dzierzba dzierzba
720
BLOG

Koniec świata (wg czasu Greenwich)

dzierzba dzierzba Kultura Obserwuj notkę 5

Koniec świata nadszedł 21 grudnia 2012. Wtedy, dokładnie o 23:59:59 czasu Greenwich, wszystko stanęło. Niektórzy początkowo upierali się, że tego właśnie oczekiwali, więc to bez sensu, bo miał być niezapowiedziany i tak się nie bawią, ale szybko im przeszło. W końcu musieli przyznać, że za sekundę północ wszelkie nadzieje już dawno porzucili. Inni natomiast byli oburzeni, że tak zgodnie z pierwszą strefą czasową, co odbierali jako bezzasadny ukłon w stronę Angoli i w ogóle jako potwarz dla pozostałych części świata. Jednak oni również dali sobie spokój przyjmując do wiadomości, że tutaj nie dało się wszystkich pogodzić i tyle. Była jeszcze cała masa różnych pretensji, niejasności, sporów i nie wiadomo dlaczego rzucanych pod adresem Majów obelg, jednak wszelkie spory w tak prozaicznych sprawach ustąpiły błyskawicznie w momencie, gdy zstąpiwszy wcześniej w otoczeniu aniołów Jezus przemówił. Usłyszeli go wszyscy. Żywi i martwi. Na całej ziemi. Nie był zbyt wylewny. Stwierdził tylko krótko, że przybył, tak jak zostało to zapowiedziane i ci, którzy w niego wierzyli właśnie zostali zbawieni. Archanioł Michał uniósł miecz i się stało.

Co się wtedy zaczęło dziać. Słowo daję, nie chciałbym tego drugi raz przeżyć.

Najgłośniej darli się ateiści, agnostycy, socjaliści, komuniści, faszyści i cała reszta mniej lub bardziej jawnych ofiar oświecenia i marksizmów wszelkich odmian i rodzajów. Jak to? - wyjąc zawodzili. Przecież to bez sensu, myśmy tylko chcieli uszczęśliwić wszystkich, nic więcej. Kochaliśmy ludzi, okresy błędów i wypaczeń rozliczaliśmy. Że to nie fair, że Bóg nie chce tego choć trochę uwzględnić i że prawdziwym skandalem jest, by zbawienie było kwestią nie rozumu ale wiary. A poza tym to się wybierali w przyszłym tygodniu do spowiedzi i teraz już wierzą. Jednak Jezus już się od nich odwrócił.  Słusznie, bo co niby miał im powiedzieć? Że przecież już nie ma w co wierzyć?

Szedł dalej.

Widziałem, jak śmiał się z Buddystów, którzy udając, że nic się nie stało, jak gdyby nigdy nic z natchnionymi minami młynkami modlitewnymi wywijali. Patrząc na świadków Jehowy dostał ataku śmiechu mówiąc, że z okazji końca świata przypomniało mu się, że miał ponoć zbawić akurat sto czterdzieści cztery tysiące ludzi i że słowo daje, choć jest wszechmogący, sam chyba nie dałby rady wymyślić takiej bzdury. Sporo takich zabawnych incydentów było. Humor z powodu końca ewidentnie Mu dopisywał w każdym razie.

Za to gdy zbliżył się naród wybrany...

Nie chcę o tym pisać nawet, bo jestem nadal żywy i strach przed oskarżeniem o anty wiadomo co mam bardzo mocno zakodowany. Stwierdzę więc tylko krótko, że byli zszokowani. Upierali się, że musiało Mu się coś w rachunkach pomylić i że dadzą sobie głowę uciąć, że teraz pierwszy raz zstępuje na ziemię. Tak, ma się dobrze stanowić jeszcze raz, bo oni są tego pewni. Cieszą się więc bardzo, że są tak dobrze przygotowani.  Witają go chlebem, solą, zaraz poświęcą jagnię i tak dalej. Spojrzał na nich tylko ze smutnym politowaniem. Krzyczeli chyba nawet głośniej niż ateiści, słowo daję.

Szkoda dalej rozwodzić nad poszczególnymi frakcjami sądzonych.

Była i bezbrzeżna Miłość, ale też płacz i zgrzytanie zębami. Istotne, że do wszystkich dotarło, że to już koniec i że właśnie zaczyna się nieskończoność. Dla tych, którzy wierzyli - z Bogiem, dla pozostałych - z dala od Niego. Ci drudzy, gdy dotarł do nich sens tych słów próbowali się zabić. Całkiem skutecznie. Padali milionami i rodzili się zaraz znowu. Z nadzieją, że to jednak jest sen. Ale ta nadzieja trwała tylko chwilę. Zastępowała ją bezdenna rozpacz, która z każdą kolejną śmiercią samobójczą (wszak ta teraz już faktycznie wydawał się jedynym sensownym rozwiązaniem) rosła. Wprost proporcjonalnie do nadziei. Obie dążyły więc do nieskończoności następując wzajemnie po sobie. Okazało się, że na tym właśnie polega piekło. Poznać Boga, widzieć go i mieć już nigdy nie poczuć jego bliskości. Ciarki mnie przechodzą, gdy próbuję sobie to wyobrazić.

O zbawionych nie będę pisał, bo po prostu nie potrafię. Zjednoczyli się z Bogiem i tyle. Ja natomiast... No właśnie. Osobliwy przypadek. Siedzę właśnie na pięknej, kwiecistej polanie. Nie mam żadnych trosk ani zmartwień. Powiedziano mi, że to początek i zaraz zapomnę i przestanę rozumieć wszystko, co właśnie napisałem. Przyznaję, że nie wiem o co chodzi, ale na razie jeszcze notuję. Patrzę na moją ukochaną kobietę, która woła mnie z oddali. Zaraz, siedzi pod Tym Drzewem, do którego mieliśmy nawet nie podchodzić! Z kimś rozmawia! Jak to możliwe, przecież jesteśmy tu sami! Woła mnie znowu. Śmiejąc się wskazuje palcem na owoc. Ten Owoc! Przecież nie wolno, wie o tym tak samo jak i ja doskonale. Krzyczę, ale stąd mnie nie słyszy. Biegnę więc do niej. Na razie. Zaraz wracam napisać, co było dalej.

dzierzba
O mnie dzierzba

"Dzierzba mimo bliskiego pokrewieństwa z wróblami, sikorami czy kanarkami, zachowuje się jak ptak drapieżny. Aktywnie poluje na duże bezkręgowce (głównie owady) oraz drobne płazy, gady, ssaki, a nawet inne gatunki ptaków. Po złapaniu zdobyczy często nie zjada jej od razu, lecz zawiesza na kolczastych krzewach, drutach lub wkład między rozwidlenia gałęzi drzew." Tak powstają tzw. spiżarnie dzierzb. ADRES E-MAIL - Czy już Ci pisałem, że to oto miejsce jest symbolem mojej niezależności i wiary w wolność jednostki? - Jakieś pięćdziesiąt razy... /Veszett a világ/ motto: Mówisz, że chcesz zostać pisarzem, to po prostu zwykły egoizm; chcesz wyróżnić się spośród marionetek i zostać ich animatorem. W istocie nie ma różnicy między tym, co chcesz robić, a malowaniem się kobiet... /Abe Kobo. Kobieta z wydm./ motto2: W każdej epoce, w każdym kraju zawsze istniały dwa stronnictwa: reakcji i postępu./Maurice Druon. Król z Żelaza/ Ludzie najczęściej stają się biegaczami, ponieważ tak ma być./O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu. Haruki Murakami/ spiritus flat ubi vult Zapraszam do zwiedzania mojej spiżarni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura