Od dziesięcioleci w Polsce, i nie tylko, panuje przekonanie, że Stany Zjednoczone są wzorem demokracji, strażnikiem pokoju i wielkim fundatorem dla swoich przyjaciół. Stąd też polskie elity polityczne starają się być zawsze przyjaźnie nastawieni do ludzi z Waszyngtonu. To tam właśnie, szukamy często pomocy, wsparcia i sprawiedliwości. Czy słusznie?
Historia Polski uczy nas wielu rzeczy. Tego, że „panowaliśmy” od morza, do morza. Że byliśmy swego czasu jednym z największych państw Europy. Że walczyliśmy zacięcie o wolność na całym świecie. Że jako nieliczni zdobyliśmy Moskwę i panowaliśmy nad Rosją. Uczy nas także jednej ważnej rzeczy – nikt, z tych których uważaliśmy za sojuszników i „braci”, nie wsparł nas gdy tego potrzebowaliśmy. Zostawiono nas we Wrześniu 1939 roku. Zostawiono nas także później – oddając pod radziecką kontrolę. Również po 89 roku raczej nas wykorzystano, aniżeli rzeczywiście wsparto – wbrew szeroko lansowanej u nas w kraju opinii.
Skąd więc to wielkie zamiłowanie nie tylko do USA, ale i do wszystkiego co amerykańskie? Skąd ta ślepa wiara, że Wielkiemu Bratu zza oceanu, rzeczywiście na nas zależy?
Czy USA rzeczywiście nas wspierało, gdy podjęto walkę z reżimem nadanym nam przez Moskwę? Ilu z nas rzeczywiście wierzy, że stonkę zrzuciło CIA? Wydaje mi się, że nikt. Tak samo jak w to, że CIA rzeczywiście działało na obszarze PRL w sposób mogący zagrozić systemowi. Jeżeli już, to podejmowało działania mające nie pomóc Nam, a zaszkodzić ZSRR. Tylko i wyłącznie.
Teraz też wątpliwym jest, aby USA chciało specjalnie wspierać Polskę – nie mamy nic, co byłoby szczególnie warte uwagi z ich strony. Nie ma u nas ropy. Gaz łupkowy nie jest tak wielkim kąskiem, jakim wydawałby się być. Jedyne co zostaje, to bliskość do Rosji – tylko i wyłącznie. A co to za wartość, gdy takich państw jest więcej jak 2?
Amerykańscy politycy - idąc za politykami alianckimi z Europy, już po II Wojnie Światowej chcieli wycofać się z planu przekazania Polsce tzw „ziemi odzyskanej” i ustanowienia zachodniej granicy na Odrze i Nysie. Przez lata domagali się wręcz rewindykacji Polskiej granicy i oddania RFN tego, co do niej należało przed 39 rokiem. Na niekorzyść dla Ameryki świadczyć może także dosłowne mamienie Polski i Polaków – i nie chodzi tu tylko o wizy. Każdy, kto śledzi choć trochę bardziej politykę zagraniczną USA wobec Polski nie będzie miał problemu aby dostrzec, że to my jesteśmy w tej relacji stroną, która coś ofiaruje i się stara – USA tylko obiecuje.
Ciężko jest mi więc zrozumieć, tendencję ubóstwiającą Waszyngton. Podobnie jak my, USA zdradziło już w wielu momentach w historii – wystarczy prześledzić historię dyktatorów z okolic pierwszej połowy XX wieku, w Ameryce Łacińskiej. Wystarczy prześledzić historię Republiki Chińskiej, aż do jej całkowitej marginalizacji i odebrania miejsca w Radzie ONZ. Wystarczy prześledzić afery takie jak IRAN-CONTRAS lub przyjrzeć się akcjom pokroju Northwoods. Czy kraj, który planuje działania wymierzone w swoich obywateli, rzeczywiście zasługuje na nasze poparcie? Czy kraj, który siłą dąży do ustanawiania ładu wedle swojego widzi mi się, może otrzymywać nasze wsparcie?
USA nie walczyły z komunizmem, bo był zły. Walczyły z komunizmem – i wszystkimi innymi, bo zrujnowały ich interesy prywatne. Czas wreszcie to zrozumieć - nie ma tu nic z walki o wolność. Czas wreszcie znowu myśleć samodzielnie.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka