Tak wyglądało w praktyce Powstanie Warszawskie! / Fot. Google
Tak wyglądało w praktyce Powstanie Warszawskie! / Fot. Google
el.Zorro el.Zorro
477
BLOG

Rozważania na rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 5

Człowiek mądry uczy się na błędach, najlepiej cudzych.

Polak ma wstręt do nauki, więc gloryfikuje swoje klęski i powtarza błędy.


Nastaje sierpień, czyli miesiąc sakro-turystyki pieszej do Częstochowy i niezdrowego, patriotycznego podniecania się na wspomnienie równie bezsensownego, co tragicznego w skutkach dla przyszłych pokoleń Polaków Powstania Warszawskiego.

Okoliczności wzniecenia Postania Warszawskiego do dziś nie zostały jednoznacznie wyjaśnione, wiadomo tylko, że była to ewidentna samowolka kilku zblazowanych, mających do tego problem z nadużywaniem alkoholu przedwojennych pułkowników, których z przysłowiowego braku laku, uczyniono generałami.

Pisząc wprost, wzniecenie Powstania ewidentnie złamało rozkaz Wodza Naczelnego, a mając na uwadze skutki tej samowoli, inicjatorzy powinni trafić przed Sąd Wojenny, który miałby pełne podstawy do tego, aby postawić te osoby naprzeciw Plutonu Egzekucyjnego, gdyby nie skorzystały ze zwyczajowego aktu łaski, jakim było pozostawienie winowajcy przed butelką wódki, obok której kładziono jego broń służbową z jednym nabojem.

W zasadzie jedynym sensownym wytłumaczeniem zachowania „Montera” byłby atak alkoholowego delirium, w wyniku którego ów oficer, jak na przedwojennego oficera przystało, zamiast właściwych dla stanu delirium u cywilów: białych myszy lub różowych słoni, zobaczył ...radzieckie czołgi!

No bo nawet w stanie upojenia alkoholowego, ówczesny starszy oficer nie miał prawa pomylić czołgów niemieckich, które właśnie rozładowywała z eszelonu Dywizja Herman Goring, z czołgami radzieckimi.

Różnica w wyglądzie była tak znacząca, że nawet mało obeznany z wojskiem pacyfista nie powinien się pomylić, zaprawdę.

Wystarczyło, nawet kumatemu podoficerowi, spojrzeć na dokładniejszą mapę Europy Środkowej, aby zrozumieć kluczową rolę Warszawy, będącej nie tylko węzłem komunikacyjnym dla całego Mazowsza, ale również miejscem, w którym istniały aż 4 przeprawy mostowe, łączące brzegi Wisły. Następna przeprawa przez Wisłę była dostępna dopiero pod Włocławkiem i w Toruniu, wcześniejsza w okolicach Puław. Czyli szmat drogi, zwłaszcza dla dywizji w pierwszej linii frontu.

Więc jakby nie dywagować akademicko, Hitler nie mógł sobie pozwolić na luksus łatwego oddania Warszawy, bo następna, mająca znaczący obronny potencjał strategiczny przeszkoda przed nacierającą Armią Czerwoną, była linia Odry, wraz za budowanymi od połowy lat 20 XX wieku liniami umocnień zwanych: Oderstellung i Pommernstellung, W najkrótszym dystansie odległa o niewiele ponad 70 km od Berlina!

A to oznaczało, że zwłaszcza lewobrzeżna Warszawa, o ile to możliwe, wraz z niedaleką Twierdzą Modlin, stanie się dla sztabowców Hitlera obszarem o strategicznym znaczeniu, który będzie nie tylko bronionym do ostatka, ale podczas uporczywej obony, niczym Stalingrad, metodycznie przekształcanym w morze ruin, gdyż dokładnie to ruiny miast z zagruzowanymi ulicami, dają najlepsze schronienie przed atakującymi.

Na przykład nie grożą zawaleniem się na głowy broniących i świetnie ochraniają przed ogniem artyleryjskim.

Zapyta więc dociekliwiec, jak to się stało, że zrujnowaną Warszawę zajęto bez większych walk, bo morza ruin praktycznie nikt nie bronił.

Cóż, w styczniu 1945 roku, na polskim odcinku Frontu Wschodniego sytuacja strategiczna była diametralnie odmienna od tej, z końca lata 1944 roku!

A wszystko za sprawą inwazji w Ardenach!

W sierpniu i wrześniu 1944 roku, Wermacht i wspomagające go formacje Waffen-SS, JESZCZE POSIADAŁY na tyle znaczący potencjał bojowy, aby zadawać nacierającym, czy to na Froncie Zachodnim, czy na Froncie Wschodnim, dotkliwe straty. Trzeba pamiętać, że produkcja zbrojeniowa w III Rzeszy osiągnęła apogeum dokładnie w 1944 roku, a dostarczane hitlerowskim dywizjom modele uzbrojenia często znacząco przewyższały możliwościami oręż przeciwników.

Jednak machina wojenna III Rzeszy miała wręcz klasyczną Piętę Achillesa.

III Rzesza praktycznie nie dysponowała własnymi zasobami ropy naftowej i musiała bazować na tym co było na terenach okupowanych i w sojuszniczej Rumunii. Po wyparciu hitlerowców z roponośnych terenów Karpat i po zniszczeniu bombardowaniami struktury wydobywczej i rafinerii w rumuńskim zagłębiu Ploeszti, na jesieni 1944 roku, kwatermistrzowie Wermachtu mogli polegać JEDYNIE na produkcji benzyny syntetycznej, a po zbliżeniu się Armii czerwonej do Oświęcimia, gdzie znajdowała się jedna z dwóch wydajnych linii produkcji benzyny syntetycznej, pozostała im TYLKO wytwórnia w pod szczecińskich Policach.

Jak wiemy, końcem 1944 roku, Hitler rozkazał przeprowadzić nader ryzykowną, bo zakładającą zdobycie alianckich magazynów paliw, ofensywę przez Ardeny, na rzecz której rozkazał przekazać WSZYSTKIE rezerwy, więc nie tylko najnowsze uzbrojenie, ale, przede wszystkim, resztki zapasów paliwa. Ofensywa ta, głównie z powodu braku płynności dostaw paliwa, spaliła na panewce, więc w styczniu 1945 roku nie tylko nie było komu obsadzić pozycji obronnych w ruinach lewobrzeżnej Warszawy, ale wręcz nie było na czym dowieść na te pozycje wyznaczone dywizje! Sztabowcy Hitlera szacowali, że ofensywa Armii Czerwonej ruszy DOPIERO PO ROZTOPACH, więc w okolicach połowy kwietnia 1945 roku, tymczasem czerwonoarmiści bardzo sprawnie sforsowali Wisłę po lodzie już w styczniu, a kwietniu zameldowali się już na rubieży Odry, posiadając miażdżącą przewagę nad rozpaczliwie broniącymi się często w nieunieruchomionych brakiem paliwa, wkopanych w ziemię, czołgach, Niemcami.

Wróćmy jednak do samego Powstania Warszawskiego i wręcz skrajnej nieodpowiedzialności jego inicjatorów!

Brednie o powszechnym wśród Warszawiaków „pragnieniu wypędzeniu znienawidzonych Niemców z Warszawy”, to ordynarna i kłamliwa propaganda poprawiaczy Historii made in AK i sierot po Rządzie Londyńskim.

Tak naprawdę, to liczba konspiratorów z AK, przygotowaniach i wyszkolonych do pojęcia zbrojnej walki z garnizonem okupacyjnym Warszawy, ledwo sięgała 3 tysięcy ochotników, głównie zindoktrynowanej młodzieży, z których ledwie co drugi miał broń, a co piaty potrzebną do walki ilość amunicji! Aby było jeszcze weselej, na kilka tygodni przed wznieceniem Powstania, na potrzeby Akcji „Burza”, wręcz ogołocono konspiracyjne arsenały Warszawy, gdyż wedle planów, Warszawa była z Akcji „Burza” wyłączona.

Fatalnie też było z osobistym wyszkoleniem żołnierskim powstańców. Większość, jak na przykład st. szer. pchor. Kamil Baczyński, po prostu nie zdawała sobie sprawy z zasięgu podstawowej broni osobistej wroga, czyli karabinu Mauser wz. 98. Ten pamiętający jeszcze XIX wiek karabin, pozwalał w wykonaniu standardowym razić wroga na dystansie ponad 400 metrów, a zaopatrzony w celownik optyczny na dystansie ponad 1 kilometra. Słabo wyszkoleni powstańcy, początkowo lekceważyli zagrożenie od strzelców strzelców wyborowych, wystawiając się na strzał w przerwach walk.

Do tego trzeba podziwiać wręcz niepoczytalność WSZYSTKICH dowódców Powstania Warszawskiego, KTÓRZY WYRAŹNIE NIE ZNALI TREŚCI Konwencji genewskich!!!

No bo, za przeproszeniem kalek intelektualnych, TYLKO osoba dotknięta ciężkim kretynizmem, ... albo „niezłomny dowódca AK”, mogła posłać w bój przeciwko siłom okupacyjnym ...cywilów!

Rzecz w tym, że Konwencje genewskie biorą w ochronę JEDYNIE żołnierzy przeciwnika, natomiast wobec zbuntowanych cywilów zezwalają na stosowanie drakońskich praw stanu wojennego, z prawem do zabijania WSZYSTKICH uzbrojonych cywilów, nawet bez sądu.

Po prostu jaśnie panowie jenerałowie z awansu społecznego, jacy dowodzili AK, ZAPOMNIELI o dopełnieniu podstawowych formalność wobec powstańców, dzięki którym staliby się pełnoprawnymi żołnierzami Wojska Polskiego, a nie, jak ich traktowano praktycznie przez całe Powstanie, jako pospolitych bandytów.

W praktyce, wystarczyło, aby Rząd w Londynie wydał JEDEN, JEDYNY DOKUMENT, ogłaszający na terenie Warszawy ...mobilizację! Polska, w przeciwieństwie do pozostałych państw okupowanych przez III Rzeszę NIGDY NIE SKAPITULOWAŁA, więc „Obwieszczenie o Powszechnej Mobilizacji”, pozwalało uczynić z powstańców pełnoprawnych żołnierzy i uchronić ich od zbrodniczej zemsty ze strony sił pacyfikujących Warszawę.

A tak powstańców potraktowano jako pospolitych bandytów, którzy zbrojnie porwali się zbrojnie na siły policyjne okupowanej Warszawy.

Jak to wykazano w publikacji: „Powstanie Warszawskie, prawda i mity”,

powstanie Warszawskie nie zostało wzniecone przeciwko hitlerowskiemu okupantowi, ale tylko po to, aby spróbować pokrzyżować plany imperialnego podporządkowania Polski Stalinowi.

Było wymierzone bezpośrednio w trwałość koalicji Wielkiej Trójki, która miała dwa priorytety:

-najpierw doszczętne unicestwienie III Rzeszy,

-potem unicestwienie imperium Cesarstwa Japonii.

Do tych zadań potrzebna była współpraca z ZSRR, więc to Stalin dyktował to, jaki obszar pozostanie po wojnie w strefie dominacji imperialnej ZSRR. A Stalin domagał się okupacji części terenów Niemiec, więc naturalnym było to, że będzie potrzebował kontroli strategicznej nad terenem powojennej Polski, aby kontrolować okupowanie terenów niemieckich.

Bilans Powstania okazał się być przerażający!

Przed Powstaniem Warszawskim, według danych okupanta, lewobrzeżną Warszawę zamieszkiwało około 800`000 mieszkańców.

W walkach i w wyniku regularnego ludobójstwa sił pacyfikujących Warszawę, życie straciło około 200`000 mieszkańców, czyli 25%, mieszkańców, czyli co 4 Warszawiak!

Ale w grupie obejmującą warszawską młodzież, straty były na poziomie 75%, czyli na 10 młodych Warszawiaków, 7 poległo, lub zostało zamordowanych, z czego połowa tych strat nastąpiła w pierwszych 10 dniach powstania!

Na drugim końcu są niewielkie straty wśród kary dowódczej, bo około 80% kadry dowódczej przeżyło Powstanie w dobrej kondycji fizycznej.

A taka statystyka dowodzi, że zaangażowanie w walki najwyższego szczebla dowodzenia było po stronie AK wręcz znikome, a cały ciężar zabezpieczenia dowódczego Powstania spadł na nieprzygotowanych do takiego zadania dowódców plutonów i kompanii, czyli tam, gdzie odnotowano największe straty. (Zginęło lub zostało ciężko rannych 95% pierwotnych dowódców kompanii i plutonów).

Konkludując, fajnie się sadzi politykom puste frazesy na temat pożytku z daremnej rzezi warszawskiej młodzieży na barykadach powstańczej Warszawy.

Ostatecznie nic ani im życiu, ani pazernie gromadzonej prywacie nie zagraża, nieprawdaż?

Łatwo też było dowódcom AK posłać w bój niedostatecznie przeszkoloną w arkanach żołnierskiego rzemiosła młodzież, bo byli pewni, że im samym większe ryzyko przynosi dowodzenie strukturami AK w warunkach konspiracji, niż dowodzenie zrywem powstańczym Warszawiaków!

W okupowanej Warszawie, w każdej chwili groziła im dekonspiracja i aresztowanie, w Warszawie powstańczej, do ich kwater nie mieli bezpośredniego dostępu funkcjonariusze władz okupacyjnych.

Czy było warto?

Należałoby o to spytać ówczesnych Warszawiaków, a nie beneficjentów procederu zbójeckiej "reprywatyzacji" gruntów Warszawy!

Z rozmów z tymi Warszawiakami, którzy przeżyli Powstanie,

jakie Zorro odbył w czasie kilku lat studiów, wynikało niezbicie, że gdyby dowódcy AK uczciwie poinformowali Warszawiaków, zarówno o dysproporcji sił, jak i o znaczeniu dla planów powstrzymania ofensywy Armii Czerwonej na linii Wisły infrastruktury komunikacyjnej Warszawy,

nigdy by nie wsparli idei powstania!

Warszawiacy boleśnie doświadczyli okrucieństw okupanta, więc nie mieliby złudzeń co do swojego losu w przypadku upadku powstania. Mieli przykład, jak okupant obszedł się z terenem warszawskiego getta.

Dziś największymi piewcami bezsensownych i z góry skazanych na klęskę powstań są ci, którzy nasłuchali się przechwałek i bajek od tych, którzy o ile w ogóle w walkach brali udział, to incydentalnie.

Ci, co rzeczywiście walczyli na powstańczych barykadach od pierwszych dni i jakimś cudem przeżyli, na samo wspomnienie tego co przeżyli, zwykle doznawali rozstroju nerwowego i jedyne co pamiętają, to zmasakrowane zwłoki swoich kolegów i koleżanek, wycie Sztukasów, przerażający odgłos odpalających rakiety „krów”, nałożony na łoskot walących się kamienic. Pamiętają zamienione w polowe cmentarze nawet skrawki trawników i przenikliwy smród kanałów, po wyjściu z których nie było wody, aby zmyć płynące kanałami fekalia i ekskrementy z ciała. Czasami trzeba było kilka dni nosić śmierdzące kupą ubranie, ciesząc się, że udało się, często po kilku godzinach, obmyć twarz i ręce.

Sorry, ale masochizm się leczy, niepoczytalność i lekkomyślność piętnuje, a nie gloryfikuje!

Co do okazania było. Amen.


Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo