofiary, a wtedy nastąpi nagroda. Nie, znak tam zawarty mówi co innego: są wartości, które bardzo dużo kosztują.
Są wartości, które można uzyskać lub utrzymać tylko płacąc bardzo wysoką cenę.
I odwrotnie: jeśli chcesz pokazać innym, co jest dla ciebie najwięcej warte, płacisz za to najwyższą cenę.
Hierarchia wartości w życiu społecznym nie może być tylko mówiona, musi być przeżyta i widoczna w zachowaniach. I gdy się kończą polemiki, aksjologiczny skarbiec musi być obroniony w naszych zachowaniach, które nas coś kosztują. To jest ta ostateczna cena.
Istotą dziedzictwa narodu, jego aksjologicznego skarbca, są probierze wartości: nie tylko przykłady odniesionych zwycięstw, ale także trudne decyzje, podejmowane w sytuacjach, z których nie było dobrego wyjścia.
Nawet błędy, choć umieszczanie w tym kontekście Powstania Warszawskiego jest ahistoryczne. O ile można jeszcze zrozumieć starsze pokolenie krytyków jak Trznadel, ludzi krzyczących z bólu i wygrażających Bogu po stracie swoich rówieśników, to młodzi dzisiaj się wymądrzający mają mentalność smarkaczy, co gardzą swoimi ojcami.
Dlaczego ocena Powstania jako klęski jest nietrafna? Gdyż sprowadza je do drugorzędnego wymiaru warunków militarnych i następstw, znanych dopiero po fakcie.
Tymczasem znaczenie wydarzenia historycznego nie wyraża się w liczbach, ale w wartościach, jakie wchodziły wtedy w grę. Tą wartością w przypadku Powstania Warszawskiego była niepodległość.
Czyn powstańczy był probierzem: pokazaniem sobie oraz światu, że nie zostaliśmy upodleni, że niepodległość jest dla nas ciągle tak samo ważna jak jedzenie a nawet – tyle warta co życie.
Było to jak wynurzenie się nurka, który czuje, że za chwilę się udusi i musi dobyć powietrza.
Kiedy czytamy wiadomości od uczestników o ich ówczesnej euforii, o zapale z jakim przystąpiono nie tylko do walk, ale do życia codziennego w wolności, do drukowania gazetek w "wyzwolonych kawałkach Polski" – wtedy staje się jasne, że Wielkiemu Wydarzeniu 1 sierpnia 1944 należy się ranga narodowego święta – Święta Niepodległości.
Nasi Ojcowie wtedy pokazali sobie i nam, co była ona dla nich warta.
„Zobaczcie, ile kosztowała. Ile chcieliśmy za nią zapłacić.”
Jeśli ktoś dzisiaj tego nie docenia, to nie rozumie czym jest niepodległość, więc pewnie też nie jest jej wart.
W wierszu Zbigniewa Herberta Apollo i Marsjasz dwie przeciwstawne estetyki dokonują spektakularnej bitwy z wiadomym rezultatem:
mocno przywiązany do drzewa
dokładnie odarty ze skóry
Marsjasz
krzyczy
Apollińska sztuka uznana zostaje przez sędziów konkursu za wyższą od nie dość wysublimowanej sztuki egzystencjalnej. Jednak triumfator odchodząc zniesmaczony nieziemskim wrzaskiem obdartego ze skóry konkurenta
widzi
że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz
jest siwe
Empatia między przyrodą a poetą stale poezję zasilała obrazową i filozoficzną alegorezą "księgi natury". A nawet wręcz odwrotnie - była miarą siły kunsztu poetyckiego. Kiedy lasy tańczyły, gdy Orfeusz śpiewał, świadczyły najdobitniej o wielkości jego sztuki. Może i miał nadprzyrodzoną siłę egzystencjalny "wiersz" Marsjasza, napisany drganiami jego zdartej skóry, a brzmiący jedynie głoską A – skoro przeniosły się na drzewo i wstrząsnęły nim tak że osiwiało.
Opowiadali nam ci co przeżyli Powstanie w Warszawie, że dymy pożarów oraz pył z obracanych w perzynę murów tworzyły biały kurz, który osadzał się na wszystkim, i na drzewach. Stawały się od tego siwe.
Nie była to empatia na miarę antycznego mitu o drzewie siwiejącym z bólu, jaki cierpiał męczony przy nim Marsjasz. Ale był to dowód współprzeżywania i swoisty utwór wiele wyrażający.
Andrzej Dąbrówka
1 sierpnia 2009, POLIS
29 lipca 2010, Salon24
Inne tematy w dziale Kultura