Nie od dziś mówi się, że Polska jest „zielona wyspą” na mapie Europy. Zieloną, bo jak niektórzy lubią żartować, nam nawet kryzys nie wyszedł. Temat podchwyciła rzecz jasna ekipa rządząca i przypisała go sobie w poczet swoich sukcesów. Szkoda tylko, że gospodarka przyjmuje decyzje rządzących z trochę większym opóźnieniem, aniżeli wynikało to z daty ostatnich wyborów. Analitycy wciąż mówią, że jeszcze odczuwamy liberalne decyzje z czasów SLD. No ale mniejsza o to, od spierania się w tej materii jest cała rzesza specjalistów różnej jakości.
Bydgoszcz – ósme miasto pod względem wielkości w Polsce. Dawny bastion lewicy, zdobyty po raz wtóry przez przedstawiciela innej opcji, jak SLD. Po „niezależnym” Dombrowiczu, mamy okres Bruskiego z PO. Od wyborów co prawda nie minął nawet rok, ale ani bałaganu po wcześniejszej władzy nie posprzątano, ani konkretnie za rządzenie się na nowo nie zabrano. Owszem, dokonano kilka zmian na stołkach – m.in. w ZDMiKP, o co samo monitowałem w pismach do ratusza. Ale na tym koniec. No jeszcze sprzedano udziały w Zawiszy Bydgoszcz prywatnemu inwestorowi. W dalsze „zasługi” dla rozwoju i dobrobytu miasta, nie będę się zagłębiał, bo to co dla jednym może być sukcesem, dla innych już nim w zupełności nie jest. Wystarczy tu podać przykład wydarzeń związanych z prezydencją w UE, kiedy to na spotkanie o organizacjach pozarządowych, wybrano tylko kilka „szczególnie zasłużonych” do udziału w spotkaniu. Tak szczególnie, że nikt więcej nawet o tym nie wiedział. Rzecz jasna do czasu.
I tak jest lepiej, w moim odczuciu przynajmniej, w porównaniu do poprzedniego Prezydenta, który nawet się nie ukrywał, kogo w mieście faworyzuje. Wtedy od razu było wiadomo, kto jest dobry, a kto zły – teraz są przynajmniej zachowywane pozory i dostaje się po głowie różnym ludziom. A w związku z rozpoczęciem planowania budżetu miasta na przyszły rok, znowu się dostanie kolejnym – tym razem chyba największej liczbie osób. Największej bo wszystkim korzystającym z komunikacji miejskiej. Póki co, tylko prawdopodobnie. Bo informacja o planowanej podwyżce cen biletów, stanowi aktualnie jedynie przeciek medialny i możliwą drogę zdobycia kolejnych środków do budżetu. A środki są potrzebne – rozdmuchane i niejasne finanse poprzednich dwóch kadencji postawiły w problemowej sytuacji obecną władzę. Bydgoszcz jest bardzo blisko 60% progu zadłużenia, po przekroczeniu którego miastu grozi zarząd komisaryczny. A gdzie tu jeszcze planować kolejne inwestycje? Nie ma co, trzeba zaciskać pasa. I taka sytuacja panuje nie tylko w Bydgoszczy. Władza więc skupia się na szukaniu źródeł funduszy na kolejne lata, tak aby móc inwestować dalej. Planuje się skąd można wyciągnąć środki własne tak, aby móc korzystać z funduszy unijnych.
No i prawdopodobnie fundusze te znaleziono. W kieszeni korzystających z najdroższej bodajże w Polsce, komunikacji miejskiej. Dodam tylko, że mającej problemy nie tylko z taborem, ale i z bezpieczeństwem, zasięgiem i częstotliwością kursów. Komunikacją, z najmniejszą w skali kraju liczbą taryf i ulg. Nie przeszkadza to jednak w tym, aby bilet normalny kosztował 2,60zł, a ulgowy 1,30zł. Rzecz jasna, niektórzy na tym bilecie mogą przejechać pół miasta, korzystając z oferty biletu łączonego autobus+tramwaj. Istnieje także bilet godzinny i dobowy. Szkoda tylko, że system A+T jest systemem mocno wadliwym, a dwa bilety wspomniane dalej, możliwe do nabycia tylko w kilku punktach całego miasta (w kasach ZDMiKP). Również i wcześniejsze szukanie oszczędności uderzyło w komunikację. Ograniczono wiele kursów, zlikwidowano kilak linii. Niektórym dodano kolejny wariant tak, że jedna linia potrafi dojeżdżać od punktu A, do B, przez C albo D. Albo nawet, w tych samych wariantach, z punktu A do E. Sprawę rozwiązać miały literki wyświetlane na tablicach autobusów – jednak życie już weryfikuje, ze nie jest to do końca idealne rozwiązanie. Szczególnie, gdy ktoś w biegu przesiada się z autobusu do autobusu. Dziur w bydgoskiej komunikacji, można szukać jeszcze więcej. Natomiast ciężko o odnalezienie jakichkolwiek racjonalnych i skutecznych sposobów na rozwiązanie tych bolączek. Nie pomogło ani otwarcie rynku przewozów, ani reforma schematu sieci komunikacyjnej. Bydgoszcz ma jeden z najwyższych w kraju wskaźników wzrostu liczby samochodów osobowych na osobę. Oznacza to więc, że z komunikacji korzysta coraz mniej osób. I nie ma się co dziwić – szczególnie wtedy, gdy po raz kolejny planuje się podwyżkę cen biletów, zamiast szukać oszczędności gdzie indziej. Chociażby w wydatkach własnych administracji publicznej, czy też organizacji imprez, które nie dość, że potrafią być byle jakie, to i nic nie dają miastu. Bo musi do nich praktycznie dopłacać.
Pan Bruski wraz z ekipą wiedział, jak trudne zadanie związane z budżetem go czeka. Nie ma więc co liczyć na pobłażliwość ze strony mieszkańców miasta. Od siebie chciałbym dodać, że po raz kolejny sięga się do kieszeni tych, którzy i tak już od dawna płacą za wybryki ludzi u władzy i ich decyzje. Po raz kolejny ktoś kroczy zasadą „prywatyzować zyski, upubliczniać koszta”. Szkoda, że w ten tok działania wplątuje się osoba związana z partią uważającą się za liberalną. Bo po raz kolejny wśród ludzi liberalnych będących u władzy, widzimy zaprzeczenie tej idei. Pokutuje też bzdura tendencja do prywatyzowania wszystkiego i odsprzedawania udziałów tam, gdzie się je posiada – pozbawiając w ten sposób długoterminowych wpływów do kasy miasta, które byłyby zabezpieczeniem na takie okoliczności jak ta.
Ciekaw więc jestem, jak z budżetem poradzi sobie Pan Bruski wraz ze swoją świtą. Ciekaw jestem, jak na jego pomysły zareagują mieszkańcy Bydgoszczy.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka