Na moim zegarku zbliża się 21:30. Mieszkam obecnie w innej strefie czasowej, więc miałem godzinę czasu do końca świata więcej. Chociaż – sam nie wiedziałem, czy inna strefa czasowa rzeczywiście daje mi tego czasu trochę więcej, czy nie. Może więc dlatego zapewnienia, że o tej godzinie i tego dnia, w innych strefach czasowych nic się nie stało, traktowałem z pewnym dystansem?
Rzekoma „godzina zero”, minęła w końcu i u mnie – w okolicach Belfastu. Prócz normalnego tutaj deszczu, nic dziwnego się nie zdarzyło. Żadnej oznaki końca świata. Ani trzęsienia ziemi, ani tajfunów i huraganów. Żadnych trąb anielskich, ani tym bardziej wielkich wojen. Tak samo zresztą było w roku 2000, 1997 i 1993 – jak widzę i z tego co wiem, przeżyłem już co najmniej 4 końce świata. Może dlatego, że nie wierzyłem w żaden z nich? Nie ważne, żyje. Świat trwa dalej. Za rok kolejna próba. A potem - kto wie?
Faktem jest, że koniec świata zawsze łączony był z religiami. Zawsze doszukiwano się go na podstawie tajemnych przekazów, wyliczeń z świętych pism, czy przepowiedni. Zawsze, Dzień Ostateczny, był obiektem religijnej kary/rozliczenia.
I może dlatego właśnie wielu ludzi tak bardzo się go boi. Bo, w teorii, ma być to wielka i masowa tragedia, zwiastująca koniec wszystkiego i rozliczenie z naszego dotychczasowego życia. Podsumowanie i ocenę tego, co kiedykolwiek zrobiliśmy. Jacy byliśmy dla innych, jak wykorzystaliśmy to, co mieliśmy.
Ja, w koniec świata nie wierzę. A przynajmniej nie ten, który zapowiadają rożne religie i ich prorocy. Dla mnie, nie będzie zstąpienia nieba, wielkich znaków na lądzie i niebie. Nie będzie także wielkiego sądu, ani żadnej z tych rzeczy, które mają napawać nas strachem i przypominać o tym, że mamy uważać na swoje postępowanie. Koniec świata, w moim mniemaniu, będzie zwykły – będzie to moja śmierć. A rozliczeniem sposób, w jaki odejdę – tyle. Bez zbędnej filozofii i wyobraźni.
No ale teraz, to trzeba sobie radzić. Odbudować, po raz kolejny, cywilizację z gruzów apokalipsy i starać się jakoś żyć. Bez względu na kult, lub jego brak.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura