To lekkie uproszczenie, które oddaje istotę sprawy. Rząd - w imieniu Polski - musi odrzucić gigantyczne środki z nowego budżetu UE z uwagi na to, że 25 krajów Wspólnoty przeforsowało wyjątkowo szkodliwą zasadę. Mówi ona, że dysponowanie środkami Unii jest dopuszczalne tylko o tyle, o ile państwo otrzymujące jest praworządne.
Oznacza to, że jeżeli np. jakaś firma lub stowarzyszenie otrzyma grant w wysokości 50 tys. euro, a rząd będzie chciał położyć na tym grancie łapę (i nałoży karę w tej samej wysokości), to beneficjent grantu będzie mógł się odwołać do bezstronnego sądu. Problem polega na tym, że roli bezstronnego sądu nie może odgrywać trójka koleżków, wskazanych przez Ziobrę i Kaczyńskiego. A tylko oni mogliby obronić Polskę przed utratą niepodległości.
Z podobnych względów Policja musiała wczoraj zamknąć demonstrantów w tzw. kotle, a następnie potraktować ich gazem i pałkami. Została też zmuszona do posłużenia się tajniakami, bijącymi spokojnych ludzi, a także do naruszania nietykalności posłów chronionych immunitetem. Gdyby od tych metod odstąpiła, to by oznaczało, że panoszą się zasady praworządności, a co za tym idzie - ulegamy dyktatowi Brukseli. A tymczasem polska Policja ma obowiązek obrony suwerenności.
Krótko pisząc, rząd PiS proponuje uczciwą ofertę: pałowanie i gazowanie zamiast środków z UE.