EkoKonserwatysta EkoKonserwatysta
567
BLOG

Puszcza Białowieska to nie niemiecka plantacja desek!

EkoKonserwatysta EkoKonserwatysta Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

Wystarczyło, że die Welt napisał o usuwaniu kornika z bawarskich lasów a już po prawej stronie mediów na nowo rozległo się ujadanie: sami to wycinają, a nam w Puszczy Białowieskiej nie dają! 


Artykuł traktujący o zabiegach w normalnych lasach gospodarczych (plantacjach desek) w całej Bawarii stał się w rękach hejterów argumentem za cięciami w Puszczy Białowieskiej, objętej ochroną w ramach unijnego systemu Natura 2000 i wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco (dla wielu obcokrajowców najcenniejszy obiekt znajdujący się w Polsce). Powszechnie mylili lasy Bawarii z Lasem Bawarskim (parkiem narodowym, którego artykuł nie dotyczył), a nawet z Lasem Hambach. Ten ostatni został mimo protestu ekologów skazany na zniszczenie przez kopalnię odkrywkową. Trzeba jednak podkreślić, że nie był on objęty żadną ochroną, o obszarach Natura 2000 nie wspominając. Nie ta skala, nie ta ranga. Nie ma czego porównywać.

Trzeba to jeszcze raz wyraźnie napisać: artykuł z die Welt dotyczył zwykłych lasów gospodarczych (w większości zresztą prywatnych), a nie lasów chronionych Naturą 2000 (choćby i pełniły także cele gospodarcze, ale nie jako jedyne) w perle przyrody Polski i Europy. To tak jakby pisać: rozbierzmy Wawel, bo Niemcy rozbierają stare kurniki i nikt się nie czepia.

Przy okazji warto rozumieć, że w ochronie przyrody mamy dwa obozy specjalistów, które stoją po przeciwnych stronach barykady. Przyrodników i leśników. Są ze sobą w naprawdę ostrym sporze. W czerwcu 2017 r. ukazał się list otwarty 33 dziekanów i prodziekanów wydziałów przyrodniczych sprzeciwiający się masowym cięciom w Puszczy (wcześniej negatywne stanowisko wyraził Komitet Ochrony Przyrody PAN oraz Państwowa Rada Ochrony Przyrody, a także w indywidualnych stanowiskach wiele uniwersytetów i zagranicznych środowisk naukowych).

Tymczasem równocześnie pojawił się drugi list – „środowisk nauk przyrodniczych i leśnych”, z całkowicie przeciwnym żądaniem.  Podpisany przez 46 osób – wyłącznie z ośrodków nauk leśnych i dendrologicznych. 

Trzeba rozumieć, że leśnicy żyją z zarabiania na sprzedaży drewna, a więc i z wycinania drzew. Są sprzymierzeńcami zrównoważonej gospodarki przyrodą, ale tylko o tyle, o ile prowadzi ona do produkcji jak największej ilości "desek". Jeśli jakieś praktyki ochrony przyrody rozmijałyby się tym celem – będą im przeciwni. Jest to zatem lobby, takie samo jak inne.  

Niektórzy z nich mają stopnie naukowe, ale nie można ich nazywać naukowcami w ścisłym sensie. Tak samo jak nie są naukowcami w ścisłym sensie profesorowie budownictwa czy budowy statków. To technicy. Należy bowiem odróżniać naukę od techniki. Ta pierwsza bada po prostu świat – bez stawiania sobie za cel znalezienia jakiegokolwiek zysku dla człowieka (przynajmniej na tym etapie) – ich celem jest zrozumienie świata i zachodzących zjawisk – budowanie nauki jako świątyni wiedzy, nieskażonej jakąkolwiek intencją zysku (jakiekolwiek aprioryczne intencje przeszkadzają zresztą w zdobyciu obiektywnej wiedzy).

Domeną techników jest natomiast zaprzęgnięcie wiedzy naukowej do służby człowiekowi, przekucie jej na technologie, zastosowanie w celach utylitarnych (użytkowych). Takimi technikami są leśnicy. Wiedzą jak hodować las, żeby przyniósł jak najwięcej przysłowiowych desek. I to ich interesuje, za to im płacą, a od wyniku finansowego przedsiębiorstwa Lasy Państwowe zależy jakie będą ich wynagrodzenia. A są one niemałe. Rok temu średnie wynagrodzenie w Lasach Państwowych wynosiło 7,8 tys. zł brutto  Nadleśniczy wyciąga 16 tys., jego zastępca 11 tys. a szeregowy leśniczy ponad 9 tys.  (przy okazji ciekawostka: na stanowiskach robotniczych zatrudnionych jest ledwie 9% pracowników LP).

Nie jest dla nich natomiast pierwszoplanowa wartość przyrodnicza lasu. Oczywiście od dobrej kondycji lasu zależy jego produktywność, ale kondycja innych gatunków roślin i zwierząt niż ten, który w danym miejscu leśnicy hodują (zazwyczaj sosna lub świerk, bo najszybciej przyrastają) jest dla niej najczęściej bez znaczenia.

Zupełnie inne cele powinny być wiodące w lasach objętych formami ochrony przyrody, w tym unijnym systemem Natura 2000 (wiodące, bądź równorzędne, zależy jaka ranga ochrony). Chronimy przyrodę, aby zachować poszczególne gatunki, a one do przeżycia potrzebują zachowania całych siedlisk, całego otaczającego je środowiska i zachodzących w nim procesów (niektóre właśnie martwych świerków).

Jednym z takich procesów jest samoregulacja. W przyrodzie często zdarzają się anomalie od sytuacji typowej (spowodowane np. bardziej łagodną lub surową zimą, suszą, powodzią, pożarami itp.), ale przyroda jest na nie przygotowana, właśnie dlatego, żeby umiała przetrwać. Działają takiego sprzężenia, że po pewnym czasie sytuacja wraca do normy. Jak jednego roku jest nadmiar żab, to bociany mają dużo pożywienia, ich populacja rośnie i w następnym roku jest ich tak dużo, że żaby mają ciężki los i ich populacja znowu spada (w przenośni oczywiście, w rzeczywistości żaby nie są preferowanym pożywieniem bocianów).

Tak więc leśników, choćby byli profesorami leśnictwa, jak Szyszko, nie można traktować za obiektywnych i bezstronnych w kwestiach ochrony przyrody. Stanowią najzwyklejsze lobby. Dlatego fakt, że leśnik stał na czele Ministerstwa Środowiska w istocie urągało wszelkim standardom. Był w konflikcie interesu. Leśnik decydował ile drzew można wyciąć w chronionych przyrodniczo lasach, myśliwy decydował jakie gatunki powinny być chronione przed odstrzałem, a jakie nie.

Przypominają mi się tutaj słowa premiera Morawieckiego z expose: „Lasy są naszym bogactwem. To najlepiej rozumieją i najlepiej dbają o nie leśnicy. Bardzo im za to dziękuję.” Abstrahując od tego, że każdy w miarę doświadczony obserwator polityki mógł spodziewać się, że te słowa niczego dobrego dla Szyszki nie oznaczały (jakoś tak się dzieje, że przed odwołaniem wysocy urzędnicy z reguły słyszą same ciepłe słowa). Ale to tak jakby powiedział, że polskie zabytki najlepiej będzie chronił polski deweloper. Na stanowisku Generalnego Konserwatora Zabytków prezes jakiejś dużej firmy budowlanej. Co by Państwo powiedzieli? Mógłby to być nawet i „naukowiec”. Doktor ekonomii, profesor konstrukcji żelbetowych.

Jak ten ekspert,  który odpowiada obecnie za przygotowanie planu ochrony Puszczy Białowieskiej. Naukowiec, a jakże. Specjalizacja? Piły spalinowe.

Prawda jest taka, że drewno zajęte przez kornika nie nadaje się zapewne na deski, ale już na papier czy na płytę meblową - jak najbardziej. A to obecnie główne zastosowanie tego surowca. Na drogach i torach rzadko widać transporty dłużycy, za to metrowych odcinków pełno. Nawet w sklepach meblarskich trudno znaleźć dziś meble z prawdziwego drewna. Tak więc "cięcia sanitarne" to kupa szmalu. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Prawda jest też taka, że "cięcia sanitarne" nie szkodzą kornikowi, bo trzeba by każde zakażone drzewo wyciąć w ciągu miesiąca - dwóch od zasiedlenia, a to fizycznie nie możliwe. Wycina się więc głównie drzewa przez kornika już opuszczone, a przy tym niszczy niższe piętra roślinności i siedliska wielu gatunków. Prawda jest też wreszcie taka, że świerk stanowi 12% drzew w PB i nawet jak w całości umrze to nie zginie przez to Puszcza (kornik zasiedla wyłącznie świerki). Te 12% to i tak za dużo, bo był w przeszłości preferowany przez leśników i obecnie po prostu natura naprawia błędy człowieka. Pomogłoby to tylko przebudować drzewostan w kierunku bliższym naturze, jeżeli tylko wycięte drzewa nie zostaną zastąpione nowymi świerkami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości