Statystyki stają się coraz bardziej alarmujące. Już prawie 1/3 młodych Polek i Polaków pozostaje bez pracy. I mimo że jest to wciąż liczba mniejsza od tej, jaką mamy w Hiszpanii (ponad 50%), to wciąż jest to ponad średnią unijną (ok. 22%). Średnią zadłużają m.in. Austria i Niemcy, gdzie tylko około 8% młodych ludzi pozostaje bez pracy. Prognozy nie napawają jednak optymizmem. Bezrobocie ma w Polsce rosnąć dalej. Rząd jednak nie ma żadnej recepty na to, jak sytuację chociaż zatrzymać.
Gabinet Donalda Tuska wręcz przyczynił się do tego stanu rzeczy, dając ciche przyzwolenie na „rozprzestrzenianie się” umów śmieciowych oraz przez podwyższenie podatku VAT i wydłużenie wieku emerytalnego. Po pierwsze, spowodował wzrost ogólnych kosztów, co wpłynęło na spadek konsumpcji. Po drugie zwiększył bariery wejścia na rynek pracy, zmuszając znaczną liczbę osób na nim obecnych, do dłuższego pozostania na nim. Do wyciągnięcia wniosków nie trzeba tutaj tęgich umysłów. Wzrost kosztów życia, przy braku zmian w wysokości wynagrodzeń (realnej ich wartości), musiał się przyczynić do spadku konsumpcji. W tej sytuacji pracodawcy prędzej zwolnią, aniżeli kogoś zatrudnią.
Do tego trzeba dodać efekty błędnej polityki różnych koncernów, które teraz muszą „racjonalizować koszty”. Racjonalizacja ta odbywa się oczywiście poprzez przenoszenie zakładów pracy do tańszych miejsc lub likwidowanie ich w ogóle. I z tym też mamy do czynienia w Polsce. Włoski FIAT zamyka swoja fabrykę w Tychach. Ciech sprzedał technologie Zachemu i likwiduje zakład w Bydgoszczy. Takich przykładów można mnożyć. Każdy z nas, jeżeli przyjrzałby się dokładniej sytuacji w swoim regionie, to dodałby kolejne przykłady. Cięcia i oszczędności, nie zawsze racjonalne, widać też w administracji państwowej i samorządowej. Likwidowanie urzędów, podwyżki opłat – to wszystko efekty wcześniejszych nieracjonalnych działań i złego inwestowania środków lub złego kierowania ich strumieniami.
Czy w tej sytuacji istnieje jednak jakikolwiek ratunek dla młodych bezrobotnych? Bezrobotnych w ogóle?
W sytuacji, w której PO raczej obcina PUP środki na działanie i miesza przy administracyjnym zajmowaniu się bezrobotnymi, ciężko dobrze wróżyć w tej sytuacji. Choć założenia planu Ministra Pracy, odnośnie nowego podejścia do bezrobotnych w urzędach, ma pewne dobre założenia, to nie brakuje w nim błędów.
Na ironię zakrawa pytanie bezrobotnego o powód rejestracji w urzędzie pracy. W końcu raczej z powodu chęci założenia konta osobistego, czy też problemów z nałogiem tam nie przyszedł. Mimo to, takie pytanie w kwestionariuszach ma się pojawić. Niezbyt także rozumiem, jak miejsce zamieszkania ma pomóc w profilowaniu potrzeb kandydata. Zdecydowanie cenniejszymi informacjami byłoby wybadanie jakie rzeczywiście umiejętności posiada osoba rejestrująca się, a nie co ma wpisane we wniosku, oraz zdobycie przez PUP bieżących informacji na temat rynku pracy w regionie. Poniekąd powinien on funkcjonować w sposób zbliżony do agencji zatrudnienia, z tym, że zakres jego działania winien być większy.
Dobrym pomysłem wydaje się także promocja spółdzielczości, jako formy wyjścia z bezrobocia. Łatwiej jest bowiem dać środki na rozpoczęcie działalności gospodarczej (z punktu widzenia budżetu) grupie ludzi, aniżeli kilku pojedynczym osobom. Tym bardziej, że efekt będzie lepszy gdy jednorazowo wesprzemy właśnie osoby zakładające spółdzielnie. Dziwnym wydawać się może, że w sytuacji istnienia wyodrębnionej formy spółdzielni w postaci spółdzielni socjalnej, nie kładzie się na nie nacisku przy walce z bezrobociem.
Pod rozwagę można także wziąć wspieranie przedsiębiorców zatrudniających młode osoby i pracowników, którzy w sposób długotrwały były bez pracy. Wsparcie to mogłoby się objawiać poprzez zwolnienie pracowników (i przejęcie tego obowiązku przez PUP lub państwo) z opłacania przez pewien okres (czemu nie pół roku lub rok?) wszystkich składek. Rzecz jasna tyczyłoby się to jedynie pracy w oparciu o umowę o pracę, bowiem tylko w ten sposób istnieje możliwość (ze względu na zapisy KP) konkretnego wprowadzenia osoby na rynek pracy.
Czemu też nie nauczyć pracowników ich praw? Prowadzenie przez urzędy pracy kursów z zakresu prawa pracy i odpowiednich rozdziałów prawa cywilnego mogłoby również lepiej przygotować potencjalnych pracowników do obecności na rynku pracy. Szkolenia te można by organizować także w szkołach średnich, kiedy to część osób jest już na progu wejścia na rynek pracy. W końcu odpowiednio przeszkolony pracownik, to dobry pracownik.
Kolejnym, dość kontrowersyjnym sposobem walki z bezrobociem i nieuczciwymi pracodawcami byłoby powiększenie uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy. Jeżeli skutecznie miałaby ona walczyć z różnego rodzaju nadużyciami na rynku pracy, to musi mieć ona odpowiednie narzędzia chociażby umożliwiające jej kontrolę podmiotów na rynku. Nie może być tak, że pracodawca może odmówić pokazania dokumentów dot. zatrudnienia lub odpowiednio je przygotować na umówione spotkanie.
Rzecz jasna na to wszystko trzeba by środków i zorganizowania odpowiednich kampanii. Powstaje więc pytanie skąd wziąć pieniądze na takie działania? Osobiście zrezygnowałbym z części, jeżeli nie całości Funduszu Kościelnego. Część środków można by także zyskać poprzez przekierowanie ich z obecnych form działań PUP, na inne.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka