Dzisiejszy łódzki dodatek GW publikuje r
ozmowę z panią Małgorzatą Espinosa-Jońską. Dla osób spoza Łodzi małe wyjaśnienie. Pani Małgorzata jest żoną Dariusza Jońskiego, przewodniczącego Rady Wojewódzkiej SLD w Łodzi i aktualnie wicekomisarza miasta i głównego pomysłodawcy referendum z 17 stycznia.
Celowo użyłem przed chwilą słowa wicekomisarz, bo w ramach małej dygresji chciałbym pozwolić sobie na pewną obserwację. Kiedy w 2005 Lech Kaczyński po wygraniu wyborów prezydenckich zrezygnował z urzędu prezydenta Warszawy, przez prawie rok, który upłynął do zaprzysiężenia pani Gronkiewicz-Waltz, wyznaczonym komisarycznie pełniącym obowiązki panom Kochalskiemu i Marcinkiewiczowi zawsze wypominano, że są tylko „p.o.”. W tej chwili w stosunku do znajdujących się dokładnie w takiej samej sytuacji władców Łodzi media regularnie używają określenia „prezydent”, czy „wiceprezydent miasta”. Tak jest też z panem Jońskim.
I skoro zabrnąłem w dygresje, to jeszcze jedna. Lech Kaczyński zrezygnował ze stanowiska 22 grudnia 2005, na 10-11 miesięcy przed wyborami. Pamiętam ten medialny hałas, w którym żądano natychmiastowego ogłoszenia nowych wyborów. Tym razem, choć czas do wyborów jest zaledwie o miesiąc krótszy (Jerzy Kropiwnicki został formalnie odwołany 22.01.2010) powołanie komisarza przyjęto jako rzecz naturalną. Ale o tym, co dzieje się w Łodzi mam zamiar napisać kiedy indziej, a dzieje się sporo ciekawego.
Wróćmy jednak do pani M.E.-J., jak jeszcze wczoraj tytułowała ją prasa. Sam zarzut robi faktycznie wrażenie mocno naciąganego (poświadczenie nieprawdy i przyjęcie czterech koszy wędlin wartości 600 zł), zresztą „bohaterka” jest jedną z bodajże pięćdziesięciu osób, którym postawiono zarzuty. Nie samym zarzutom chciałbym jednak poświęcić kilka zdań. Chciałbym skoncentrować się na jednej wypowiedzi z wywiadu. Brzmi ona:
pytanie: Funkcjonariusze CBA weszli rano do Pani mieszkania...
Małgorzata Espinosa-Jońska: Tak. O godzinie 6.30. Zrobili przeszukanie, nic nie znaleźli. Powiedzieli, że zabierają mnie na przesłuchanie do prokuratury. Nie mogłam zamknąć się sama w łazience, umyć. Była przy mnie cały czas funkcjonariuszka
No i teraz kilka pytań, które narzucają się same:
1. Czy jest prawdą, że CBA zostało odzyskane z rąk siepaczy i teraz jego interwencje miały odbywać się w innej atmosferze (p. sprawa przeszukania u pana Rosoła)
2. Kiedyś pewien autorytet moralny wyrażał obawę, że „zapukają o 6 rano i nie będzie to mleczarz”. Czyżby nowe CBA przesunęło tę godzinę strachu z 6.00 na 6.30, czy może 6.30 to jest godzina akceptowalna przez autorytet?
3. Chciałbym uzyskać też jednoznaczną interpretację, kiedy zachowanie funkcjonariuszy jest właściwe? Czy wtedy kiedy pozwalają osobie aresztowanej na pewną swobodę (przecież to jest właściwie główny zarzut w sprawie pani Blidy), czy kiedy dokładnie jej pilnują, na co skarży się pani Jońska? Bo obu zarzutów równocześnie nie da się utrzymać.
4. Kiedy usłyszymy o protestach przeciwko takiemu funkcjonowaniu tej służby, oczywiście ze strony osób komentujących zachowania jej funkcjonariuszy jeszcze parę miesięcy temu?
I na koniec pytanie już mniej retoryczne.
5. Czy opisana akcja, we w sumie mało poważnej sprawie, nie jest aby odpryskiem „walki buldogów pod dywanem” przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi?
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie:
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
(J.Tuwim)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka