Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
162
BLOG

Odcinek dwudziesty trzeci

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 10

Rozdział Jedenasty 

 

Rozczula się nad sobą – powiedziała Gaja z niechęcią. – Bardzo się postarzał i wygląda tak kiepsko, że... – przerwała jakby szukała słów – że można obawiać się, że zrobi wszystko, żeby wydostać się z tej dupy, w którą się wpakował... Ooo, zapomniałam się, bardzo przepraszam księdza – zawołała, wybuchając nagle śmiechem i chwytając Starca za rękę. Poczuł dreszcz i bezwiednie wyrwał dłoń zanim Gaja zdążyła cofnąć swoją. To już nie potrzeba ciała, a drugiego człowieka, powtarzał sobie tyle razy, a jednak w momencie, gdy Gaja dotknęła go, ciało przebudziło się i potrzebował chwili, aby dojść do siebie, wygasić napięcie, którego nie podejrzewał. Gaja zarumieniła się i spojrzała w bok. Okrucieństwo młodości, bezwiedne okrucieństwo nawet u tak porządnej osoby, jaką była ta dwudziestosześcioletnia dziewczyna. Nie tak dawno o kobiecie w jej wieku nikt nie pomyślałby, że jest dziewczyną, ale teraz wszystko się zmieniło, a Gaja była młodzieńcza. Okrucieństwo młodości, myślał z niechęcią. Wszystko się na to składa. I ten bezmyślny gest, jeśli był bezmyślny. I ta bezwzględność w ocenie starzejącego się mężczyzny i uznanie, że może on zrobić wszystko, aby ratować się z tarapatów. Gdyby Wilczycki był młodszy, pewnie tak by o nim nie pomyślała. Ciekawe, jak widzi mnie. Chyba uznaje, że nie tylko nazywam się Starzec. Ksiądz Mikołaj uświadomił sobie, że nie czuł się stary, a przecież młodość opuściła go. Niepostrzeżenie pogrążyła się w przeszłości. Zwykle nie myślał o tym. Upływ czasu odkrywał niekiedy, niespodziewanie w kontaktach z młodszymi o dwadzieścia lat jak Gaja.

Myślałam, że może nam pomóc – Gaja mówiła już spokojnie. – Kiedyś zgadałam się z Pąkiem. Ne mam zaufania do adwokatów, zwłaszcza prasowych. Pąk to adwokat „Kuriera”, a więc byłam bardzo ostrożna, ale jakoś weszło na sprawę Syntetycznej Krwi. Zaczął mnie dopytywać. Dozowałam mu informacje, ale to kumaty facio. Kiedy wspomniałam o Lwie, zawołał, że mogłoby to mieć znaczenie dla Wilczyckiego. Bardzo się podniecił. U mnie zapaliło się czerwone światełko. Wywalili Wilka, niby jego przyjaciela, a Pąk nadal jest adwokatem firmy. Coś tu nie gra. Mówię, że może by mnie przyjacielowi przedstawił. Spojrzał. Zrozumiał. Na początku myślałam, że kręci, bo niby nie mógł się dodzwonić. Wreszcie zdecydował, że musimy do Wilczyckiego iść. Osobiście. Okazało się, że tamten wyrzucił komórkę. To znaczy powiedział tak, ale brzmiało przekonująco, bo w mieszkaniu wyrwał kabel telefonu stacjonarnego. Jezu, jaki u niego syf... Pomyślałam, że mógłby nam pomóc. Albo my jemu. Gdyby przeczesać teczkę Lwa i okazało się, że związki między nim a Nowakiem sięgają tamtych czasów... Wprawdzie Siwickiego, który był kontaktem Czułny, załatwili, ale Wilczycki powinien mieć jeszcze jakieś inne dojścia...

Ksiądz Mikołaj poznał Monikę Gaję przed dwoma tygodniami. Zatelefonowała do niego i poprosiła o spotkanie. Na drugi dzień po wywiadzie, który Starzec dał „Czasowi Polskiemu”. Wywiad rozpętał awanturę na skalę kraju. Wszystko zaczęło się jednak wcześniej. Od spotkania księdza Mikołaja ze swoim dawnym znajomym księdzem Juliuszem Pastuszkiem albo od momentu, gdy Starzec przeczytał, że reprezentantem Kościoła w Fabryce Syntetycznej Krwi ma być ksiądz Juliusz Pastuszek, zaangażowany wcześniej z takim powodzeniem w Instytut Kultury Katolickiej.

Starzec zdobył zaproszenie na raut wydany z okazji powołania konsorcjum mającego zająć się produkcją syntetycznej krwi. Uzmysłowił sobie, że nieoczekiwanie wypracował sobie pozycję, która pozwala za pomocą kilku telefonów dostać się na nieomal każdą imprezę w kraju. Obowiązkowe mowy wygłaszali znamienici goście, w tym sam biskup Korytko. Zmienił się nie do poznania, od kiedy kilkanaście lat temu spotykali się w redakcji „Przeglądu Katolickiego”. Później przemawiał ksiądz Pastuszek. Z odległości kilkunastu metrów, w jaskrawych kontrastach ostrego światła telewizyjnych reflektorów i mroku sali wyglądał prawie tak, jak przed piętnastu laty. W oczy jednak rzucała się od razu metamorfoza nieśmiałego chłopca w księdza wprawdzie młodo wyglądającego, ale dającego już odczuć majestat stojącej za nim instytucji. Pastuszek okazał się dobrym oratorem, przemawiał spokojnie i pewnie, budził sympatię, ale i szacunek.

Trochę czasu zajęło księdzu Mikołajowi dociśnięcie się do centrum, gdzie brylował Pastuszek. Z bliska widać było stempel, jaki wybił na nim czas. Blond kędziory przerzedziły się na tyle, że odsłaniać zaczynały łysinę; twarz cherubina wypełniła się, pokryła bruzdami i coraz bardziej przypominać zaczynała twarz niemłodej już kobiety.

Witam księdza. Mam nadzieję, że nie muszę się przestawiać. – To był tylko moment dekompozycji, skurcz twarzy zastąpił uśmiech, gdy Pastuszek odwrócił się od gromadki otaczających go osób i poznał Starca. Już po paru sekundach uśmiech znowu wypłynął na twarz księdza Juliusza.

Jakże miło spotkać starego przyjaciela. Cieszę się, że cię widzę, księże Mikołaju – gest otwartych ramion przekształcił się jednak w uścisk dłoni.

Ja też się cieszę – Starzec miał jednak kłopot z nadaniem swojemu głosowi sympatycznej barwy. – Chciałbym porozmawiać.

Rozmawiajmy – Pastuszek był znowu wcieleniem sympatycznego dostojeństwa.

Może jednak na osobności. Chciałbym umówić się jak najprędzej...

Wiesz, mam teraz mało czasu. Sam widzisz – Pastuszek nie bez dumy ogarnął gestem salę i biesiadujące w niej towarzystwo.

Nalegam, mimo wszystko. To bardzo ważne. Musimy porozmawiać! – Starzec mówił z naciskiem. Świadkowie przyglądali się tej wymianie zdań z coraz większym zainteresowaniem. Uśmiech na twarzy Pastuszka tężał powoli.

No więc dobrze. Podejdźmy tu, do jakiegoś stolika. Tam będziesz mógł wyłuszczyć mi swoją tajemnicę – w głosie Pastuszka dźwięczała zimna ironia. – Nic więcej w czasie najbliższych dni, a może i miesięcy, nie mogę ci oferować.

Usiedli przy małym stoliku przy końcu sali. Pastuszek przestał się uśmiechać.

Od razu powiem, o co chodzi. Wycofaj się z całego przedsięwzięcia.

Cooo?! O czym ty mówisz?

Mówię o tym wszystkim – Starzec szerokim gestem ujął rozbawione towarzystwo, pogrążoną w półmroku salę z zastawionymi stołami i orkiestrą dyskretnie ukrytą we wnęce. – Wycofaj się. Dokonajcie zmian w IKK, odejdź stamtąd i pozbądźcie się tego Zadry. Nie wiem, jak jest z tą fabryką krwi syntetycznej, ale śmierdzi mi to na milę...

Ty chyba zwariowałeś?! – Pastuszek poderwał się i podniósł głos. – Za kogo ty się uważasz?!

Nieważne, za kogo się uważam, ważne, co wiem. I to mnie przeraża. Widzę, że nie zerwałeś dawnych kontaktów. Nie tylko nie przyznałeś się i nie odpokutowałeś swoich grzechów z przeszłości, nie tylko nie odpowiedziałeś za to, że przez ciebie zginął ksiądz Augustyn, nie tylko... to jeszcze brniesz dalej i wciągasz innych. Kompromitujesz Kościół... – Starzec zorientował się, że parę osób odwraca się w ich kierunku i ściszył głos. Zorientował się, że stoją naprzeciw siebie. Pastuszek wykorzystał moment przerwy i zaczął mówić wolno i dobitnie.

Nie próbuj mnie szantażować. Nie jestem już tym przerażonym księżulkiem sprzed kilkunastu lat, którego udało ci się zastraszyć. Który pogubił się wobec tragedii, śmierci swojego mistrza...

Którego wydałeś!

To kłamstwo! Sam wiesz, że to kłamstwo. Odpowiadałeś już za nie. Ale teraz nie pójdzie ci już tak łatwo. Odwołam się do Kościoła. Zapłacisz za to, co robisz. Jesteś zły. Zawsze byłeś zły. Powoduje tobą zawiść, najpierw wobec księdza Augustyna, dziś wobec mnie. Pamiętam, jak ksiądz Natan skarżył mi się...

Co za bzdury!

Tak, prawda w oczy kole! Jesteś nienawistnikiem. Przemawia przez ciebie nienawiść. Nie powinieneś być księdzem. Chciałbyś mścić się, tropić. Odkryłeś w sobie powołanie detektywa, to zrzuć sutannę! Nie pamiętasz, co mówił Chrystus? Ale ty chcesz zaspokoić swoje niskie uczucia. Nie tym razem jednak. I nie moim kosztem. Nie tym razem! Tym razem przeholowałeś. – Pastuszek odwrócił się i ruszył w tłum. Starzec został. Stał obezwładniony i oszołomiony wśród ludzi, którzy spacerowali dookoła z talerzykami i kieliszkami w dłoniach, prowadząc głośne rozmowy. Dopiero za chwilę półprzytomnie ruszył w kierunku wyjścia. Ktoś potrącił go, ktoś coś mówił do niego. Orkiestra grała Adagio Schuberta.

Kiedy dostał wezwanie do kurii biskupiej, ksiądz Mikołaj pomyślał, że sytuacje powtarzają się, choć ci sami bohaterowie grają już nieco inne role.

 

Pogrzeb księdza Natana Augustyna wypełnił nowohucką Arkę. Ludzie, którzy nie zmieścili się wewnątrz, słuchali mszy w gęstym tłumie otaczającym kościół. W styczniowym mrozie, w milczeniu mrowie ludzkie nieruchomiało wokół Arki. Ksiądz prałat Kondracki nawoływał do spokoju i zadumy. Podkreślał, że śmierć nie należy do polityki, choć czasami bywa wykorzystywana politycznie. Wtedy mamy do czynienia z prowokacją. Ludzie rozumni, katolicy, nie powinni dać się prowokować, zwłaszcza że jest to już tylko kwestia dni, gdy Polacy zasiądą do Okrągłego Stołu, aby wspólnie, zgodnie rozmawiać o przyszłości. I szansy tej nie wolno zaprzepaścić. Nie wolno pozwolić, aby zaprzepaścili ją ci, którzy nie pogodzili się z faktem, że Polacy mogą się ze sobą porozumieć.

Ksiądz Starzec patrzył na zamkniętą trumnę i przywoływał w pamięci zniekształconą twarz przyjaciela. Twarz tak zmasakrowaną, że nie był w stanie odnaleźć w niej rysów tej, którą tak dobrze znał. Pogruchotana, prawie czarna składała się w kształt niezdarnie ulepionej, groteskowej maski. Kość złamanej żuchwy przebiła skórę i sterczała naga i biała ze środka czegoś, co było kiedyś policzkiem. Jedno oko było wybite. Rozdarta i spuchnięta warga wywijała się, odsłaniając połamane zęby i poszarpane dziąsła. Czoło było pocięte i podziurawione.

Starzec starał się modlić. Usiłował uspokoić się, pogrążyć się w Bogu, w ładzie, który nadaje sens cierpieniu. Chciał myśleć, że mentor i przyjaciel rozumie teraz nieskończenie więcej niż wówczas, kiedy borykał się na ziemi z własnymi ograniczeniami, wątpliwościami, strachem i bólem. Ciągle widział jednak twarz zredukowaną do zwierzęcego bólu, miazgi kości i mięsa. Czy przypominał sobie nagą postać przybitą do koślawego, zaimprowizowanego z nierównych bali ogrodzenia krzyża? Do czoła przybito mu deseczkę z napisem „zdrajca”. Zdjęcia te zobaczył później, wiele miesięcy później, ale we wspomnieniach towarzyszą mu już od początku, od momentu, gdy zobaczył w kostnicy przykryte prześcieradłem zwłoki. Na pogrzebie próbował się modlić. Zamykał oczy i uderzał głową o złożone ręce. W pewnym momencie poczuł spojrzenie. Podniósł głowę i zobaczył wpatrzone w niego w popłochu oczy młodego księdza Pastuszka. Zrozumiał.

Co jakiś czas zastanawiał się, jak ubecy wytropili Augustyna. Ksiądz Natan opowiadał mu o wszystkich środkach ostrożności, które podejmował, wyjeżdżając do Ochotnicy. Teraz w przerażonych oczach Pastuszka ujrzał wyznanie. Dopadł go na plebanii. Patuszek usiłował uciec, ale Starzec schwycił go mocno za ramię.

To ty powiedziałeś im, gdzie ukrywa się ksiądz Augustyn!

Pastuszek płakał. Wyglądał jak małe, skrzywdzone dziecko.

Daj mi spokój. Nic nie wiem. Nic nie zrobiłem.

Starzec potrząsał nim niczym szmacianą lalką. Niemal podnosił go w górę.

Nie puszczę cię, dopóki wszystkiego nie powiesz. Wyduszę z ciebie wszystko. Widziałeś, jak wyglądał Natan? Widziałeś, co zrobili z księdzem Augustynem? Tym, który się tobą opiekował i kochał cię jak syna! Widziałeś?! I to ty im pomogłeś!

Nieprawda. Nie. Nigdy mnie nie lubiłeś i dlatego zwalasz to na mnie. Nigdy nie chciałbym go skrzywdzić. Kochałem go. Ja tylko, ja tylko... – Pastuszek zachłystuje się szlochem. Wyrywa się z niespodziewaną siłą z uchwytu Starca, ale przewraca się, pada na kolana przed nim i już nie może, a chyba i nie chce się podnieść. – Ja tylko powiedziałem im... – dalsze słowa toną we łkaniu. Starzec pochyla się i ujmuje go za ramiona.

Musisz to powiedzieć. Dla dobra nas wszystkich. To bardzo ważne. Ksiądz Natan oczekiwałby tego od ciebie. Musisz. Potraktuj to jako spowiedź. Pan oczekuje tego od ciebie.

Wezwali mnie. Bili. Śmiali się ze mnie. Pytali, gdzie znika ksiądz Augustyn. Tłumaczyli, że muszą z nim porozmawiać. Wytłumaczyć, że pakuje się w polityczne prowokacje. Żeby nie robił tego teraz, przed tym Stołem... Miałem im powiedzieć, kiedy będzie planował wyjazd. Tak się ich bałem. A zresztą... Obiecywali, że to dla jego dobra, że nic mu nie zrobią, że chcą go uchronić, bo nie na rękę im w takiej sytuacji kolejna prowokacja, kolejne pobicie jak to... wiesz. Brzmiało to prawdziwie i może, pewnie było prawdą...

Pastuszek uspokoił się nieco, oddychając gwałtownie spojrzał z dołu na Starca.

Dlaczego przyszedłeś do nich? Co mieli na ciebie? Podpisałeś współpracę? Kiedy?

Mówiłem, że nie będę donosił. Miałem tylko opowiadać im o postawach księży. Bez nazwisk i szczegółów. Szantażowali mnie...

Czym cię szantażowali?

To było w seminarium. Czułem się wtedy tak samotnie... Byłem taki samotny. Poznałem takiego chłopaka... I... Przyłapali nas, mnie. Był chyba od nich. Ktoś im musiał podpowiedzieć. Ktoś z seminarium. To znaczy, nic się tam nie działo, ale przecież ktoś mógł się domyślić... Skąd by wiedzieli... A wiedzieli wszystko. Co czytam, co mówię, czym się interesuję... Wszystko. Nie było sensu zaprzeczać. Musiałem podpisać. Ale to był tylko podpis... i nic... nic. A teraz...

Pastuszek podniósł się z kolan. Spojrzał dziwnym wzrokiem na Starca. Wyrwał ramię z jego uścisku i pośpiesznie ruszył w głąb plebanii. – Poczekaj! – zawołał za nim bez przekonania Starzec. Był porażony. Pastuszek nie odwrócił się.

Do Nowej Huty ksiądz Mikołaj trafił bezpośrednio po ukończeniu seminarium. Trwał jeszcze stan wojenny. Księdza Augustyna otaczała aura bojownika Solidarności, jednego z kapłanów związku. Starzec był szczęśliwy, że może wspólnie z nim odbywać posługę pasterską. Szybko jednak przekonał się, że odwaga i zaangażowanie to nie jedyne walory Augustyna. Może nawet Augustyn nie był wcale taki odważny?

Późno w nocy, po posortowaniu przywożonych przez kolejne ciężarówki z Zachodu darów, które teraz, podzielone na paczki, wypełniały refektarz, kiedy ochotnicy wykonujący mozolną robotę rozdzielania i układania pożegnali się i odeszli, ksiądz Augustyn spojrzał na niego zmęczony.

W tej gorączce, w działaniu, które pochłania mnie bez przerwy, zapominam o najważniejszym. Przestaję myśleć o Bogu. Podnosić oczy do góry. Mam wrażenie, że staję się księdzem od święta. Na co dzień jestem działaczem. Tylko czy można być księdzem od święta? Wiem, że to co robimy jest dobre. I wiem, że musimy to robić, ale tak bardzo mnie to pochłania, również psychicznie, że na inne zaangażowania brakuje mi już sił. A przecież kapłanem zostałem również dlatego, żeby zrozumieć Pana. Zrozumieć, na ile to możliwe. Jeśli możliwe...

Starzec przypomina sobie te słowa dokładnie. Tak dokładnie pamięta te spotkania, jakby śmierć Augustyna wyklarowała przeszłość. Pozostawiła tylko to co ważne z ich kontaktów, ale pozostawiła w nienaruszonym kształcie, poza czasem, w teraz, które trwa niezmiennie. Precyzyjnie pamięta zmęczoną twarz Augustyna w niedoświetlonym pomieszczeniu. Rozedrgane, brązowe cienie obdarzają ją podskórnym życiem. Twarz Augustyna wyłania się na chwilę, pogrąża w świetle, które ją wygładza i czyni przejrzystą, ale za moment cofa się znowu w sferę cienia, pogrąża w jego głębi. Powracają słowa. Słyszy głos tuż obok.

 

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka