Politycy PiS przekonują, że nowe wybory bez wcześniejszej zmiany rządu są bez sensu. Dlaczego? Ano dlatego, że kampania wyborcza byłaby nieuczciwa w sytuacji, gdy swoje funkcje zachowają „tacy ludzie jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz”. To pogląd Witolda Waszczykowskiego; podobnie mówi inny poseł PiS - Marcin Mastalerek.
Pomijając fakt, że akurat Sienkiewicz raczej szybko wyleci, takie stawianie sprawy to głupia, szkodliwa demagogia. Kiedy mieliśmy kampanię do PE, Sienkiewicz był ministrem i uczciwość wyborów w żaden sposób nie ucierpiała. Ale to raczej nikogo z PiS nie interesuje. Bo strategia podejrzeń względem wyborów to nic nowego. O ile pamiętam, PiS wszedł na tę drogę po przegranych wyborach samorządowych z 2010 r.
Ciekawe, o co w tej strategii chodzi? Jedna rzecz to mobilizacja wyborców. Skoro szykuje się spisek na Prezesa, to trzeba iść głosować. Ale czy taka „profrekwencyjna” działalność może być skuteczna? Wyborca PiS-u może też pomyśleć, że skoro wybory „i tak zostaną sfałszowane”, to nie ma sensu się fatygować... Jest jeszcze interpretacja machiavelliczna. Celem PiS-u jest zniszczenie zaufania do wszelkich instytucji demokratycznego państwa, z których wybory są najważniejsze. Po to, by na placu boju został tylko Wódz i jego wojowie...
Niestety ostatnie działania polityków PO sprawiają, że tego typu strategia nabiera wiarygodności. Co nie przeszkadza, że trzeba ją tępić – oczywiście słowem.
Inne tematy w dziale Polityka