Dziobaty Dziobaty
295
BLOG

Nie udało się – dalej walczę o sponsora

Dziobaty Dziobaty Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Z wczorajszego przyklejenia się do znanego blogera S. nic nie wyszło; zarówno bloger S., jak i P.T. Publiczność zignorowali mnie prawie kompletnie, a Administrator do ich woli się przychylił... Mam nawet pewne podejrzenie, że to od Administratora moja niedola się zaczęła... A ja szukam sponsora, który mnie pociągnie w górę... I myślę, jak Towarzysz Lenin - jak walczyć?... co robić?

Nie mogę jakość rozgryźć, jak na Salonie być popularnym... Jako znany snob i notoryczny front-runner, obgryzam sobie paznokcie na widok że bloger S. znowu bryluje i na pierwszej stronie jest, chociaż w jego artykule nie ma nic... No... prawie nic...

A już myślałem, że zostanie moim sponsorem

Administratora chcę uspokoić, że nie będę Go zarzucał stosem artykułowanych papierów... Mogę, ale nie chcę... Mógłbym co godzinę wysyłać jakiś felietonik, facecję albo fraszkę, bo mam tony materiałów zgromadzonych przez dekady literackiej amatorszczyzny... Co godzinę. 24/7, mógłbym to robić przynajmniej przez najbliższy rok... na dowolny temat.. Ale nie chcę, słowo daję!..

Największą pokusą stały się jednak dla mnie prowokacje licznych, znanych blogerów, z którymi mógłbym polemizować bez końca...Mniejsza o blogerskie nazwiska.

Przyznaję; nie udało mi się zaprzyjaźnić z blogerem echo24, nie udało wejść w dyskurs z blogerem Sowiniec (obaj z Krakowa)... Zastanawiam się, czy następny mój atak będzie skokiem na blogera Sikum Bakala, czy podrygiem w kierunku blogerki Animela...

Na samochodach znam się jak mało kto; mam osobistą fotografie przy Lamborghini Karma, robiłem prawo jazdy na garbatej Warszawie z międzybiegiem, rozebrałem z ojcem Garbusa na drobne części, potem go złożyliśmy i pojechali na wycieczkę do Anglii, rzecz jasna promem przez Angielski Kanał... Byłem właścicielem Malucha w którym każdej nocy rozładowywał się akumulator, ale wystarczyło go trochę rozpędzić, zręcznie wskoczyć do środka, wrzucić drugi bieg i maszyna jechała jak złoto. ..

Jestem też zręcznym kucharzem, za młodu pracowałem w licznych zakładach gastronomicznych w Londynie, namely u Włochów, Greków, Polaków i u jednego Hindusa. Chińczyków wtedy w Londynie jeszcze nie było... Co ważniejsze (sądzę że Pani Animela to uzna i zaakceptuje), w domu codziennie gotuje obiady nie posługując się żadnymi przepisami... Znajomi twierdzą, że w kunszcie doganiam Paula Newmana... Potrafię zrobić bajeczną jambalaya, za każdym razem inną i za każdym razem coraz lepszą... 

W ostatnim słowie kajam się... Jestem całkowicie zdany na łaskę Administratora, czytaczy-blogerów i komentatorów; szczególnie tych, politycznych... Jeśli będą mnie spotykać następne ciosy, serca sobie z piersi nie wyrwę, do sądu albo rejenta nie pójdę... Pisał dalej będę, jeno wybierając prawomyślne tematy...

Mam tutaj tyle rzeczy do zrobienia; a to iść na plażę albo nad jeziorko do parku, a to posiedzieć w barze albo powłóczyć się z Zosią po sklepach, a to posiedzieć w domu, posłuchać muzyki, poczytać i popisać... Artykuły piszę szybko, łatwo i przyjemnie...

Life is good ; życia sobie nie odbiorę, ale jakiejś pomocy oczekuję... Walka, szczególnie ta, sportowa, polega na  teamwork.

No więc jak Towarzysze?... Pomożecie?!


Dziobaty
O mnie Dziobaty

Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości